poniedziałek, 29 lutego 2016

W oparach absurdu czyli wszystkiemu winien Kaczyński

Przeglądając okładki czasopism dzisiaj w sklepie zwróciłem uwagę na okładkę pewnego tygodnika, którego redaktor naczelny (a może nawet cała redakcja) cierpi na chyba dość ostry przypadek paranoi. Oto ujrzałem zdjęcie Jarosława Kaczyńskiego z wykrzywioną miną i zaciśniętą pięścią (a jakżeby inaczej), a do tego duży napis: „Przeproś Lecha i Polaków”. Za co ma Prezes przepraszać Lecha i Polaków nie mam pojęcia. Domyślam się, że pewnie wiedzą to redaktorzy tego tygodnika i z pewnością wyjaśniają to nawet swoim czytelnikom. Nie chciało mi się tego jednak sprawdzać – nie biorę z reguły do ręki pism brukowych, a poza tym nie wiem, czy jest jakikolwiek sens czytania czegoś, co wskazuje na poważne zaburzenia psychiczne autora. Przypominając sobie inne okładki tego tygodnika domyślam się, że jest to rodzaj paranoi prześladowczej.

wtorek, 23 lutego 2016

Bolek i Lolek

Niektórzy sobie zapewne wyobrażają – wciąż nie chcąc dopuścić do świadomości faktów, które roztrzaskują w drobny mak ich złudzenia – że gen. Kiszczak miał na emeryturze takie hobby: siedział i pieczołowicie fabrykował dziesiątki stron dokumentów obciążających noblistę, by potem po jego śmierci jego żona mogła to sprzedać za dobrą cenę. Tak trudno im się pogodzić, że to „oszołomy” miały rację co do genezy i patologii III RP.

sobota, 6 lutego 2016

Drewnianym uchem: Nie wszystkim pasują „Polskie drogi”

O płycie Kuby Płużka dowiedziałem się z krótkiego artykułu Jana Pospieszalskiego z jednego z ostatnich numerów „Do Rzeczy”. Lubię jazz i zawsze z ciekawością sięgam po nowe nagrania lub płyty, jeśli w danym momencie mnie na nie stać. Dużą radość sprawia mi odkrycie nowych, intrygujących zjawisk we współczesnym jazzie. Rekomendacje krytyków muzycznych nie zawsze się sprawdzają. Pamiętam jak niegdyś przeczytałem entuzjastyczną recenzję płyty wydanej przez bodajże córkę któregoś z polskich muzyków jazzowych. Przy najbliższej okazji kupiłem ją w sklepie, nawet nie pomyślawszy o tym, by chociaż sprawdzić fragmenty utworów. Kląłem potem jak szewc, chyba nawet nie dosłuchałem płyty do końca. Zastanawiałem się tylko, czy recenzent ma drewniane ucho, czy też ktoś go sowicie opłacił za laurkę. Ale w końcu czymś się trzeba kierować, a rekomendację można zawsze obecnie – z reguły bez trudu – sprawdzić w Internecie, choćby na YouTube.

Rzecz jasna z miejsca zacząłem szukać utworów młodego pianisty. Tyle tylko, że tym razem ze zdobyciem płyty zatytułowanej „Eleven songs” może być problem, a – kto wie? – może nawet będzie ona osiągać zawrotne ceny na tzw. „rynku wtórnym”. Jak pisze bowiem Jan Pospieszalski, spadkobierczynie praw autorskich do kompozycji „Polskie drogi”, która znalazła się na tym krążku, najpierw przez kancelarię prawną zaczęły domagać się honorarium (co jeszcze nie dziwi), ale zaraz potem również wycofania płyty ze sprzedaży ze względu na interpretację Płużka, która im się nie spodobała. Bardziej szczegółowy opis całej sprawy, oprócz tego w artykule Jana Pospieszalskiego, można przeczytać m.in. tutaj.

Udało mi się znaleźć właśnie „Polskie drogi” w wykonaniu Płużka. Udało i... muszę powiedzieć, że szczęka mi opadła. Ta interpretacja po prostu jest... piękna! Pianista nadał jej swój charakter, wyraźny i odrębny, inny choćby od „klasycznej” interpretacji Leszka Możdżera czy Pata Metheny’ego i Anny Marii Jopek, które niewiele zdają się odbiegać od pierwowzoru. Ale nie przedobrzył, nie udziwnił jej tak, że słuchacz ma ochotę cisnąć czymś ciężkim w głośnik, bo interpretator postanowił pokazać na siłę, że jest lepszy od autora pierwowzoru. Dlaczego więc komuś zależy na tym, by zaszkodzić młodemu jazzmanowi i narazić producenta na straty? W jaki sposób zła interpretacja znanego utworu (a ta zła nie jest) może narazić na szwank kompozytora albo jego spadkobierców? Chyba tylko pomnożyć jego sławę, bo przecież wszyscy będą tym bardziej dostrzegać zalety oryginału. Zresztą posłuchajcie sami (póki jeszcze można):

czwartek, 4 lutego 2016

Śmieci „wSieci” II czyli szykuje się zmiana na froncie kultury

Red. Piotr Zaremba ogłosił ostatnio, że zamiast wybrać drogę kariery w telewizji publicznej, zdecydował się pozostać w redakcji tygodnika „wSieci”. Napisał tam między innymi:

Rzeczą nową będzie to, że w ramach tygodnika będę koordynował tematykę kulturalną i historyczną – nie rezygnując z roli komentatora wydarzeń politycznych. Uważam, że środowiska konserwatywne i centroprawicowe za małą wagę przywiązują do tematyki najszerzej pojmowanych wyzwań cywilizacyjnych, i do kultury. Zamierzam próbować to zmienić – przede wszystkim we własnych mediach. Muszę też skończyć kilka swoich projektów książkowych. 

O!

Czyli powinniśmy przyszykować się na drastyczne zmiany, bo akurat dział tzw. „kulturalny” jest w tygodniku „wSieci” najgorszy ze znanych mi działów liczących się tygodników opinii. Pisałem już o tym przed paroma miesiącami na tym blogu i swojego zdania od tamtego czasu nie zmieniłem. Wielokrotnie też w rozmowach z moimi znajomymi wyrażałem ubolewanie nad lekceważeniem kultury w środowiskach prawicowych, a zwłaszcza na łamach tego „największego konserwatywnego tygodnika opinii”. To się po prostu musi zemścić. Zwłaszcza w sytuacji lewackich inklinacji znacznej części środowiska artystów, pisarzy i malarzy (co w kraju doświadczonym przez komunizm jest co najmniej dziwne i świadczyć się zdaje o poważnych zaburzeniach w mózgu).

Nie wiem, ale może red. Zaremba (którego jako publicystę jakoś tam cenię) zainspirował się telewizją publiczną, bo słyszałem, że mają przywrócić po latach przerwy program kulturalny „Pegaz”. Tak więc widocznie i w tygodniku „wSieci” uznano, że czas przestać traktować czytelników jako głupców, którzy oglądają tylko eMpTyV i ogólnie mają sieczkę w głowie. Niech mnie wobec tego zaskoczą, bo czasopismo to przestałem kupować mniej więcej w tym samym czasie, kiedy przestał publikować na jego łamach Jan Polkowski (jednoosobowo realizujący program kulturalny). Jeśli je w ogóle biorę do ręki, to tylko po to, by z westchnieniem odłożyć i sięgnąć po „Do Rzeczy”, który to tygodnik ma na szczęście Andrzeja Horubałę i Krzysztofa Masłonia, a więc można przeczytać jeszcze coś z tzw. „górnej półki” oprócz dywagacji red. Goćka o popkulturze. Może trochę kłamię – zdarza mi się bowiem kupić wydanie z dodatkiem „Fronda”, który daje mi jakąś drobną namiastkę działu kulturalnego, choćby przypominając książki i autorów dawno już nieobecnych w księgarniach.

Czekam więc na to, że „wSieci” zacznie dostrzegać zjawiska istotne, zjawiska przemilczane, zjawiska niedoceniane. Czekam, że w dziale kulturalnym wreszcie docenią np. trud wydawnictw, które przywracają pamięć o pisarzach wartych lektury, a nieobecnych w powszechnym obiegu czytelniczym lub którzy powoli zdobywają sobie kolejnych czytelników, takich jak: Florian Czarnyszewicz, Michał K. Pawlikowski, Ferdynand Goetel, Ludwik Karol Koniński, Andrzej Bobkowski, Tadeusz Nowakowski… Czekam, że tygodnik „wSieci” zauważy, że pojawiają się nazwiska nowych autorów, którzy wydali już nawet czasem więcej niż jedną książkę: Marta Kwaśnicka, Jakub Lubelski, Przemysław Dakowicz i inni, których nie znam, a których może chętnie bym przeczytał… Czekam, że ktoś zorientuje się, że w Polsce pisze się poezję, że są nagrody i festiwale poetyckie, że oprócz Jana Polkowskiego tworzą również inni, często młodsi, poeci: Jacek Dehnel, Jacek Podsiadło, Wojciech Kudyba, wspomniany już Przemysław Dakowicz, środowisko „Biura Literackiego”, które wydaje również konsekwentnie spuściznę literacką Tymoteusza Karpowicza… Czekam, że tygodnik „wSieci” zwróci uwagę na to, że w Polsce robi się zdjęcia i organizuje wystawy fotograficzne, że są wystawy malarskie… Czekam, że czasopismo „wSieci” przestanie mnie traktować jak idiotę i zacznie pisać również o muzyce klasycznej i przybliżać współczesną muzykę poważną i nowych kompozytorów. Czekam, że choć kilkoma słowami skomentuje najnowsze nagrody przyznawane artystom, pisarzom, muzykom… Czekam, …niech mnie pan red. Zaremba zaskoczy!

Wątpię.