poniedziałek, 29 października 2012

Z życia mikrobów XXI - Historyk, a może histeryk albo zwykły łgarz

Kłamią polscy dziennikarze i komentatorzy życia publicznego. Kłamią polscy politycy. Dlaczego jednak kłamie – mówiąc o polskich sprawach – pewien brytyjski historyk, a może histeryk? Jaki ma w tym interes? Oto, wymyślił sobie początek filmu „Mgła”, początek, który w filmie nie istnieje. I ponoć pokazywał go w Oxfordzie. Sam go sobie nakręcił?

Nakręcił, pokręcił czy po prostu wrednie kręci licząc na to, że i tak większość czytelników nie wie, nie sprawdzi, nie obejrzy, a uwierzy mu na słowo honoru? Ale co to za honor? I czy warto wierzyć w inne jego historie o dawnych dziejach, skoro o tym, co teraz, nie potrafi powiedzieć uczciwie kilku słów prawdy?

czwartek, 4 października 2012

Rzeczywistość jak sowieckie zdjęcie

W miniony piątek słuchając rano wiadomości w II Programie Polskiego Radia przypomniałem sobie o wystawie, jaką niegdyś oglądałem we Wrocławiu. Była to ekspozycja przedstawiająca komunistyczne zdjęcia propagandowe oraz chwyty stosowane przez tę propagandę, by wyeliminować niepożądane elementy. Na kolejnych grupowych fotografiach Komitetu Centralnego można było oglądać, jak znikali przedstawiciele bolszewickiej wierchuszki, którzy popadali w niełaskę. Po prostu starannie retuszowano miejsca, w których stali, zacierając pamięć o ich istnieniu. Eliminowano ich fizycznie nie tylko w realnym życiu, ale również na papierze. Likwidowano jakikolwiek ślad ich egzystencji.

Otóż wiadomości w II Programie Polskiego Radia przypominały mi dokładnie te zabiegi sowieckiej propagandy. Jadąc samochodem byłem w szoku, choć chyba już dawno powinienem się był przyzwyczaić. Jakaś magiczna gumka-myszka cenzora starannie oczyściła ze zbędnych elementów obraz ostatnich wydarzeń związanych ze skandalem ekshumacji. Ostre kanty zniknęły. Żeby jednak nie było nadto różowo, ostało się złowrogie milczenie szwarccharaktera mediów głównego nurtu… Kogo? Tak, tak, zgadliście – Jarosława Kaczyńskiego!

Wstrząsające było to, że w dobie istnienia różnych mediów – ponoć „niezależnych” – owe „wiadomości” były tak jednostronne, jakby Polskie Radio stało się tubą propagandową rządzącej partii. Nie przedstawiono w ogóle przeciwnego punktu widzenia! Mimo że relacji z Sejmu poświęcono dość sporo czasu, jak na krótką formę takich (dez)informacji, to nie znalazł się choć jeden fragment wypowiedzi opozycji. Ba! Chociaż np. syn Anny Walentynowicz w ostrych słowach skomentował wypowiedź prokuratora generalnego (nazywając go wprost „kłamcą”), to nic z tego nie pojawiło się w prezentacji zeszłotygodniowych wydarzeń. A przecież chyba dziennikarzy powinno zainteresować, jakie są odczucia rodzin osób, które zginęły w katastrofie smoleńskiej! (I których pan premier tak ładnie przeprosił słowami, które można by streścić mniej więcej tak: „Ja was bardzo przepraszam. Powinniście się jednak wstydzić!”) Okazuje się, że ich to jednak zupełnie, ale to zupełnie nie obchodziło. Ostało się jedynie to wspomniane złowrogie milczenie Prezesa.

W poniedziałek rano nie było lepiej. Już na wstępie dowiedziałem się, że propozycja zgłoszenia kandydata na premiera przez PiS została potraktowana w „kategorii żartu”. Przynajmniej takie mniej więcej słowa zapadły mi w pamięć. A przecież o tym kandydacie wówczas nie wiedziano nic!

Nie śledzę w ostatnim okresie uważnie medialnych doniesień. Nie mam na to po prostu czasu. Jednak obraz mediów głównego nurtu, jaki kształtuje się w mojej wyobraźni na podstawie sporadycznych moich z nimi zetknięć, jest tragiczny. Na szczęście istnieje jeszcze strefa wolnego słowa w Internecie. Tam można skonfrontować, jak np. naprawdę wyglądała ostatnia demonstracja w Warszawie i porównać to z tym, co pokazują oficjalne przekaziory.

Co jakiś czas słyszę w II Programie Polskiego Radia upomnienia i nawoływania do płacenia abonamentu. Byłem i jestem przeciwnikiem komercjalizacji publicznych mediów, gdyż uważam, że nie będą one nadawały wielu pożytecznych i ciekawych audycji, dbając bardziej o zarobek niż o szerzenie kultury. Nie zamierzam jednak płacić ani grosza na radio, które serwuje mi obraz przypominający bardziej wyretuszowane sowieckie zdjęcie niż rzetelną próbę odzwierciedlenia rzeczywistości.

W zasadzie ten tekst powinien był pojawić się tydzień temu, ale nie było kiedy go dokończyć. W międzyczasie zresztą było tyle fascynujących wydarzeń. Ot, choćby pewien ślub czerwonej księżnej czy może innej baronowej. Bo dochowaliśmy się już czerwonej arystokracji. Tak, tak, transformacja zakończyła się pełnym sukcesem! Nie jest to może jeszcze ślub na miarę ślubu księcia Williama, ale poczekajmy jeszcze trochę. Już teraz możemy im skoczyć. I oni dobrze to wiedzą. I dobrze by było, żebyśmy i my zdawali sobie z tego sprawę.

PS
Wykasowałem linki na moim blogu do II Programu Polskiego Radia. Ani złotówki dla nich dopóty, dopóki nie staną się naprawdę publicznym radiem.