czwartek, 13 stycznia 2011

Nie są Państwo...

 ...zadowoleni? A to dlaczego? Przecież ufaliśmy i ufamy, a przyjaźń polsko-rosyjska kwitnie! Czyżbyście zawiedli się na Łobuzie od historii? A taki sympatyczny był! I tak pięknie obejmował Premiera Prymusa! A teraz popsuł mu wakacje!
Ach! Ależ przecież to nie on! To bezstronna i obiektywna komisja! No przecież!

sobota, 1 stycznia 2011

Taki był ów rok...

Kiedy 16 lutego zeszłego roku, tuż przed Wielkim Postem, a w ostatni dzień karnawału, zamieściłem na blogu swoją „sztuczkę” – która w zamierzeniu miała być satyrycznym komentarzem na temat czasopisma „Czterdzieści i Cztery” – nie przypuszczałem, że pojawiająca się tam w zakończeniu śmierć w śmiesznym przebraniu Prosiaczka zjawi się osobiście w moim prywatnym życiu, również zrzucając zabawne szatki i ukazując całą swoją grozę. Trzy dni później, w pierwszy piątek Wielkiego Postu, odszedł do Pana mój Tato.

Dokładnie miesiąc po śmierci mojego Taty miałem okazję spotkać niemal twarzą w twarz, na pewnej miłej uroczystości, ważniejszych bohaterów tragedii smoleńskiej. I ponownie: nie sądziłem nawet, że robię im jedne z ostatnich już zdjęć, że już nigdy nie będę miał okazji podać im dłoni i nie tylko dlatego, że zazwyczaj nie miałem sposobności ich spotykać prywatnie. Pamiętam spoconą twarz Władka Stasiaka z uśmiechem powtarzającego tę samą formułkę, ściskającego dłonie... W sali było gorąco... Pamiętam Przemysława Gosiewskiego z uśmiechem pozującego do zdjęcia. Pamiętam zaskoczonego, ale uśmiechniętego Prezydenta RP ściskającego dłoń osoby, której towarzyszyłem, a która chciała w ten sposób wyrazić swoją sympatię i wsparcie. Tym razem nie upłynął miesiąc... Pamiętam tamtą sobotę: kiedy otrzymałem SMS-a z wiadomością o katastrofie smoleńskiej, nie mogłem uwierzyć, nerwowo sprawdzałem informację w internecie...

I pamiętam jeszcze jedną tragiczną sobotę pod koniec lata i SMS-a o niespodziewanej śmierci z dala od kraju polskiego muzyka Irka Grabowskiego. Wiadomość otrzymałem od tej samej osoby, która dała mi znać o tragedii 10 kwietnia. Irek odszedł do Pana dokładnie pół roku po śmierci mojego Ojca, też w piątek.

Taki był ów rok. Takim go zapamiętam. Nie da się go zapamiętać inaczej, choćbyście sobie drwili z politycznej czy też poetyckiej nekrofilii, choćbyście sobie kpili z żałoby i wyliczali, ile dni czy tygodni należy pamiętać o naszych bliskich zmarłych. Taki był ów rok.

Zapamiętam go też z innego powodu, ale to już zupełnie inna historia...