wtorek, 28 maja 2019

Pogarda i goła prawda

Pogarda naszych nieszczęsnych „elit” wobec przeciętnych ludzi w Polsce jest zatrważająca. Mentalnie ci ludzie tkwią chyba w czasach głębokiej komuny. Albo po prostu w rzeczywistości wirtualnej, którą tworzą pewne główne media opiniotwórcze. Mogę zrozumieć jeszcze ich rozgoryczenie, że do europarlamentu nie dostali się ci, na których głosowali. Ale wyrażać je w taki sposób, w jaki wyrażają to ci aktorzy, celebryci, „dziennikarze”, „intelektualiści”, „autorytety moralne”!?! Oni po prostu gardzą Polakami, brzydzą się nimi, czują do nich wstręt. Aż dziwne, że w ogóle tutaj jeszcze mieszkają. No cóż, może po prostu nie znają języków, a w tej ich cudownej „Europie” pewnie nie mieliby takich warunków, jakie mają żyjąc tutaj i plując.

Żeby nie było tak różowo po „naszej” stronie: zadziwia mnie również buńczuczność niektórych reprezentantów władzy i sprzyjających im dziennikarzy („dziennikarzy”?), którzy z niemniejszą pogardą i chełpliwą butą odnoszą się do przegranej Konfederacji.

Panowie i Panie, Wy również gardzicie wyborcami, którzy na nich zagłosowali. Chciałbym zauważyć, że wśród nich znajdują się także ci, którzy wcześniej głosowali na Was, ale rozczarowali się Waszym stosunkiem do tak ważnych (wręcz ważniejszych od pomnażania dobrobytu) kwestii jak ochrona życia ludzkiego czy wystawieniem do wiatru frankowiczów. Potraficie w jeden dzień zmienić ustawę, by uspokoić lobby żydowskie, nie potraficie od wielu miesięcy zrobić nic, by uchronić niewinne dzieci przed śmiercią! Kiedyś przyjdzie Wam za to zapłacić. Utrata głosów nie będzie jeszcze największą karą. Każdy z nas wcześniej czy później musi spotkać się ze swoim Stwórcą. Wtedy nie będzie już żadnych wykrętów, tylko goła prawda.


poniedziałek, 27 maja 2019

Idą po nas sodomici albo kto zamienił leśniczówkę na apartament w Brukseli?

Wyniki wyborów w gruncie rzeczy nie są dużym zaskoczeniem. Osobiście nie wierzyłem w możliwość zwycięstwa Koalicji Europejskiej. Chyba trzeba było być pozbawionym jakiegokolwiek rozeznania politycznego albo być zacietrzewionym, ślepym anty-PiSowcem, by na nią głosować. Co ciekawe, to postsolidarnościowa partia, jaką jest PO, przyczyniła się do reanimacji PZPR. Jeśli się nie mylę, Grzegorz Schetyna swego czasu nie głosował w kontraktowych wyborach 4 czerwca. Teraz osobiście doprowadził do tego, że dinozaury z PZPR będą wciąż brylować na salonach i bezczelnie pouczać naród i polityków wywodzących się z Solidarności. No i trzepać kasę, bo posadka eruodeputowanego to okazja do napchania sobie kabzy. Zwłaszcza, gdy się dobrze pokombinuje. Niektórzy będą sobie mogli zrekompensować z nawiązką utraconą leśniczówkę.

Rozczarowuje wynik Konfederacji, która była o włos od zdobycia przynajmniej trzech miejsc w europarlamencie. Ale to też może być bodziec do przemyślenia strategii. Wydaje mi się, że Konfederaci powinni jednak trochę popracować nad retoryką, bo niebezpiecznie staczali się momentami w leperiadę, a przecież nie brak wśród nich ludzi inteligentnych, którzy wiedzą, jak właściwie posługiwać się językiem.

Na słabszy wynik (choć i tak lepszy od wielu sondaży) Konfederacji zaważyła też pewnie decyzja prawicowych wyborców, być może nawet w ostatnim momencie przed wrzuceniem kartki wyborczej do urny, że oddając na nią głos, daje się szansę na wygraną lewakom. I to pewnie będzie czynnik, który zadecyduje również o ostatecznym wyniku wyborów do Sejmu i Senatu jesienią. Wizja powrotu PO do władzy i to jeszcze w towarzystwie towarzyszy z PZPR będzie dla wielu wystarczającym argumentem do oddania głosu na PiS. Zwłaszcza w kontekście deklaracji Prezesa wykluczającej wszelką koalicję z Konfederatami.

Smuci przekroczenie progu wyborczego przez homoseksualną Wiosnę. Partia homoseksualna reprezentująca katolicką Polskę w europarlamencie to dość przykra sprawa. Nawet jeśli to tylko 3 eurodeputowanych, którzy sobie w ten sposób zapewnią bezkarne głoszenie antykatolickiej (a tym samym antyeuropejskiej) propagandy. Widać jest spora grupa antyklerykalnych wyborców, być może wychowanków urbanowego „Nie” i innych antykatolickich pism. To – wbrew niektórym komentarzom bagatelizującym wygraną Wiosny – duży sukces środowisk homoseksualnych, które ewidentnie nasiliły ofensywę w Polsce, robiąc wszystko, by o nich było głośno. Nie łudźmy się – ich celem jest zniszczenie Kościoła katolickiego, a tym samym cywilizacji europejskiej w Polsce. Mimo tarć, mają one też sojusznika w PO, a generalnie w Koalicji Europejskiej.

  

sobota, 25 maja 2019

Komsomolska czujność, czyli wróg ludu i postępowego ruchu LGBT-coś-tam nie śpi!

Okazuje się, że największa gazeta postępowej inteligencji z dużych miast powinna dostać oznakę Pawki Morozowa. W najbliższą niedzielę komsomolskie piątki będą sprawdzać, czy wrogowie ludu nie brużdżą w kościołach i z notatnikami w ręku będą pilnie słuchać, czy aby księża nie wyłamują się z obowiązku i odczytają list Episkopatu Polski. Donosy pewnie wylądują na biurku redaktora naczelnego, gdzie zostaną podane wnikliwej analizie, a postępowi informatorzy dostaną odznakę wzorowego komsomolca i bezpłatny egzemplarz gazety.

Walka z „czarnymi” przeszła do kolejnego etapu. A mądrość etapu jest taka, że każdy klecha to potencjalny pedofil o konserwatywnych poglądach, który będzie szedł pod prąd postępu postępów. Komsomolskim piątkom z pewnością ochoczo pomogą towarzysze z postępowego ruchu LGBT-coś-tam. Ruch LGBT-coś-tam jest szczególnie oburzony pedofilią wśród kleru, a swoje oburzenie wyraża wyświetlaniem filmów na murach domów, w czym przeszkadza faszystowska policja, która rekwiruje projektory.


piątek, 24 maja 2019

Vyvyan traci głowę, czyli nadchodzi „Nowy Wspaniały Świat”

W latach dziewięćdziesiątych miałem okazję oglądać w Anglii od czasu do czasu serial komediowy „The Young Ones”, który zrealizowano jeszcze w latach osiemdziesiątych. Głupawa ta komedia przedstawiała czwórkę młodych ludzi wynajmujących razem mieszkanie. Każdy z nich reprezentował inną subkulturę młodzieżową. W jednym z odcinków młodzieńcy jechali dokądś pociągiem. Punk Vyvyan idąc przez wagon zwrócił uwagę na tabliczkę przy oknie, na której było napisane: Nie wychylać się! Oczywiście natychmiast wystawił głowę przez okno – bo dlaczego niby nie? – i stracił ją. W następnej scence zobaczyliśmy tułów Vyvyana, który po zatrzymaniu pociągu wyszedł w poszukiwaniu swojej głowy. Znalazłszy ją, zamiast nałożyć z powrotem na kark, zaczął ją kopać jak piłkę.

Współczesna cywilizacja zaczyna coraz bardziej przypominać Vyvyana. Ludziom cywilizacji europejskiej zaczęło się nagle wydawać, że umieszczone tu i ówdzie tabliczki: „Nie wychylaj się”, „Nie wchodź”, „Nie dotykaj” są bezsensowne, a nawet jeśli może w nich być jakiś sens, trzeba to sprawdzić robiąc właśnie to, przed czym te tabliczki ostrzegają. To nic, że za tymi zakazami, ostrzeżeniami i przestrogami stoi mądrość wieków i cywilizacja, jaką na ich przestrzeganiu zbudowano. Lepiej wystawić głowę!

Prawdopodobnie jesteśmy już na etapie (albo jesteśmy go blisko) oderwanej głowy, gdy tułów kręcąc się, próbuje ją po omacku znaleźć. Potem pewnie zacznie ją kopać. A w końcu ją odpowiednio zmumifikuje i umieści w muzeum ciekawostek.

Także w Polsce, będącej do tej pory jeszcze w miarę normalnym miejscem, liczba Vyvyanów zdaje się przyrastać w tempie astronomicznym i o jakim się nawet autorom science-fiction nie śniło.


czwartek, 23 maja 2019

W nadchodzących wyborach oddam głos na Konfederację

Mimo swoich wątpliwości co do niektórych ludzi w Konfederacji, na których prawdopodobnie normalnie bym nie zagłosował, postanowiłem oddać swój głos w wyborach do parlamentu UE właśnie na tę nową siłę na prawicy. To już drugi raz, kiedy nie oddam głosu na PiS. Jakoś nie przerażają mnie ataki na Konfederatów i brednie o „ruskich agentach”. PiS-owi należy się czerwona kartka i postanowiłem w tym roku nie ulegać szantażowi, że jeśli nie zagłosuję na PiS, to wygra lewica.

Pisałem już na tym blogu, że wygrana Zjednoczonej Prawicy w wyborach prawie cztery lata temu mnie cieszyła. W dalszym ciągu uważam, że był to ważny przełom, a kolejne lata tylko potwierdziły, że dobrze się stało. Śmieszą mnie też próby zwracania się przez liderów PO do wyborców PiS-u. Nie miejmy złudzeń – normalny wyborca PiS-u nigdy na PO nie zagłosuje. Prędzej już chyba oddałby głos na skrajnych nacjonalistów, gdyby tacy mieli jakąkolwiek szansę. PO skompromitowała się do cna, a fasada, jaką tworzyła ta partia, już dawno się pokruszyła i rozpadła. Jeśli ktoś tego nie widzi, to jest po prostu bardzo naiwny. Wzięcie na pokład postkomuchów, coraz wyraźniejsze deklaracje o wprowadzaniu związków partnerskich, ukłony w stronę lobby homoseksualnego – to wszystko wyraźnie świadczy o tym, że nie mamy tutaj żadnej „chrześcijańskiej demokracji”, żadnego „Kościoła łagiewnickiego”, ale po prostu coraz radykalniejszą lewicę.

Ale moje sympatie do PiS-u, które żywiłem przez długie lata, nie mogą przesłonić faktu nie wywiązania się z pewnych istotnych obietnic wyborczych i robienia prawicowych wyborców w konia. Uważam zatem, że np. ochrona życia nienarodzonych jest wręcz ważniejsza niż wszelkie projekty poprawiający dobrobyt i zamożność społeczeństwa. Podważanie podstaw cywilizacji europejskiej, a tym jest brak pełnej ochrony nienarodzonych, skończy się wcześniej czy później totalitaryzmem i nie ukryją tego najpiękniejsze słowa o tolerancji i braterstwie. Tchórzostwo PiS-u w tej sprawie jest czymś, co szczególnie mnie bulwersuje. Nie jest to też jedyna kwestia.

Konfederacja nie jest dla mnie ideałem. Gdyby odniosła nawet sukces umożliwiający w przyszłości rządzenie, z pewnością doszłoby do spięć i konfliktów w paru sprawach. Jednak jest tam paru ludzi, na których spokojnie mogę oddać głos. Jest jakaś szansa, że pojawią się tam wcześniej czy później jacyś młodzi, którzy mają poukładane w głowach i może w jakiejś przyszłości, jeśli ta formacja przetrwa, poprowadzą ją do zwycięstwa, broniąc prawdziwej cywilizacji europejskiej i Kościoła katolickiego.
Tymczasem PiS-owi należy się czerwona kartka. Zamiast wstrzymać się od głosu albo głosować z zaciśniętymi zębami na PiS (bo wygra lewica), moim zdaniem lepiej oddać ten głos na Konfederację. Po tych wyborach pomyślimy, co dalej. Może też liderzy Zjednoczonej Prawicy przemyślą sprawę.


środa, 22 maja 2019

Jak blednie gwiazda Polańskiego, czyli Manuela Gretkowska żyje swobodnie

Pisałem już na tym blogu, że zachowania lewaków nie są moim zdaniem „hipokryzją”, tylko mentalnością, którą znakomicie opisał Sienkiewicz w „Pustyni i puszczy”, a którą określa się zatem „moralnością Kalego”. Hipokryzja, to jak podaje słownik PWN: „obłuda, dwulicowość, nieszczerość”, a ci nieszczęśnicy naprawdę, szczerze wierzą w to, co głoszą.

Weźmy taką Manuelę Gretkowską, która wygaduje te swoje bzdury i nie dostrzega, że ma ideologicznie wyprany mózg, w którym podzieliła sobie wygodnie świat według określonych schematów i nie potrafi dostrzec, że coś tu nie styka. Wygaduje jakieś totalne nonsensy, których nasz – obecnie słynny – grubcio-celebryta (wiem – miało już o nim nie być) słucha, niemal spijając jej z ust, i ten dziennikarzyna nawet nie parsknie śmiechem. Gdyby serio przejmował się losem ofiar pedofilów, to od razu wytknąłby jej, że w takim razie pedofile powinni mieć prawo postępować tak, jak dyktuje im natura nieograniczona patriarchalnym zniewoleniem, czy co tam sobie jeszcze pani Gretkowska wyobraziła.

Ale wydaje się, że pani Gretkowska „żyjąc swobodnie”, nie dostrzega, że wygaduje bzdury. Ona to wszystko mówi szczerze i z przekonaniem. Ona pewnie boi się wyjść z domu i z tego auta, w którym udziela wywiadu, bo może jakiś patriarchalnie zniewolony katolik ją dopadnie i będzie grzebał jej w majtkach albo coś.

Hipokrytą może natomiast być właśnie katolik, który głosząc jedno, robi coś innego. Jak ktoś jednak zauważył: „hipokryzja to hołd, jaki cnocie składa występek”. Jeśli ktoś nazwie mnie, katolika, hipokrytą, to nawet się z nim zgodzę, bo bardzo często nie dorastam do tego, co głoszę. Wstyd mi z tego powodu i dlatego się nie obnoszę z moimi przewinami, co z kolei może wiązać się z posądzeniem mnie o hipokryzję. Nigdy jednak nie czuję się tak swobodnie i tak wolny, gdy zmyję to plugastwo z siebie w spowiedzi (mimo że spowiedzi jako takiej nie cierpię). Pani Gretkowska pewnie dorobiłaby do tego zaraz jakąś ideologię i stwierdziła, że w rzeczywistości łudzę się, bo zniewolił mnie opresyjny Kościół.

Pani Manuela Gretkowska natomiast i jej podobni „żyją swobodnie”, więc pewnie nie mają dylematów, że nie dorastają do jakiegoś ideału. Znając historię niektórych takich ludzi, domyślam się, że nienawiść do Kościoła wynika u nich często z chęci zagłuszenia własnego sumienia, które mimo wszystko, mimo całej tej „swobody” pewnie się u nich odzywa.

Ta wyimaginowana „swoboda” pozwala im na ocenienie tego samego zachowania inaczej, w zależności od tego, kogo oceniają. I to jest właśnie ta moralność Kalego, a nie hipokryzja, bo oni przecież nie mają żadnego stałego punktu odniesienia. Nie wiem, jak pani Gretkowska oceniała czy ocenia np. Romana Polańskiego, ale pamiętam innych lewicowych i liberalnych krytyków, reżyserów, aktorów, dziennikarzy, intelektualistów i tym podobnych „autorytetów”, którzy bronili twórcę „Dziecka Rosemary” przed zarzutami o pedofilię. Jeśliby się okazało, że 100% tych obrońców Polańskiego jednocześnie potępia księży pokazanych w głośnym ostatnio filmie, to wcale bym się nie zdziwił.

„Swobodnie” jednak nie żyje najwidoczniej anonimowy komentator rzeczywistości, który dopisał Polańskiemu tytuł „pedofil” w warszawskiej „Alei gwiazd”. Z pewnością jest on „zniewolony” patriarchalnym Kościołem. Być może mózg przytłoczył mu polski patriotyzm.

Gretkowska i jej podobni „intelektualiści” mają swobodne, wolne mózgi i odgrzewają stare kotlety, jakim jest złudzenie o powrocie do swobody i szczęśliwości człowieka pierwotnego sprzed wieków, i nawet tego nie dostrzegają, jak bardzo są anachroniczni. No cóż, ale w końcu moralność Kalego to moralność człowieka pierwotnego...


wtorek, 21 maja 2019

„Progresywnie” do mroków barbarzyństwa

Vincent Lambert uratowany. Przynajmniej na jakiś czas… Ale nie wiadomo, jak długo niestety. To dobra wiadomość, bo choć na chwilę cywilizacja śmierci przegrała.

Niedawno pisałem, że Jerzy Buzek chyba chlapnął coś, co media prawicowe przeoczyły, a mianowicie, jaki jest plan PO dla Polski: wprowadzanie „oświecenia” stopniowo. „To trzeba robić stopniowo” powinno być na czołówkach wszystkich portali prawicowych, bo wygląda na to, że Buzek zdradził strategię tych lepszych – z miast, z wyższym wykształceniem, rozumnych, którzy teraz zbratali się z postkomuchami, wciągając ich na pokład, zamiast dać zatonąć.

Dlaczego o tym piszę, bo pewien szum wywołała w ostatni łykend wypowiedź Rafała Grupińskiego o tym, że największa partia opozycyjna „nie może wszystkich swoich zamiarów zdradzać Polakom, bo ich pogonią” – jak pisze portal wPolityce. Dotyczy to także tzw. „związków partnerskich”. Oni chcą działać „progresywnie”. Taka to „chrześcijańska demokracja”, taki to „Kościół Łagiewnicki”.

Buzek więc mówi o działaniu „stopniowym”, a Grupiński o „progresywnym”. A to nie oznacza nic innego, jak tylko stopniowe, progresywne oswajanie Polaków z Sodomą i Gomorą, a także z przypadkami podobnymi do przypadku Vincenta Lamberta, czyli z wprowadzaniem do Polski barbarzyństwa i likwidacji tego, czego zlikwidować się nie udało ich partnerom w wyborach – komuchom, a mianowicie: cywilizacji chrześcijańskiej, która oznacza prawdziwą cywilizację europejską, a nie tę atrapę i imitację, jaką różnej maści lewicowcy i liberałowie usiłują budować.


poniedziałek, 20 maja 2019

Hitler patronem współczesnej Europy?

Wygląda na to, że tak. Europa, która odrzuca odwołanie do chrześcijaństwa i Boga, stacza się w coraz większe barbarzyństwo, negując cały swój dorobek, przecząc swemu dziedzictwu, tradycji, kulturze. Coraz bliżej jej do hitlerowskich Niemiec niż do średniowiecznej Civitas Christiana.

Oto w majestacie prawa skazuje się kolejnego człowieka na śmierć, odmawiając podawania mu pożywienia, czyli po prostu zagładzając go na śmierć. Naziści nie mieli litości dla słabych, upośledzonych, reprezentujących inną rasę. Współczesna Europa też nie ma litości dla słabych, starych, schorowanych. Vincent Lambert zostanie zagłodzony tak, jak zagłodzony został np. ojciec Maksymilian Kolbe.

Nie chcę przez to powiedzieć, że Vincent Lambert jest świętym. Być może jest i nawet o tym nie wiemy. Ale skojarzenia nasuwają się same. Ojciec Maksymilian Kolbe został zagłodzony w celi w obozie koncentracyjnym. Vincent Lambert zostanie zagłodzony w szpitalu. Nie wiem, czy wstrzykną mu fenol, jeśli będzie żył za długo czy po prostu spokojnie poczekają, aż umrze. Współczesna barbaria zajmuje coraz większe połacie Europy. Najpierw świat obserwował, jak mordowano dwóch chłopców w Wielkiej Brytanii, teraz będzie obserwować, jak mordują dorosłego człowieka we Francji.


sobota, 18 maja 2019

„Jak pokazać kilku zbirów...”

Czyli ks. Oko o filmie Sekielskich. I chyba wystarczy tego festiwalu „niezależnego” dziennikarza. Jeśli będę coś jeszcze pisał o tej sprawie, to postaram się już nie robić reklamy panu redaktorowi. A czytelników zachęcam do sięgania po niezależne media. Jest jeszcze inny świat poza telewizją publiczną, poza tefałenami i „Gazetą Polską”, poza „złonetem” i „Niezależną”. Radio „Wnet” to jedno z takich mediów.


czwartek, 16 maja 2019

Homobolszewia w natarciu

To, że w Polsce, kraju, który przeszedł gehennę dwóch totalitaryzmów, mogą rodzić się w głowach takie pomysły, wciąż jednak nie może mi pomieścić się w głowie. Czy już wymarło pokolenie, które tamte czasy pamięta, czy po prostu głupota jest wiecznie żywa i niepodatna na wszelkie racjonalne argumenty? Historia magistra vitae non est. Zdecydowanie nie. A o jakie pomysły chodzi? Poczytajcie sobie, Państwo, tutaj.


Po co komu Sekielski?

I ponownie: nie będę wypowiadał się o samym filmie Tomasza Sekielskiego, bo mając na głowie ostatnio inne sprawy, nie miałem czasu, aby oglądać ponad dwugodzinny program. Zerkam jednak od czasu do czasu do Internetu i widzę, co się dzieje. Powtórzę: trudno mi uznać czystość intencji autora. Musiałby być totalnym głupcem, by nie rozumieć tego, że jego film wpisuje się w kampanię wyborczą. Gdyby więc miał na celu dobro ofiar, wybrałby inny termin premiery.

Druga sprawa: coraz więcej spływa informacji o skali manipulacji i przemilczeń autora. A to okazuje się, że przedstawieni złoczyńcy byli TW, o czym twórca w filmie się ponoć nie zająknął. A to znowuż czytam, że przemilczał fakt, iż przełożonym jakiegoś zwyrodnialca był liberalny ksiądz, ulubieniec salonu. A teraz okazuje się, że filmował w jednej parafii pedofila w duchownych szatkach, ale nie poinformował o tym proboszcza, który zaprosił tegoż zboczeńca bez wiedzy o jego mrocznej przeszłości. Taka to „rzetelność” dziennikarska.

Trzecia kwestia to wykorzystanie tegoż filmu przez tych, którzy raczej powinni milczeć, a zachowują się jak złodziej, który najgłośniej krzyczy: „Łapać złodzieja!”, by odwrócić od siebie uwagę. Trudno mi bowiem uznać, by promotorzy degrengolady moralnej i wprowadzania deprawacji do szkół byli akurat najodpowiedniejszymi promotorami produkcji o pedofilii.

Swoją drogą czekam na takiego bohaterskiego redaktora, filmowca, reportera, który zainteresuje się właśnie tym środowiskiem. Kapusta murowana, bo nie wierzę, by ludziska nie chcieli obejrzeć filmu o plugastwie i zepsuciu światka homoseksualnego. Proponuję na przykład zbadanie sprawy, jak to się stało, że niegdysiejszy współautor skandalizującej książki o słynnym Elektryku, jest teraz jego obrońcą i okazuje się mieć „męża” (a może „żonę”?). Albo: co zrobił pierwszy jawny homoseksualny prezydent miasta w Polsce z aferą pedofilską w urzędzie? A może z ukrytą kamerą pośledzić poczynania słynnego niegdyś pisarza, który przyozdobił się na imprezkę symbolem SS?

Nim taki film powstanie, nie negując zaniedbań w Kościele w walce z pedofilią, zastanówmy się tymczasem: Po co komu Sekielski?


poniedziałek, 13 maja 2019

O filmie Sekielskiego...

się nie wypowiem. Dziwnie mi się to jednak zbiega z kampanią wyborczą, nową homoseksualną partią, ewidentnym nasileniem kampanii homobolszewickiej i bluźnierczymi atakami na Kościół. Nie mam do Sekielskiego zaufania i nie wierzę w jego czyste intencje, ale przede wszystkim nie oglądałem jego najnowszej produkcji. Jeśli/kiedy obejrzę, może parę słów napiszę.


sobota, 11 maja 2019

Co mogą biskupi i księża?

Czyli budzący optymizm film z małej Łotwy, który pokazuje, że jeśli tylko duchowni chcą wykazać się inicjatywą, mogą wiele zdziałać w obronie cywilizacji europejskiej i wpłynąć na polityków. U nas niestety często w kluczowych sprawach hierarchia zdaje się milczeć, zamiast dać do zrozumienia „konserwatywnym” politykom, że narażają się na ekskomunikę. W moim rodzinnym Wrocławiu w dalszym ciągu nie widać zdecydowanej reakcji arcybiskupa na dofinansowywanie in vitro z kieszeni podatnika.

Materiał jest również budujący pod tym względem, że daje świadectwo silnej wiary. Aż chciałoby się prosić o więcej. Wideo „Siła biskupów, siła Kościoła. Jak na Łotwie gender zatrzymano” można obejrzeć na stronie PChTV.


piątek, 10 maja 2019

Nienasycenie

„(...) Tylko wola zadaje mękę człowiekowi. Ponieważ słudzy moi wyzbyli się swojej woli, by przyoblec się moją, nie czują męki naprawdę przygnębiającej i są nasyceni, gdyż czują mą obecność w swej duszy przez łaskę. Lecz ci, którzy Mnie nie posiadają, nie mogą być nasyceni, choćby posiedli cały świat, gdyż rzeczy stworzone są mniejsze niż człowiek; są bowiem stworzone dla człowieka, nie człowiek dla nich. Nie mogą więc być przez nie nasyceni. Tylko Ja mogę ich nasycić. Przeto ci biedacy, tkwiąc w takiej ślepocie, zawsze są głodni; nigdy się nie mogą nasycić, ciągle pożądają tego, czego nie mogą posiąść, bo nie proszą o to Mnie, który mogę im to dać.

Chcesz wiedzieć, czemu cierpią? Wiesz, jakie miłość zawsze zadaje cierpienie, gdy człowiek traci coś, z czym się utożsamił. Tamci utożsamili się przez miłość z ziemią w różny sposób; stali się ziemią”.

(...)

Teraz widzisz, jak mylą się i z jaką męką idą do piekła, stając się męczennikiem diabła. I cóż ich oślepia? Chmura miłości własnej, leżąca na źrenicy światła wiary. Widziałaś, jak udręczenia i prześladowania świata, skądkolwiek przychodzą, dotykają sługi moje na ciele, nie mącąc ich ducha, gdyż są pojednani z wolą moją; przeto chętnie cierpią dla Mnie.
Słudzy świata trapieni są jednak wewnątrz i zewnątrz, a zwłaszcza wewnątrz, przez strach, aby nie stracić tego, co posiadają, i przez miłość, która każe im pożądać tego, czego nie mogą mieć. Z tych dwóch cierpień wypływają wszystkie inne, których język nie byłby zdolny opowiedzieć. Widzisz więc, że nawet w tym życiu lepszą cząstkę mają sprawiedliwi niż grzesznicy”.


Św. Katarzyna ze Sieny, Dialog o Opatrzności Bożej, tłum. Leopold Staff

czwartek, 9 maja 2019

Lewica i mentalność Kalego

O hipokryzji lewicy można by napisać tomy. Niemal każdy dzień przynosi tego przykłady. Jedne większej, inne mniejszej skali. Zresztą trudno tak naprawdę chyba mówić tu o hipokryzji. Przecież oni nie mają żadnych trwałych punktów odniesienia albo te punkty odniesienia zostają przestawione, jeśli okazuje się, że wadzą w „postępie” lub „Duch Czasu” uzna je za anachroniczne. Jest to raczej mentalność Kalego tak znakomicie opisana przez Henryka Sienkiewicza. Tych ludzi trzeba po prostu albo nawrócić, albo modlić się o ich nawrócenie, jeśli stawiają opór.

Ta mentalność Kalego jest w istocie mentalnością ludzi niedojrzałych, ludzi, którym wszystko się należy, których interesuje jedynie własne „ja”, którzy może mają jakieś instynktowne przejawy dobra lub pozory dobra. Oni może nawet w swej niedojrzałości sądzą, że postępują dobrze, nawet wówczas, kiedy szydzą z tego, co święte dla innych. Może nawet szczerze wierzą w to, co głoszą. Może szczerze sądzą, że ich pomysły przyniosą innym również dobro. Ale w swej dziecinnej naiwności lub głupocie nie widzą, że realizacja ich idiotyzmów może jedynie przynieść zarówno innym, jak i im samym krzywdę. Jak głupiutkie dzieci, dla których raj to stół zastawiony lodami i słodyczami.

Przykład tej mentalności Kalego z dnia dzisiejszego: oto Amnesty International broni bluźnierczej prowokatorki. Amnesty International walczy o „prawa człowieka”. A jakże! Tyle tylko, że walczy o te prawa dość wybiórczo. Nie wszyscy zasługują na to, by załapać się na wsparcie tej organizacji. Wątpię, by na przykład członkowie tej organizacji wstawili się kiedykolwiek za jakimś pro-liferem. Nie sądzę też, by obchodził ich los nienarodzonych dzieci szlachtowanych w sterylnych rzeźniach, które dofinansowywane są z budżetu państwa, czyli z kieszeni podatnika. Ale – żeby podać konkretny przypadek – wystarczy przypomnieć tragiczny los Alfiego Evansa. I reakcję Amnesty International wówczas. Mieli „za mało danych”, by podjąć działanie. Łamano prawo dziecka do życia. Łamano prawo rodziców do opieki nad własnym dzieckiem. A oni mieli „za mało danych”!


środa, 8 maja 2019

Szkalowanie Matki to wolność artystyczna, ale za „homofobię” – za kratki

Tak można by streścić nową moralność, jaką chcą nam zaserwować w Polsce homoseksualiści i ich zwolennicy, czyli pożyteczni idioci.

Kilka razy już pisałem o tym, że homobolszewia przyniesie nam taką „wolność”, że piekło przy tym zblednie. Ostatnie wydarzenia z bluźnierczymi działaniami homoseksualnego lobby pokazują to wyraźnie i naprawdę trzeba mieć bardzo przyćmiony (a może zaćpany?) umysł, by tego nie zauważyć. Z jednej strony odgrażanie się, że jak homoseksualiści dojdą do władzy, to za „homofobię” będzie grozić więzienie, a z drugiej strony: „hulaj dusza, diabła nie ma”, gdy dotyczy to działań wymierzonych w Kościół katolicki i wiernych tego Kościoła.

Jeśli chodzi o Kościół katolicki, to można sobie kpić, szydzić, opluwać, parodiować, drwić, naigrywać się, szkalować, bluźnić, profanować, urządzać „happeningi” w świątyniach, oblepiać sanktuaria bluźnierczymi plakatami, wystawiać ohydne sztuki z oralnym seksem, wkładać krucyfiks w mocz i robić inne rzeczy przeciwko wierze praktycznie bezkarnie. Taką przynajmniej wizję świata mają dewianci, którzy pragną, by już wkrótce w Polsce nie można było nawet użyć słowa „dewiant”, chyba żeby słowo to odnosiło się szyderczo do wyznawców Chrystusa.

Świat zgłupiał już do tego stopnia, że nawet nie dostrzega, w jakie bagno się w pakował. Nawet w samym Kościele są pożyteczni idioci, którzy bronią tego typu działań „artystycznych”, z jakimi ostatnio mieliśmy do czynienia w Polsce. Ciekawe, czy sami byliby szczęśliwi i nie reagowaliby ostro, gdyby ktoś na przykład oblepił ich dom wizerunkiem ich własnej matki w nieprzystojnej pozie albo przedstawionej w sposób, który uznaliby za uwłaczający? Uznaliby to za wyraz wolności artystycznej lub wolności słowa? Machnęliby ręką i nie zawiadomili organów ścigania? Naprawdę?

Jadąc dzisiaj rano autem usłyszałem w lokalnym radiu (którego nazwę litościwie przemilczę) określenie „policja religijna”. Rozumiem, że jeśli ktoś obsmaruje im studio fekaliami, a policja drania złapie, to będziemy mówić: „policja radiowa”? Puknijcie wy się wszyscy, mądrale, solidnie czymś ciężkim w łeb, a może przejrzycie w końcu na oczy!


wtorek, 7 maja 2019

Świnia przy mikrofonie II, czyli „stopniowo, panowie i panie, stopniowo!”

Tak, jak przewidywałem, pan od świni ma rosnące „publicity”. A okazuje się, że nawet „król Europy” się od niego tak naprawdę nie odcina, co mnie w gruncie rzeczy nie zaskakuje.

Tymczasem chyba były premier RP, Jerzy Buzek, niechcący chlapnął, o co chodzi, choć serwis „wPolityce”, streszczając jego wywiad dla radia, jakby tego nie zauważył, choć przytoczył. Otóż według tego portalu pan Buzek tak skomentował akcję z bluźnierczymi wizerunkami Matki Bożej: „Nie jestem za skrajnymi demonstracjami, nawoływaniem poprzez tego rodzaju demonstracje do skrajnego postępowania. To trzeba robić stopniowo” (podkreślenie moje).

Stwierdzenie byłego premiera bardzo mi przypomina coś, co kiedyś powiedział pewien „konserwatywny” europoseł o homoseksualizmie, że mianowicie Polska nie jest jeszcze na to gotowa. Strategią tych bardziej „oświeconych” jest więc wprowadzenie „nowoczesności” w oborze i zagrodzie „stopniowo”. A tutaj nagle wyskoczy taki ktoś z bluźnierczym wizerunkiem i chce przyspieszyć to wszystko. Tymczasem nasi „oświeceni” mówią: „To trzeba robić stopniowo”. Innymi słowy: przyzwyczajajmy Polaków do takich rzeczy, ale nie „na chama”, tylko kulturalnie, powoli, aż rodacy sami się nie zorientują, kiedy będą wokół mieli bluźniercze wizerunki Matki Bożej, święte obrazy będą wieszane na toaletach, zaś kochasie z LGBT-coś-tam będą mieli ochotę nie tylko poobcować sobie z ich dziećmi, ale nawet z aniołami.

Wracając do Donalda Tuska – okazuje się on nagle być obrońcą „wolności na polskich uczelniach”. Ciekawe, czy ktoś pamięta, jaka była jego reakcja na pracę Pawła Zyzaka o „ikonie naszej wolności” Lechu Wałęsie? A może Donald Tusk zabrał głos, kiedy nie chciano dopuścić do wykładu doktora Paula Camerona na uczelni albo kiedy odmówiono sali w jego rodzinnym Gdańsku Grzegorzowi Braunowi? Jakoś sobie nie przypominam, choć pamiętam jego reakcję na publikację Zyzaka. Jeśli ktoś ma mózgową zaćmę albo pomroczność jasną, może to sobie bez trudu wygooglować. Zachęcam.


poniedziałek, 6 maja 2019

Świnia przy mikrofonie, czyli co pali kota?

Miniony „długi łykend” był łykendem lansu. Wylansowano pana, który raczej nie był do tej pory znany szerszej publiczności. Konia z rzędem temu, kto to nazwisko wcześniej z czymkolwiek kojarzył. Wylansowano też internetowe czasopismo, o którym z pewnością również niewiele osób słyszało. Teraz ów pan, a może raczej hiena (czy też świnia?), którą spuszczono ze smyczy, stanie się ekspertem i rozchwytywanym komentatorem, a jego czasopismo organem „opiniotwórczym”. Organ opiniotwórczy pewnie będzie cieszył się poczytnością wśród celebrytów i celebrytek, feministek i lewackich profesorów i profesorek oraz intelektualistów o umysłach tak otwartych, że mózg wypada.

Ów mało dotąd znany jegomość, wziąwszy pod uwagę okoliczności, w jakich go wylansowano, ma zapewne pełnić rolę „sztukmistrza z Lublina” (czy też z Biłgoraju), który dawno już popadł w zapomnienie. Nie wiadomo, czy będzie obalał „małpki”, ale z pewnością przez jakiś czas nie dadzą nam o nim zapomnieć. Może będzie nawet zapraszany do różnych studiów i redakcji, by podnieść oglądalność i czytelnictwo. Dowiemy się, co myśli nie tylko o Kościele, ale również i o polskiej polityce, obyczajowości, produkcji alkoholi wyskowych i „tymkraju”. Może nawet poznamy jego rodzinę albo elegancko i ze smakiem urządzoną willę. To znaczy to ostatnie poznają czytelniczki czasopism dla pań wyzwolonych, które będą mogły nacieszyć oko pięknie skadrowanymi zdjęciami na kredowym papierze.

Temu wszystkiemu będzie się z dystansem i zagadkowym uśmieszkiem na twarzy przyglądał „król Europy”, któremu nie wiadomo, czy pomysł ów sam przyszedł do głowy, czy też podsunęli mu go spece od politycznego marketingu. To nic, że sprawia on wrażenie politycznego deja vu. Ważne by gadali. Ważne, by świnia tarzała się w błocie. Króla to nie ochlapie, choć powinno. I nawet jakiś ksiądz Sowa czy inny Puchacz przyklaśnie albo przynajmniej nie powie złego słowa.

I tak mi się przy tym wszystkim przypomniał stary skecz jeszcze z czasów PRL-u. Bodajże Laskowika, który szedł mniej więcej tak: „Biegnie świnia, biegnie, berecik ma, aktówkę, garnitur...” Wszystko w zasadzie się zgadza. Tylko czasy trochę się zmieniły i berecika już nie ma, jest za to elegancki, dobrze skrojony garnitur. A zamiast aktóweczki – laptop albo tablet. Świnia (czy też hiena) może sobie też zaśpiewać: „Stoję przy mikrofonie, niech mnie który przegoni...” Nikt nie przegoni, będą zapraszać i nagłaśniać i z pewnością „różne sceny, brygady” (a może „sceny brygady”) nie dadzą mu rady. Kto wie, może na jakimś kolejnym lansie czy benefisie tę piosenkę zaśpiewa młody Stuhr nawet, który przecież też jest do przodu (choć nie wiem, czy aż tak bardzo, więc tylko gdybam).


sobota, 4 maja 2019

Symetria, czyli przewodnia rola partii wraca jak bumerang

Kiedy swego czasu Andrzej Duda podniósł z ziemi hostię, uważałem to za zdarzenie symboliczne w swojej wymowie. Wydawało mi się, że nowy prezydent będzie oznaczać naprawdę nowe otwarcie i nową jakość w polskiej polityce. Ale przede wszystkim, że będzie bronił tego, co stanowi podstawę cywilizacji europejskiej – chrześcijaństwa, a jeszcze ściślej – Kościoła katolickiego.

Po niemal czterech latach jego prezydentury mam co do tego pewne wątpliwości. W dalszym ciągu uważam, że Duda jest lepszy niż Komorowski. Ale czy to oznacza zaraz, że jest najlepszym z możliwych prezydentów? Z pewnością, jeśli oddam na niego głos, to tylko w drugiej turze wyborów, jeśli będzie grozić nam gorsze nieszczęście.

Obok szeregu różnych mankamentów jego prezydentury, doszedł ostatnio kolejny. Kuriozalna propozycja wprowadzenia do naszej konstytucji zapisu o Unii Europejskiej i obecności w NATO. Nasuwa mi to najgorsze z możliwych skojarzeń i dziwne wydaje mi się, że takich skojarzeń najwidoczniej nie nasuwa to prezydentowi Andrzejowi Dudzie. Proponuję kolejne pomysły: na przykład wpisanie do naszej konstytucji zapisu o stałym stacjonowaniu wojsk amerykańskich na terenie Polski; o odwiecznym i nierozerwalnym sojuszu ze Stanami Zjednoczonymi; o przewodniej roli PiS-u; o obowiązku składania pierwszej wizyty przez kolejnego prezydenta w Waszyngtonie; o odwiecznej wrogości wobec Moskwy; o zależności i podrzędności wobec Brukseli; o nadrzędności praw UE nad prawami Polski itp., itd. Myślę, że pomysłowość internautów może podsunąć panu prezydentowi szereg innych wpisów, które należałoby uwzględnić. Najlepiej byłoby stworzyć cały aneks do Konstytucji RP jako osobny dokument i wydać to w postaci książeczki do nabożnego czytania w domu.

A co z frankowiczami, panie prezydencie? – że się tak zapytam z głupia frant.


piątek, 3 maja 2019

Blue Origin i ostateczna granica?

Czyżby miał wreszcie nastąpić jakiś przełom w podboju kosmosu? Nasze możliwości są ciągle jeszcze słabe, rozwój technologiczny nie nadążył za wizjami autorów science-fiction. Bazy na księżycu i loty międzyplanetarne to ciągle jeszcze bardziej kwestia fantazji niż codzienna rzeczywistość.
Jednak różne inicjatywy, które są podejmowane na świecie, mogą przyspieszyć realizację tego, czego do tej pory zdołano osiągnąć. Przyznam, że kolejne próby nowych rakiet kosmicznych wyglądają imponująco, nawet jeśli weźmie się poprawkę na ciągle prymitywne możliwości techniczne, jakimi ludzkość dysponuje. Czy ten wyścig zakończy się sukcesem i w ciągu kilku lat uda się nadrobić to, co zostało zaprzepaszczone przez światowe mocarstwa?

A może nasza cywilizacja sama wykończy się wcześniej, rozbierając podstawy, na których została zbudowana? Podbój kosmosu wymaga przecież nie tylko pieniędzy, ale ludzi z charakterem, gotowych zaryzykować wszystko, nawet własne życie. A czy mogą zrobić to tacy, których uwaga skupia się już nie na własnym pępku nawet, ale na własnym kroczu?


czwartek, 2 maja 2019

Krótsza lista „Prawych mediów”

Postanowiłem wywalić z listy „Prawych mediów” dwa kolejne tytuły. Wywalam je z dwóch różnych powodów.

Pierwszy jest portal „Niezależnej”. Już od dawna mam dość propisowskiej propagandy, jaką uprawia to medium. Nie chciałbym, być źle zrozumiany – wygraną PiS-u w wyborach uważałem i dalej uważam za wybawienie od sitwy PO-PSL. Jaka jest PO-wska wizja Polski i jej miejsca w Europie, najlepiej świadczy stworzenie wielkiej koalicji wyborczej, w której uczestniczą byli komuniści. Choć Grzegorz Schetyna nie brał udziału jako wyborca w pierwszych kontraktowych wyborach, teraz jego partia sojuszników znajduje wśród byłych komuchów, lansując ich do parlamentu UE.

Nie potrafię jednak bezkrytycznie patrzeć na to, co robi obecnie PiS, a rolą mediów sprzyjających obecnie rządzącej partii nie powinno być bałwochwalcze kadzenie, ale rozsądna krytyka. Jestem gotów strawić popieranie rządu, nawet jeśli miałbym odmienne zdanie. Trudno jednak mi popierać tego rządu okadzanie. Szalę przeważyła idiotyczna krytyka Konfederacji, która (nie po raz pierwszy zresztą) przypisuje jej politykom pro-rosyjskie sympatie, a nawet zarzuca im, że są drugą Targowicą.

Drugim portalem, który postanowiłem zdjąć z listy „Prawych mediów”, jest strona internetowa... przeciwników ideowych „Niezależnej” i „Gazety Polskiej”, a mianowicie: „Najwyższego Czasu!”. Muszę powiedzieć, że jest to, jak dla mnie, człowieka przywiązanego do wartości konserwatywnych, bardzo dziwna strona. Coś, jakby skrzyżowanie pomiędzy portalem plotkarskim a poważnym dziennikiem. Choć moje wrażenie jest takie, że przechył jest bardziej w stronę tego pierwszego. To znaczy, ku mojemu zdziwieniu i zaskoczeniu, lansuje się na tej stronie pewnego „jasnowidza”. I nie jest to kwestia jednego czy dwóch tekstów, ale całej serii. Chyba niemal co kilka dni pojawia się o nim jakaś informacja. Częstotliwość tych artykułów jest tak duża, że mogłoby to skłaniać do przypuszczeń, że ów „jasnowidz” sobie ten lans sam sfinansował.

Odkąd zacząłem stronę „Najwyższego Czasu!” odwiedzać regularnie, nagle przypomniałem też sobie o istnieniu różnych gwiazdek i celebrytów, o których już dawno zapomniałem i których istnienie do szczęścia nie było mi w ogóle potrzebne. Nawet gdyby inne prawicowe media zawzięcie milczały na ich temat, to „Najwyższy Czas!” nie dałby mi o nich zapomnieć. Poczesne miejsce zajmuje wśród nich m.in. „król TVN-u”. Co chwilę kolejne teksty poświęca się problemom rodzinnym pewnej gwiazdy disco-polo. Bohaterowie seriali telewizyjnych wydają się być na tej stronie równie ważni, co działacze Konfederacji. Cała plejada bohaterów kultury pop defiluje przede mną każdego dnia, kiedy odwiedzam to medium.

Ten bulwarowy charakter „Najwyższego Czasu!” bulwersował mnie już od dłuższego czasu. Był już kiedyś taki moment, kiedy chciałem ściągnąć tę stronę ze swojej listy. Zamieszczono tam artykuł o jakimś procesie, w którym partner seksualny jakiejś gwiazdy zeznawał w sądzie i przytaczał intymne szczegóły ich pożycia. Dziennikarz „Najwyższego Czasu!” informował o tym z oburzeniem, przy czym... przytaczał właśnie te szczegóły, których ujawnienie uważał za skandal! Litościwie uznałem to wówczas za wypadek przy pracy i postanowiłem jeszcze poczekać. W końcu powiedziałem sobie, że „enough is enough” i najwyższy czas pożegnać się z „Najwyższym Czasem!”