poniedziałek, 6 maja 2019

Świnia przy mikrofonie, czyli co pali kota?

Miniony „długi łykend” był łykendem lansu. Wylansowano pana, który raczej nie był do tej pory znany szerszej publiczności. Konia z rzędem temu, kto to nazwisko wcześniej z czymkolwiek kojarzył. Wylansowano też internetowe czasopismo, o którym z pewnością również niewiele osób słyszało. Teraz ów pan, a może raczej hiena (czy też świnia?), którą spuszczono ze smyczy, stanie się ekspertem i rozchwytywanym komentatorem, a jego czasopismo organem „opiniotwórczym”. Organ opiniotwórczy pewnie będzie cieszył się poczytnością wśród celebrytów i celebrytek, feministek i lewackich profesorów i profesorek oraz intelektualistów o umysłach tak otwartych, że mózg wypada.

Ów mało dotąd znany jegomość, wziąwszy pod uwagę okoliczności, w jakich go wylansowano, ma zapewne pełnić rolę „sztukmistrza z Lublina” (czy też z Biłgoraju), który dawno już popadł w zapomnienie. Nie wiadomo, czy będzie obalał „małpki”, ale z pewnością przez jakiś czas nie dadzą nam o nim zapomnieć. Może będzie nawet zapraszany do różnych studiów i redakcji, by podnieść oglądalność i czytelnictwo. Dowiemy się, co myśli nie tylko o Kościele, ale również i o polskiej polityce, obyczajowości, produkcji alkoholi wyskowych i „tymkraju”. Może nawet poznamy jego rodzinę albo elegancko i ze smakiem urządzoną willę. To znaczy to ostatnie poznają czytelniczki czasopism dla pań wyzwolonych, które będą mogły nacieszyć oko pięknie skadrowanymi zdjęciami na kredowym papierze.

Temu wszystkiemu będzie się z dystansem i zagadkowym uśmieszkiem na twarzy przyglądał „król Europy”, któremu nie wiadomo, czy pomysł ów sam przyszedł do głowy, czy też podsunęli mu go spece od politycznego marketingu. To nic, że sprawia on wrażenie politycznego deja vu. Ważne by gadali. Ważne, by świnia tarzała się w błocie. Króla to nie ochlapie, choć powinno. I nawet jakiś ksiądz Sowa czy inny Puchacz przyklaśnie albo przynajmniej nie powie złego słowa.

I tak mi się przy tym wszystkim przypomniał stary skecz jeszcze z czasów PRL-u. Bodajże Laskowika, który szedł mniej więcej tak: „Biegnie świnia, biegnie, berecik ma, aktówkę, garnitur...” Wszystko w zasadzie się zgadza. Tylko czasy trochę się zmieniły i berecika już nie ma, jest za to elegancki, dobrze skrojony garnitur. A zamiast aktóweczki – laptop albo tablet. Świnia (czy też hiena) może sobie też zaśpiewać: „Stoję przy mikrofonie, niech mnie który przegoni...” Nikt nie przegoni, będą zapraszać i nagłaśniać i z pewnością „różne sceny, brygady” (a może „sceny brygady”) nie dadzą mu rady. Kto wie, może na jakimś kolejnym lansie czy benefisie tę piosenkę zaśpiewa młody Stuhr nawet, który przecież też jest do przodu (choć nie wiem, czy aż tak bardzo, więc tylko gdybam).


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz