Miniony „długi łykend” był łykendem lansu. Wylansowano pana,
który raczej nie był do tej pory znany szerszej publiczności. Konia z rzędem temu, kto to nazwisko wcześniej z czymkolwiek kojarzył. Wylansowano też
internetowe czasopismo, o którym z pewnością również niewiele osób słyszało.
Teraz ów pan, a może raczej hiena (czy też świnia?), którą spuszczono ze
smyczy, stanie się ekspertem i rozchwytywanym komentatorem, a jego czasopismo
organem „opiniotwórczym”. Organ opiniotwórczy pewnie będzie cieszył się
poczytnością wśród celebrytów i celebrytek, feministek i lewackich profesorów i
profesorek oraz intelektualistów o umysłach tak otwartych, że mózg wypada.
Ów mało dotąd znany jegomość, wziąwszy pod uwagę
okoliczności, w jakich go wylansowano, ma zapewne pełnić rolę „sztukmistrza z
Lublina” (czy też z Biłgoraju), który dawno już popadł w zapomnienie. Nie
wiadomo, czy będzie obalał „małpki”, ale z pewnością przez jakiś czas nie dadzą
nam o nim zapomnieć. Może będzie nawet zapraszany do różnych studiów i
redakcji, by podnieść oglądalność i czytelnictwo. Dowiemy się, co myśli nie
tylko o Kościele, ale również i o polskiej polityce, obyczajowości, produkcji
alkoholi wyskowych i „tymkraju”. Może nawet poznamy jego rodzinę albo elegancko
i ze smakiem urządzoną willę. To znaczy to ostatnie poznają czytelniczki czasopism dla pań
wyzwolonych, które będą mogły nacieszyć oko pięknie skadrowanymi zdjęciami na
kredowym papierze.
Temu wszystkiemu będzie się z dystansem i zagadkowym
uśmieszkiem na twarzy przyglądał „król Europy”, któremu nie wiadomo, czy pomysł
ów sam przyszedł do głowy, czy też podsunęli mu go spece od politycznego
marketingu. To nic, że sprawia on wrażenie politycznego deja vu. Ważne by
gadali. Ważne, by świnia tarzała się w błocie. Króla to nie ochlapie, choć
powinno. I nawet jakiś ksiądz Sowa czy inny Puchacz przyklaśnie albo
przynajmniej nie powie złego słowa.
I tak mi się przy tym wszystkim przypomniał stary skecz
jeszcze z czasów PRL-u. Bodajże Laskowika, który szedł mniej więcej tak:
„Biegnie świnia, biegnie, berecik ma, aktówkę, garnitur...” Wszystko w zasadzie
się zgadza. Tylko czasy trochę się zmieniły i berecika już nie ma, jest za to
elegancki, dobrze skrojony garnitur. A zamiast aktóweczki – laptop albo tablet.
Świnia (czy też hiena) może sobie też zaśpiewać: „Stoję przy mikrofonie, niech mnie który
przegoni...” Nikt nie przegoni, będą zapraszać i nagłaśniać i z pewnością „różne
sceny, brygady” (a może „sceny brygady”) nie dadzą mu rady. Kto wie, może na
jakimś kolejnym lansie czy benefisie tę piosenkę zaśpiewa młody Stuhr nawet,
który przecież też jest do przodu (choć nie wiem, czy aż tak bardzo, więc tylko
gdybam).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz