czwartek, 7 stycznia 2010

Zapomniany obraz, cz. I



Gdyby zapytać przeciętnego absolwenta wyższej uczelni, jak ludzie średniowiecza wyobrażali sobie świat, pewnie usłyszelibyśmy coś o płaskiej Ziemi i centralnym miejscu, jakie zajmowała ona we wszechświecie, a co niektórzy pewnie dodaliby ze śmiechem coś o czterech żółwiach lub może słoniach, na których taki świat przykryty kopułą nieba się rzekomo według ówczesnych poglądów wspierał. Jestem przekonany, że nie miałoby znaczenia, czy naszym rozmówcą byłby ktoś, kto ukończył filologię, historię czy studiował tzw. „nauki ścisłe”. Mimo upowszechnienia technologii umożliwiających łatwy, a w dużej mierze również darmowy dostęp do informacji i materiałów źródłowych oraz licznych publikacji w postaci artykułów i książek, stereotypy i mity na temat średniowiecza czy pierwszych wieków chrześcijaństwa wciąż uparcie trwają. Do tej pory zdarza się usłyszeć zwrot – „To średniowiecze”, gdy ktoś z dezaprobatą wyraża się o braku wiedzy, zabobonach i przesądach, na jakie we współczesnym świecie nie powinno być miejsca. Pewnie osoba wypowiadająca taki sąd zdumiałaby się niepomiernie, gdy jej wytknąć, że sama jest ofiarą ignorancji i braku elementarnej wiedzy na temat epoki, którą traktuje jako synonim zacofania.

Książka ks. bp Andrzeja Siemieniewskiego „Ścieżką nauki do Boga” powinna się znaleźć na półce obok klasycznej już pracy C.S. Lewisa „Odrzucony obraz”. Właściwie to nawet nie tyle na półce, co przede wszystkim na biurku jako obowiązkowa lektura każdego szanującego się humanisty, studenta czy naukowca specjalizującego się w naukach matematyczno-przyrodniczych. Jest ona nie tylko ostrzeżeniem przed łatwym uleganiem popularnym poglądom, ale także przed zbyt dużą ufnością pokładaną w tzw. „autorytetach naukowych”. Jeśli bowiem na przykład Stephen Hawking jest wybitnym, uznanym na całym świecie astrofizykiem, to już niekoniecznie autorytetem w dziedzinie historii nauki. Nawet jeśli jest to nauka, która jest przedmiotem jego zawodowych zainteresowań. Właśnie cytat z książki tego znanego naukowca oraz pewien podręcznik akademicki są negatywnymi przykładami przywołanymi przez bp Siemieniewskiego we wstępie jego pracy. Takich próbek ilustrujących ignorancję na temat nauk przyrodniczych w czasach średniowiecza, jak zapewnia nas zresztą autor, można by znaleźć więcej. To, co bulwersuje w tej sprawie, to już nawet nie sama ignorancja – można by ją było od biedy usprawiedliwić w przypadku przeciętnego Smitha czy Kowalskiego – ale fakt, że do jej upowszechniania przyczyniają się ci, którzy powinni nieść „kaganek oświaty”.

Dlatego zaskakujące wydaje się, że publikacja pracy podejmującej temat „nauk przyrodniczych i duchowości w starożytności i w średniowieczu”, jak głosi jej podtytuł, nie odbiła się głośnym echem w mediach. Być może winę ponosi niezbyt chwytliwy tytuł, a może jest to jeszcze jeden przykład na to, że wartościowe książki czy publikacje to niekoniecznie te, wokół których najwięcej hałasu. „Ścieżką nauki do Boga” obala nie tylko mit na temat konfliktu nauki i religii, ale przede wszystkim obala fałszywy obraz stosunku do nauki i rozumu w pierwszych wiekach chrześcijaństwa i w średniowieczu. Biskup Siemieniewski podjął się tego zadnia po prostu sięgając do źródeł, czyli tekstów najwybitniejszych i najbardziej wpływowych umysłów chrześcijańskich tamtych czasów. Rzut oka na bibliografię zamieszczoną w książce uzmysławia, że spora część tych materiałów jest łatwo dostępna w... Internecie. Tak więc nie byłoby problemu z weryfikacją przekłamań i fałszów, gdyby nie jedna rzecz – zanikająca znajomość łaciny.

Biskup Siemieniewski zaczyna swoją opowieść od samego początku, to znaczy od najstarszego zachowanego dokumentu chrześcijańskiego, jakim jest „Didache”. Szkicując kontekst historyczny i wyjaśniając pewne nieporozumienia związane z terminologią, analizuje wypowiedzi ojców Kościoła, nie pomijając także tych, które zdają się być sceptyczne wobec nauk ścisłych. Cały osobny rozdział poświęca przy tym najwybitniejszemu umysłowi starożytności, św. Augustynowi. Obraz, jaki wyłania się z takiego badania źródeł, może dla niejednego być zaskakujący: okazuje się, że nauki ścisłe, w których najwybitniejsze osiągnięcia były przecież dziełem pogan, już od samego początku cieszyły się uznaniem i poważaniem wśród ówczesnych autorytetów duchowych. Ba! Nauki matematyczno-przyrodnicze były traktowane jako droga poznania Boga, a Jego śladów, wbrew obiegowym dziś poglądom, nie upatrywano w łamaniu praw natury, ale właśnie w ich harmonii oraz możliwej do zbadania rozumem przewidywalności. I tak na przykład św. Hipolit około roku 200 „uważa obiektywną wiedzę przyrodniczą za pomocną w kształtowaniu poprawnej postawy duchowej”, a według Klemensa Aleksandryjskiego „tą cechą geometrii, która stanowi szczególną pomoc w przygotowaniu duszy do odkrywania prawd duchowych, jest wdrażanie studenta w umiejętność abstrakcyjnego myślenia matematycznego: człowiek stopniowo przyzwyczaja się do istnienia rzeczywistości innych niż te, które postrzega się zmysłami”.

bp Andrzej Siemieniewski, Ścieżką nauki do Boga. Nauki przyrodnicze w starożytności i w średniowieczu, Warszawa 2009.

CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz