Pokazywanie postów oznaczonych etykietą środowisko. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą środowisko. Pokaż wszystkie posty

środa, 16 października 2019

Co dalej z puszczą? Pies z kulawą nogą...

Emocje wokół wycinki drzew w Puszczy Białowieskiej już chyba ucichły kompletnie. O samej puszczy pewnie żaden obrońca środowiska już pewnie nie pamięta, zajęty innymi tematami i przykuwaniem się do kominów lub robieniem spektakularnych akcji.

Tymczasem tekst opublikowany jeszcze w marcu 2019 roku przedstawia całą sytuację w dość dramatycznym świetle. Według informacji z tamtego okresu 25 procent świerków w Puszczy Białowieskiej była już martwa. Jak jest dzisiaj? Czy zniszczenia w puszczy postąpiły dalej? Ktoś się tym interesuje? Ktoś demonstruje, informuje, przejmuje się jeszcze?

Działacze ekologiczni skompromitowali się dokumentnie, gdy doszło do awarii oczyszczalni ścieków w Warszawie. Tamta awaria pokazała, że ich cele są ściśle polityczne i powiązane z określonymi środowiskami. Trudno przecież uznać, że naprawdę zależy im na przyrodzie, skoro milczeli. Przy tym wszystkim nasuwa się pytanie o źródła finansowania organizacji ekologicznych w Polsce i to, kto za nimi tak naprawdę stoi.

Tymczasem proponuję sobie przypomnieć wyżej wspomniany tekst pt. „Sukces ekologów: Puszcza ginie i już się nie odrodzi”.


niedziela, 10 stycznia 2010

Zwycięstwo na froncie walki

- Wygraliśmy, wygraliśmy! – wydzierał się Prosiaczek.


- Masz ci los! Jeszcze tego mi brakowało! - Kłapouchy rozejrzał się dookoła. Dopiero po chwili zauważył różowe uszka Prosiaczka wynurzające się raz za razem z kop śniegu na skraju Stumilowego Lasu. Za nim pojawił się Kubuś Puchatek. Osiołek to popatrywał na zbliżających się, to znów przyglądał się smętnie temu, co pozostało z jego siedziby, która pod zwałami śniegu rozsypała się jak domek z kart.


- Wygraliśmy, wygraliśmy! – wrzeszczał Prosiaczek coraz bliżej.


Kłapouchy spojrzał w niebo, jakby tam szukał pomocy. Akurat śnieg na moment przestał prószyć.


Podskakujące różowe uszka były już tuż, tuż. Zasapany Kubuś Puchatek nieznacznie nie nadążał. Poza tym niósł nieodłączną baryłeczkę miodu. W pewnej chwili zniknął nagle w chmurze śniegu. Gdy biały puch co nieco opadł, oczom osiołka ukazała się beczułka miodu trzymana w wyciągniętych łapkach. Samego misia nie było widać.


- Wygraliśmy! – darł się niezmordowany Prosiaczek.


- A cóż to wygraliśmy? I co znowu takiego ważnego się stało? – powiedział Kłapouchy nieznośnie wolno.


- Wygraliśmy z... – Prosiaczek przerwał, bo właśnie trafił ryjkiem w zaspę śniegu.


- Czy ktoś mi może pomóc? – dobiegło od strony baryłeczki miodu.


- Aha, „wygraliśmy z”, a nie „coś”. To ważna, bardzo ważna informacja.


Prosiaczek zdawał się nie słyszeć ironii w głosie osiołka, gdyż objawiwszy się w całej swojej mizernej postaci na ubitym przez Kłapouchego śniegu, wołał podekscytowany:


- Wygraliśmy z globalnym ociepleniem!


- Aha, wygraliśmy z globalnym ociepleniem. To niewątpliwie powód do radości – odparł osiołek ponurym głosem. Wcale, ale to wcale nie było w nim słychać zachwytu. – To możemy sobie teraz ulepić bałwana. – dodał patrząc na ruiny swojego domku, poczym rozglądając się dookoła po zasypanym śniegiem świecie.


- I pojeździć na łyżwach! – wykrzyknął wesoło Prosiaczek.


- Taaaak, niektórzy mogą sobie pojeździć też na łyżwach.


- Czy ktoś mi może pomóc? – dobiegło z miejsca, gdzie zniknął Kubuś Puchatek.

wtorek, 11 sierpnia 2009

Jeśli nauka jazdy, to parami, czyli Road Rage in Breslau II




Pisałem już wcześniej w swoim blogu o tym, jakim problemem oraz ciężarem dla mieszkańców jest w okolicach ulicy Kamiennej i na drogach wiodących do Brochowa i Jagodna wzmożony ruch samochodów, a także motocykli, ciężarówek i autobusów kursu nauki jazdy.

Dzisiaj mała seria zdjęć pokazująca najłagodniejszą formę tych niedogodności: jeżdżenie parami. I nie chodzi bynajmniej o parę: instruktor – adept. Chodzi o pojawianie się jednocześnie dwóch wozów z charakterystyczną literą „L” w tym samym miejscu. Oczywiście na trudniejszych skrzyżowaniach powoduje to blokowanie przejazdu na dłuższy czas. Na przykład na ulicach Przestrzennej i Tomaszowskiej, na których zrobiłem dwa ostatnie zdjęcia, mogłem dzisiaj obserwować prawdziwy festiwal różnych pojazdów zmechanizowanych szkół nauki jazdy. Niestety ponownie nie miałem czasu, by to uwiecznić w całej okazałości, a pod ręką miałem tylko komórkę (stąd kiepska jakość). Zresztą, jeśli uważnie się przyjrzeć, to na obu wymienionych fotografiach można zobaczyć w tle kolejne „elki”. Ulica Przestrzenna to ulubione miejsce różnego rodzaju ćwiczeń (głównie parkowania tyłem) wśród instruktorów. Zjeżdżają się ich tutaj dosłownie całe chmary. Dzisiaj chyba przekroczyli już wszelkie możliwe normy (musiałem dzisiaj tędy przejeżdżać niestety trzykrotnie). Jeśli nikt jeszcze z okolicznych mieszkańców nie złożył skargi, to znaczy, że mają oni anielską cierpliwość. Taki ruch „elek” trwa tutaj bowiem praktycznie od świtu do późnych godzin wieczornych, co wiąże się często z blokowaniem ulicy. Proszę na przykład przypatrzeć się uważnie przedostatniemu (od góry) zdjęciu.

Obiecuję sobie, że poświęcę w końcu jakąś wolną chwilę i porobię więcej zdjęć normalnym aparatem fotograficznych, by pokazać, co się tutaj wyprawia. Może uda mi się też uchwycić, jak wściekli kierowcy nieprzepisowo wyprzedzają te zawalidrogi.

środa, 29 lipca 2009

Z cyklu: Myszkując po Internecie

Jak to jest z globalnym przeludnieniem?



Chyba nieco podobnie, jak z globalnym ociepleniem. (Tylko proszę, nie zmuszać mie do rachunków!)

środa, 1 lipca 2009

Zdarzenia: sarenka

Rzadko bywam na Rynku w Breslau, zwłaszcza około 9.00 rano. Tym razem tak się złożyło, że miałem nieco czasu przed spotkaniem z kolejnym klientem i postanowiłem się przespacerować po starówce wrocławskiej w poszukiwaniu śniadania. Hmm... nie zamierzałem się jednak udawać na polowanie. A poza tym dziczyzna na śniadanie? Gdzieżbym ja przypuszczał, że po centrum Wrocławia grasują o tej porze dzikie zwierzęta! Może co najwyżej jakieś zwierzopodobne stwory, niedobitki zeszłonocnej balangi albo coś, ale żeby zaraz dziki zwierz!

A więc idę ja sobie spokojnie, niespiesznie i skręcam z Rynku na ulicę Oławską kierując się w kierunku placu Dominikańskiego. Na skrzyżowaniu z Szewską spostrzegam naprzeciw siebie dwoje młodych i niezmiernie czemuś zaintrygowanych ludzi, którzy patrzą ze zdumieniem w bok, w stronę domu handlowego „Feniks”, jak mi się zrazu wydaje. I nagle zza rogu wybiega... sarna!

„No, stary...” – pomyślałem z zaniepokojeniem – „wódki ani winka wczoraj nie było, trawki ani tym podobnych specyfików nie zażywasz, musi coś twoja percepcja rzeczywistości szwankuje. Co to ma być? «Przystanek Alaska» czy jak?”

Tymczasem płochliwe stworzenie na mój widok (aż tak źle ze mną?) czmychnęło w bok i pognało na ulicę Świdnicką. Podejrzewając starcze omamy wzrokowe postanowiłem jednak sprawdzić, czy aby to na pewno tzw. „real”. Po drodze z ulgą zauważyłem, że inni ludzie też są podekscytowani i zaskoczeni i to wcale nie moją personą. Sarna tymczasem znikła mi z oczu. Po chwili jednak ujrzałem ją ponownie na ul. Kazimierza Wielkiego, gdzie natknąwszy się na płotek odgradzający tory tramwajowe biegała przestraszona wzdłuż niego w jedną i drugą stronę.

Zastanawiałem się, czy nie zadzwonić na policję. Gdy spostrzegłem, że jednak straż miejska już ją wypatrzyła, postanowiłem powiadomić znajomą, która ma dobre kontakty z radiem. W międzyczasie sarna stworzyła parę niebezpiecznych sytuacji, gdy spłoszona tramwajem skoczyła niemal pod koła samochodu (ruch o tej porze był już bardzo duży). Na szczęście nic się nie stało. Moje próby uwiecznienia jej na zdjęciu się nie udały. Komórka w przypadku takiego pędziwiatra to marne narzędzie dla fotoreportera. W końcu sarna pognała w kierunku kina Helios i gdzieś przepadła. Nieco później dowiedziałem się z radia, że wpadła do fosy. Nasze dzielne służby miejskie ponoć ją wyratowały i wywiozły na tzw. „łono natury”. Wygląda więc na to, że wszystko skończyło się „happy endem”. Skoro po Warszawie grasują łosie, to u nas mogą sarny. A co!

sobota, 28 marca 2009

sobota, 3 stycznia 2009

Globalne ocipienie

Myszkując po Internecie przypadkiem znalazłem bardzo ciekawy film „The Great Global Warming Swindle” poświęcony problematyce globalnego ocieplenia. Ktoś wrzucił go na YouTube i dzięki temu mogą go obejrzeć nie tylko widzowie odbierający telewizję brytyjską. Wprawdzie zostało to poszatkowane na osiem części, ale naprawdę warto poświęcić ten trud, by odszukać wszystkie osiem i obejrzeć całość.

Dla mnie jako laika „The Great Global Warming Swindle” w bardzo przekonujący sposób dowodzi, że obecna szajba na punkcie globalnego ocieplenia powinna chyba nosić stosowniejszą nazwę „globalnego ocipienia” i ma więcej wspólnego z propagandą niż z prawdziwą nauką. Wypowiadający się w nim naukowcy przede wszystkim obalają założenie mówiące, że emisja CO2 ma wpływ na zwiększenie temperatury. Wykazują wprost przeciwną zależność dowodząc, że to właśnie podwyższenie temperatury zwiększa jednocześnie zawartości dwutlenku węgla w ziemskiej atmosferze, a nie odwrotnie. Powołują się przy tym m.in. na zebrane dane pokazujące, że wzrost aktywności gospodarczej po wojnie, a więc również emisji CO2, nie przyczynił się do gwałtownego ocieplenia, a zaobserwowano wówczas proces przeciwny. Ponadto przekonują, że totalna emisja dwutlenku węgla przez ludzi stanowi tak znikomy ułamek procenta w porównaniu do tego, co produkuje sama natura, że niemożliwością jest, by miało to jakiś efekt w postaci zmian klimatycznych. Suma sumarum te przeobrażenia są naturalnym cyklicznym procesem, a wysoce prawdopodobna wydaje się teza, że ich przyczyną jest nie aktywność człowieka, ale słońca.

Choć film podaje całą masę informacji i szczegółów, nie jest nudnym wykładem, ale przystępnie i atrakcyjnie podaną dawką wiedzy na temat zarówno samych zmian klimatycznych, jak i źródeł ruchu i organizacji upatrujących początków tych przeobrażeń w działalności ludzkiej. Dla mnie szczególnym zaskoczeniem była informacja, że genezy tego ruchu, kojarzonego przecież generalnie z różnej maści lewicą, należy doszukiwać się w polityce... Margaret Thatcher!

Warto jeszcze zauważyć przy okazji tego filmu dwie sprawy. Po pierwsze zaprezentowani w nim naukowcy zwracają uwagę na potężne fundusze, jakie stoją za dzisiejszym lobby powiązanym z ideą „globalnego ocieplenia”, a tym samym miejsca pracy, które te pieniądze zapewniają. Uniemożliwia to w rzeczywistości rozsądny dialog i wymianę poglądów, gdyż głoszący odmienne tezy są z miejsca zagłuszani i spychani na margines spotykając się przy tym z niezwykłą agresją. Druga kwestia jest chyba jeszcze bardziej bulwersująca. Otóż podkreśla się tutaj katastrofalny wpływ, jaki ta cała histeria ma na kraje rozwijające się, zwłaszcza położone w Afryce, przez forsowanie rozwiązań technologicznych, które są nie tylko dla nich zbyt drogie, ale również dla społeczności dużo bogatszych, a przy tym mało skuteczne.

Ze swojej strony mogę dodać tylko, że pamiętam inne takie szajby. Na przykład na punkcie „globalnego przeludnienia” oraz „dziury ozonowej”. Ktoś jeszcze o nich wspomina? Toteż, gdy słyszę na przykład o akcji typu „Wyłącz światło, by dać odetchnąć naszej planecie”, jednocześnie moich uszu dobiega głębokie westchnienie Matki Ziemi, dobrotliwe i wyrozumiałe westchnienie, jakie wydaje rodzicielka zmuszona przysłuchiwać się idiotycznym popisom swojego dziecka.


http://pl.youtube.com/watch?v=xzSzItt6h-s&eurl=http://www.fronda.pl/videoteka/pokaz/124