poniedziałek, 7 września 2009

O ubieraniu się do teatru

Będąc ostatnio w teatrze (o przedstawieniu wkrótce słów kilka) postanowiłem przyjrzeć się, jakie tendencje panują, jeśli chodzi o ubiór. Okazuje się, że mamy do czynienia ze swoistą mieszanką. Są tacy, zwłaszcza kobiety, ale nie tylko, którzy ubierają się dość elegancko. Do tego grona zaliczyłbym również nieskromnie samego autora tekstu. Są też i ci, których strój niewiele się różni od tego, jaki na co dzień możemy spotkać na ulicach miasta. Ci drudzy zazwyczaj noszą dżinsy, mało wyszukane swetry, podkoszulki lub kolorowe koszule. Równie dobrze mogliby tak być ubrani w kinie, na balandze przy piwie u kolegi z uniwerku lub przy remontowaniu mieszkania.

Nie ukrywam, że ten drugi sposób ubierania mi nie odpowiada. Ba! Nie miałbym nic przeciwko temu, by jakiś odźwierny nie wpuszczał takich osób do środka. Tak jak nie wpuszcza się do pewnych lokali bez krawata (są jeszcze takie?). Teatr to miejsce szczególne. Niemal tak jak kościół. A szczególne miejsca wymagają szczególnego stroju. Pójście do teatru, to dla mnie święto i nie tylko dlatego, że bilet drogi i nie mogę sobie pozwolić na tę przyjemność tak często, jakbym chciał. Być może chodzi tutaj o religijne źródła teatru. Być może jest to kwestia magii, jaką tworzy każde przedstawienie sceniczne. Być może poczucie dotykania jakiejś tajemnicy. A może owego katharsis, o którym pisali starożytni.

8 komentarzy:

  1. To ja w ramach koleżeńskiej kontry: http://theoros.wordpress.com/2009/09/07/mala-diatryba-antygarniturowa/

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się, że garnitur dla wielu stanowi uniform kojarzący się z pracą, ale ja piszę o eleganckim ubieraniu się, a nie o garniturze jako takim. Sam zresztą nie chodzę do Kościoła w garniturze, choć jakiś poziom przyzwoitości tutaj obowiązuje. Pamiętam, jak szokował mnie widok głównie dzieciaków i młodzieży w Irlandii przychodzących do Kościoła w sportowych dresach. Chyba nie chodzi Ci o taki luz?
    A co do samego garnituru, to można nosić go jako strój roboczy i jako coś eleganckiego, jeśli się potrafi. Ja raczej widzę wokół siebie totalne rozmamłanie. I to w tych zawodach, w których niby te garnitury wciąż obowiązują.
    Poza tym wydaje mi się, że jednak porządny garnitur to dzisiaj wcale nie taka powszechność. Wystarczy spojrzeć na filmy z początku ubiegłego wieku.

    OdpowiedzUsuń
  3. Absolutnie się z Tobą zgadzam. Też mi brakuje w teatrze tego odswiętnego klimatu, i też nie lubie tych powyciąganych swetrow i dziurawych dzinsów na otaczających mnie "bywalcach". Choć przyznam się, że ja mam taki "obserwacyjny" odruch, ilekroć jestem w teatrze, operze, filharmonii, i.t.p.miejscach. Zawsze zwraca to moją uwagę, i jakos nie umiem sie od tego uwolnic (choc slowo "uwolnic" pewnie nie jest najtrafniejsze, bo mi to obserwowanie obyczajów wielce nie przeszkadza).
    Zdaje się, że ludzie juz dawno pogubili zasady; kanony przestają obowiązywac; wszędobylski "luz" - rozumiany chyba opacznie (podobnie jak "tolerancja") - wdziera się w kazdą sferę życia i bycia...
    Niedawno czytalam artykuł w gazecie, ktorego autor opisywal nasz stroj codzienny, podpatrywany na ulicach miast - wroclaw, warszawa - wszystko jedno: (pewnie nie zacytuję dokladnie) "wyglądają jakby przed wyjsciem zapomnieli się ubrać, albo jakby całą ich odzież strawił pożar".
    Przykładowo - obrzydliwe majtki bermudy w krzykliwe kwiaty wraz ze spraną, nierzadko dziurawą koszulką, ktora juz od dawna nie powinna nawet sluzyc jako szmata do podlogi, do tego jakies trampki, plecak, i ...oto pan jest gotowy do pojscia do pracy, po zakupy, do urzędu...
    Panie - zwisające wokół przykusej dżinsowej spodnicy wałki (albo wały) tłuszczu (no bo co?), spodnicy zresztą nazbyt odslaniającej zbyt grube uda, do tego różowe szpilki od lalki Barbie, i torebka z zupelnie innej bajki - np. złota i gęsto obszyta cekinami.... brrr....
    Wszystko to na zasadzie "a bo mi sie tak podoba" "a mi z tym dobrze" „co komu do tego” etc. Zero poczucia smaku, zero jakiejkolwiek estetyki... Zero mojej tolerancji (sorry).
    Jesli tak jest na ulicy, w urzedzie, w sklepie - czyli wszedzie tam gdzie nakladamy stroje nie przeznaczone nawet dla najblizszych (a co mi winien jest moj domownik ze mialby mnie w takim stanie oglądac?!) to to się przeklada potem dalej na kościol, teatr...
    O czym my mówimy?
    Bardzo lubię garnitury - panowie wygladają w nich bardziej elegancko i kulturalnie :-) , ale Terezjusz ma rację - nie od garnituru zależy, czy jestes ubrany elegancko i przyzwoicie. Jesli masz tą przywoitość w sobie, to zawsze ubierzesz się - chocby i na sportowo - z klasą (nie mylic klasy z kasą).

    OdpowiedzUsuń
  4. Jest wręcz przeciwnie. Typowo polska upierdliwość, wścibskość i przytyki.

    Idzie człowiek do teatru i "postanawia spojrzeć, jak się inni ubrali". Oho. Tak przypadkiem, ukradkiem a potem zakomunikujemy całemu światu.

    Dzieciaki w Irlandii wchodzą do kościoła w dresach. Szok. Jak oni mogą. Złote świeczniki i puchary, marmurowe podłogi, pięknie kute figury, hebanowe drzwi, witraże za dziesiątki tysięcy i dzieci w dresach. Bluźniercy. Jakże wypaczyli słowo Boże...

    Nie dawajcie sobie prać mózgów. Bóg wymaga szacunku. Dresy go nie rażą. Jego własny syn z gołą du..ą latał po świecie.

    Teatr to osobna kwestia. Od początku nie było wymogu "eleganckiego ubioru w teatrze". Wręcz przeciwnie. Jego źródła sięgają wielkiej "imprezy", gdzie alkohol lał się strumieniami, ludzie byli często i gęsto mocno wstawieni i z humorkiem włączali się do spektaklu szturmując scenę, dokładając swoje dialogi itd. itp. Nie mówię, że mamy do tego wracać, ale nikogo razić nie powinno to jak ktoś się ubrał. Bo to jego i tylko jego sprawa. I tyle na temat "religijnych źródeł teatru".

    Wasze dywagacje nie mają nic wspólnego ani z Bogiem, ani z teatrem. Rozmawiacie jedynie o tym co wg Was, w Waszym kręgu kulturowym jest uważane za "eleganckie" a co nie. Sam Bóg jak i sam teatr nigdy takich wymogów nie stawiał, to tylko Wasze wyobrażenie o czymś, o czym najwyraźniej macie dość wąskie, bo wyłącznie "polskie" pojęcie.

    To kwestia dojrzałości społeczeństwa. Duńczycy i Holendrzy garnitury ubierają głównie na pogrzeby.

    Amerykanie, Anglicy, Francuzi mają "gdzieś" to jak ktoś się ubiera. I do tego dążmy. W przeciwnym razie możemy wszyscy zagrać w Dniu Świra. I taki tag polecam dla Twego żałosnego wpisu, Terezjuszu.

    OdpowiedzUsuń
  5. A co do wpisu Soboty, to nawet go nie skomentuję, ale to po prostu same sedno i idealny przykład człowieka w średnim wieku wychowanego na Super Expressie.

    Nie łatwiej wyjść z założenia, że wszyscy jesteśmy piękni? Nagość jest piękna. Tacy się rodzimy, tacy umrzemy, tacy kiedyś byliśmy.

    I Ty, kobieto, masz czelność mówić o pogubieniu zasad? Jeśli jesteś katoliczką to leć do swojego księdza spowiadać się ze swojego komentarza, charakteru i "obserwacji". Bo to taki nawyk, nie? Ta ma grube uda, tej wyszedł brzuch, ta ma za mocny makijaż a ten za wąskie jeansy do tych krzywych nóg.

    Zacznijcie żyć własnymi życiami. Na dobry początek wyłączcie komputery.

    OdpowiedzUsuń
  6. ad Anonim:
    Podziwiam swadę polemiczną, a zwłaszcza chęć wymiany poglądów (argumenty ad personam itp.) :-)
    Jak słusznie zauważyłaś/zauważyłeś: "Rozmawiacie jedynie o tym co wg Was, w Waszym kręgu kulturowym jest uważane za "eleganckie" a co nie". Dokładnie tak. Niestety, nie żyjemy w dżungli amazońskiej i nie jesteśmy wędrownym plemieniem na pustyni w Namibii, nie mieszkamy też w żadnym z krajów arabskich. Gdybym był Indianinem mieszkającym nad Amazonką z pewnością nie obchodziłyby mnie garnitury, eleganckie stroje, wystarczyłaby mi przepaska biodrowa i nie raziłyby mnie baby biegające z gołymi cyckami. Na szczęście akurat tam nie mieszkam. I to, jak sądzę, powinno wystarczyć za cały komentarz.
    Co do tych wszystkich marmurów i złoceń i drogich witraży w Irlandii to trochę Cię rozczaruję. W Dublinie akurat dwa największe kościoły należą do protestantów, a świątynie katolickie w porównaniu z Polską przedstawiają się w większości dość ubogo. Natomiast taki dres sportowy z pewnością kosztuje więcej niż zwykłe "porządne" ubranie, czyli na przykład para spodni i sweter. Lepiej dobrze poza tym przeczytać tekst i dowiedzieć się, że nie chodzi o cenę stroju, tylko o stosowność ubioru i zachowania z szacunkiem dla okoliczności. Zapewniam Cię, że Chrystus też tego przestrzegał. Schludny strój nie musi być kosztowny, a po prostu jest zewnętrznym wyrazem tego, co czujemy wewnątrz. Możesz jeść kaszankę z gazety i z talerza. Twój wybór. Ja wybieram to drugie.
    I proszę nie obrażać moich rozmówców, bo będę wycinał.

    OdpowiedzUsuń
  7. hm... nie miałam pojęcia... dzięki.

    A o tych adidasach całkiem niedawno też coś podobnego pomyślałam (choć tu kino nie wchodziło w grę)

    OdpowiedzUsuń
  8. ps. dla jasności - oczywiscie źródłem dygresji o adidasach jest Twój wpis na zupelnie innym blogu.

    OdpowiedzUsuń