Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Asquith Clare. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Asquith Clare. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 9 kwietnia 2019

Corner Shop: Gra cieni, czyli ukryty świat Szekspira

O tej fascynującej książce wspominałem już kilka razy na swoim blogu. Początki pomysłu na napisanie Shadowplay sięgają jeszcze pierwszej połowy lat osiemdziesiątych, kiedy Clare Asquith przebywała w Związku Sowieckim, gdzie jej męża wysłano na placówkę dyplomatyczną. Oglądając w teatrze przedstawienie, które było adaptacją opowiadań Czechowa, autorka uświadomiła sobie, że zawierało ono aluzje do ówczesnej ponurej rzeczywistości. Były one jednak na tyle subtelne, że obecni na sali „stróże porządku” ich nie wychwycili. Wykształcony widz był natomiast w stanie je wyłapać.

Zastanawiając się nad tym, autorka doszła do wniosku, że być może podobnie było w przypadku Szekspira, który tworzył w czasach, kiedy w Anglii działało rozwinięte i rozbudowywane państwo policyjne, a prawa katolików były brutalnie łamane. W końcu wybitny dramaturg też korzystał ze starych dzieł, przerabiając je i adaptując do potrzeb scenicznych. Wgłębiając się w twórczość samego Szekspira, czytając inne utwory literackie i dokumenty z epoki, analizując ówczesną historię, Clare Asquith doszła do wniosku, że nadszedł czas, by na nowo odczytać dzieło wielkiego angielskiego dramaturga i poety. „Od jego śmierci uniwersalne sztuki Szekspira były adaptowane dla szerokiego spektrum aktualnych i politycznych przesłań: być może jest tak, że jedyne przesłanie, które przeoczyliśmy, to przesłanie samego autora”.

O swojej książce autorka powiada zatem, że „jej punktem wyjścia jest relacja o historii czasów Szekspira, która opiera się nie na tradycyjnej wersji Angielskiej przeszłości, ale na dziele nowego pokolenia badaczy reformacji, którzy malują obraz powszechnego oporu, inwigilacji, przymusu i prześladowań w XVI-wiecznej Anglii. Śledzi ona zatem rozwój zaszyfrowanego, dysydenckiego języka w represyjnych latach, jakie nastąpiły po reformacji, latach cenzury i propagandy, w czasie których tematyka religii i polityki była dramaturgom wzbroniona. I wyjawia ona, że Szekspir rozwinął ten ukryty szyfr w wyrafinowaną formę sztuki, wcielając ją z olśniewającą umiejętnością w swoje bardziej znane dzieła. Istotą tej zaszyfrowanej metody pisania oczywiście było to, że będzie ona „sporna” – innymi słowy niemożliwa do udowodnienia. Jedynie szczegółowe pokazanie uderzających ścisłych paralel pomiędzy doniosłymi wydarzeniami XVI wieku a nawiązaniami ukrytymi w cenzurowanej literaturze tamtego czasu przekona współczesnych miłośników Szekspira – przyzwyczajonych do wieków zdecydowanie uniwersalistycznych interpretacji jego dzieła – że istnieje obecnie argument za tym, by na nowo zbadać jego pisma w świetle ich zrewidowanego kontekstu historycznego. Dla wielu okaże się to szokiem. Przeciwnie do wielkich autorów klasycznych, Szekspir jest zazwyczaj postrzegany jako pisarz tak wybitny, że polityka jego czasów jest nieistotna, a nawet rozprasza. Jednak coraz częściej historycy i badacze literatury wydobywają na światło dzienne świadome echa tamtych czasów w ówczesnej literaturze, echa tak subtelne i aluzyjne, że sprowadzają się do ukrytego języka”.

Autorka zatem rozpatruje dzieło geniusza dramatu na tle wydarzeń historycznych. Zamiast przedstawiać nam jakiś zakłamany, zniekształcony obraz „Szekspira współczesnego”, oferuje nam Szekspira osadzonego w swoich czasach, w rzeczywistości elżbietańskiej Anglii, na którą przypadła większość jego życia, i w Anglii Jakuba I, pod którego rządami przeżył ostatnie 13 lat. Taka perspektywa, a także nawiązania do twórczości innych ówczesnych autorów, pozwala odkryć w dziele Szekspira rzeczy, które do tej pory badacze przeoczali. Na przykład kwestię katolickości ich autora. Ba! Pozwala zrozumieć te partie tekstu, które wydawały się do niedawna niezrozumiałe, niejasne. Pozwala także wyjaśnić pozorną niekonsekwencję, jaką było pojawienie się niektórych sztuk, które zdawały się wręcz cofnięciem w rozwoju albo zaskakującym odstępstwem od dotychczasowej linii rozwojowej. Takim przypadkiem są na przykład te utwory, które zdaniem Asquith były skierowane już nie do Jakuba I, ale jego przedwcześnie zmarłego syna, Henryka.

Nie sposób w krótkiej recenzji omówić wszystkich fascynujących rewelacji, jakie przedstawia ta niezwykła książka. Wydaje mi się też, że niektóre interpretacje mogą budzić pewne wątpliwości, choć nie sposób nie przyznać, że autorka zawsze podpiera je odniesieniami do ówczesnej rzeczywistości, osadza je w konkretnym kontekście. Na szczęście są też badacze, którzy kontynuują osiągnięcia Aquith i prowadzą badania nad katolickością Szekspira i ukrytymi nawiązaniami do ówczesnych realiów. Dużą zaletą dla czytelników twórczości wielkiego angielskiego dramaturga jest też zamieszczony na końcu książki słownik słów-kluczy, które pozwalają zrozumieć rozsiane po utworach aluzje. Dodajmy, że są to nie tylko słowa-klucze używane przez samego Szekspira.

Praca Asquith odkrywa więc faktycznie przed czytelnikiem świat, o którym do tej pory nie miał w większości pojęcia. Pod powierzchnią „uniwersalistycznych” sztuk wielkiego dramaturga, kryje się zakodowana historia czasów samego Szekspira, historia nie mniej ponura niż dzieje samego Makbeta czy Danii Hamleta, która „jest więzieniem”. Na szczęście w dobie, w której niektórzy katoliccy hierarchowie są gotowi świętować obchody reformacji, pojawia się coraz więcej opracowań pokazujących ponure oblicze reformacji, także tej angielskiej. A więc jest szansa również na to, że takie badania, jakie przedstawia książka Asquith, będą się przebijać do publicznej świadomości. Nawet jeśli opór będą stawiać wielbiciele Harolda Blooma, Jana Kotta czy np. „genderowych” odczytań wielkich dramatów. Jedyny problem polega jednak na tym, że ta znakomita książka, jaką jest bez wątpienia Shadowplay, do tej pory nie została udostępniona polskiemu czytelnikowi, który nie ma możliwości przeczytania jej w oryginale.


Clare Asquith, Shadowplay: The Hidden Beliefs and Coded Politics of William Shakespeare, PublicAffairs, New York.

czwartek, 4 kwietnia 2019

O Szekspirze w smętnym nastroju (dwuznaczność zamierzona)

Pisanie o Szekspirze bez znajomości języka angielskiego w zasadzie pozbawione jest sensu. Nawet najlepszy przekład nie odda wszystkich gier słownych i aluzji. A jeśli Clare Asquith ma rację, że wielki dramaturg zaszyfrował w swoich utworach historię swoich czasów, pozostawił w nich doświadczenie ówczesnego państwa policyjnego (a wydaje się, że jej wywody są mocne, wbrew niektórym krytykom), to sprawa dla czytelnika polskich przekładów jest w zasadzie beznadziejna. Tym bardziej, że współczesne przekłady Słomczyńskiego i Barańczaka nie są opatrzone żadnymi przypisami. Nie wiem, być może za tym brakiem kryje się poczucie translatorskiej klęski, a może po prostu koszty redakcji takiego tekstu, które zwiększałyby cenę książki. Przypisami opatrywał swoje tłumaczenia Władysław Tarnawski (również badacz katolickości tej twórczości), ale – co jest większym skandalem – jego przekład pozostaje w większości w rękopisie.

Weźmy jeszcze pod uwagę fakt, że dla naszych rodzimych interpretatorów wciąż niestety autorytetami wydają się być Harold Bloom i Jan Kott. A wydawałoby się, że akurat w Polsce, z naszym doświadczeniem, powinniśmy być wyczuleni właśnie na tę grę cieni, jak pisała o tym Asquith, albo też metadramat, jak nazywał to Peter Milward SJ – jak się wydaje jeden z wybitniejszych interpretatorów twórczości szekspirowskiej. Niestety, chyba na uczelniach na wydziałach filologicznych siedzi jakaś lewicowa jaczejka, a ważne książki Milwarda, Pearce’a, Wilsona czy Asquith pozostają znane jedynie wąskiemu gronu tych, którzy nie tylko władają językiem angielskim, ale jeszcze na dodatek na tyle się interesują literaturą, by po nie sięgnąć (jeśli w ogóle się o nich dowiedzą).

Jeden przykład. Bez wnikania w szczegóły, na które może jeszcze przyjdzie czas. Biorę do ręki trzy polskie tłumaczenia jednego z ważniejszych, piękniejszych i niezwykle przejmujących fragmentów twórczości wielkiego dramaturga: Ulricha, Słomczyńskiego i Barańczaka. Porównuję je z oryginałem. Okazuje się, że przekład Barańczaka jest zgrabny poetycko, ale autor jakby w ogóle nie zrozumiał (albo nie chciał zrozumieć?), o co w nim tak naprawdę chodziło. Coś tam niby z aluzji, podwójnych znaczeń i gier słownych zostaje, ale jest to raczej ich cień. A co najważniejsze Barańczak zupełnie ześwieccza przesłanie się w nim kryjące, wręcz banalizuje je. Tak – banalizuje. Po prostu spłyca. Co aż strach powiedzieć, ale tak niestety jest. Najbliżej oryginału są właśnie Ulrich i Słomczyński, choć i u nich pewne sensy się gubią. Zachowany jednak zostaje wymiar metafizyczny, religijny. Mogłyby to do pewnego stopnia poprawić przypisy, które nie tyle obnażałyby klęskę translatorskich trudów, ale podkreślały, z jak niezwykle trudną materią przyszło się tym tłumaczom zmagać. Nie wiem niestety, jak poradził sobie z tym passusem Władysław Tarnawski. W jego książce o Szekspirze, którą omawiałem na tym blogu, tego fragmentu niestety nie ma.

Reszta jest milczeniem. A może milczeniem jest spoczynek.


piątek, 22 marca 2019

Corner Shop: Dlaczego Szekspir zaczął pisać baśnie?

Pisałem już o zaskoczeniu, jakie wzbudził we mnie fakt, że Władysław Tarnawski, rozpatrując przemiany w poszczególnych okresach twórczości Szekspira, pisał enigmatycznie o jego „rosnącej znajomości życia i natury ludzkiej”, natomiast nie zwrócił uwagi na to, w jakich okolicznościach politycznych i społecznych przyszło żyć wybitnemu dramaturgowi i że to one mogły w znacznym stopniu przyczynić się do przemian w jego twórczości.

Wspomniana już przeze mnie na tym blogu Clare Asquith w kapitalnej książce Shadowplay przedstawia, jak te okoliczności zaważyły na utworach Szekspira. Pamiętam toczone swego czasu dyskusje na ten temat, czy utwory skupiające się na lokalnych problemach mogą mieć uniwersalną wymowę. Czy zatem mogło być na przykład tak, że Mickiewicza czytaliby ludzie na całym świecie, mimo że jego główną problematyką byłaby niewola ojczyzny, rozdartej pomiędzy trzech zaborców? Szekspir jest znakomitym przykładem, że taka sztuka jest możliwa. Jego dramaty o wymowie uniwersalnej, mają jednocześnie jakby „drugie dno” – odnoszą się do ponurej rzeczywistości Anglii Elżbiety I i Jakuba I – ponurej dla katolików (choć nie tylko) prześladowanych przez reżym.

Asquith odszyfrowuje to ukryte przesłanie i wyjaśnia, dlaczego niektóre z utworów albo ich fragmenty są dzisiaj niezrozumiałe, a może nawet rozumiane opacznie czy wręcz lekceważone, choć dotyczą one tak naprawdę spraw istotnych.

Okres, którego dotyczyła cytowana przeze mnie uwaga Tarnawskiego, był dla katolików szczególnie bolesny. Zawiodły nadzieje pokładane w Jakubie I, nie nastąpiły rządy tolerancji religijnej, w roku 1604 zawarto pokój z Hiszpanią, a w roku 1605 doszło do spisku prochowego, który był kolejnym pretekstem do zaostrzenia prześladowań katolików.

Autorka podaje przykład pisarza Johna Haringtona, który w swoich utworach, licząc na zmianę kursu przez króla Jakuba, próbował w swoich pismach przemówić do niego na rzecz tolerancji. Takim przykładem jest jego Tract on the Succession. Clare Asquith konkluduje swoje uwagi na temat tego autora takim oto stwierdzeniem: „Ale po odnowie prześladowań z roku 1604 Harington, jak wielu innych, dał sobie spokój z królem. Zmienił dedykację swojej książki, kierując ją do księcia Henryka, który w tym czasie miał lat jedenaście”.

Dalej, pisząc już ponownie o Szekspirze, autorka stwierdza:

Są krytycy, na czele których stoi Samuel Johnson, którzy głowią się nad zadziwiającym kontrastem między następnymi trzema sztukami Szekspira a posępnym, coraz bardziej teoretyzującym dziełem poprzednich siedmiu lat. Szekspir zaczyna tworzyć baśnie. Pierwsza z nich, Perykles, jest niemal dziecinie naiwna w swoim sposobie przedstawienia i formie narracyjnej – do tego stopnia, że powszechnie się przyjmuje, iż pierwsza część sztuki jest dziełem innego autora. Jednak, jeśli się już to wykryje, przebieg kariery Szekspira jako katolickiego apologety dostarcza motywu dla tej nagłej przemiany. Szekspir, wraz ze sporym gronem innych wysoce inteligentnych rówieśników, takich jak Harington, miał właśnie poświęcić całą siłę perswazji na ponowne przedstawienie swojej argumentacji w słowach, których zamysłem było odwołanie się do czternastoletniego chłopca.

Chodziło oczywiście o wspomnianego już wyżej księcia Henryka.


wtorek, 19 lutego 2019

Szekspir i trzęsienie ziemi w Anglii

Pisałem w sobotę o artykule Andrzeja Wadasa zamieszczonym w zeszłorocznym 141 numerze krakowskich „Arcanów”. Wspomniałem, że na postawione w tytule pytanie – „Szekspir jako świadek i kronikarz rewolucji tudorańskiej?” – można by odpowiedzieć przytaczając interpretacje 2-3 sztuk Szekspira, jakie można znaleźć w fascynującej książce Clare Asquith (cytowanej zresztą przez autora). Aby nie być gołosłownym, podam jeden interesujący przykład.

Najprościej, aby udowodnić, że Szekspir w swej twórczości odzwierciedlał (i komentował). czasy mu współczesne, byłoby wziąć jedną ze sztuk historycznych dramaturga. Dlaczego? Dlatego, że historia była dla ówczesnych twórców pretekstem do mówienia o otaczającej ich brutalnej rzeczywistości. Polakom chyba nie trzeba tego za długo tłumaczyć. Dość wspomnieć, że praktyka ta musiała być mocno upowszechniona, skoro główny cenzor królestwa w roku 1599 wydał zakaz publikacji sztuk o tematyce związanej z historią Anglii. Stąd prawdopodobnie, aby obejść te obostrzenia cenzorskie, Szekspir sięgnął do historii rzymskiej i tak powstał jego dramat Juliusz Cezar.

Jeślibyśmy więc chcieli sprawdzić, co wielki dramaturg miał do powiedzenia o swoich czasach, moglibyśmy poddać krótkiej interpretacji taką sztukę, jak Makbet (notabene tutaj z kolei autor sięgnął do historii Szkocji, co mogło być pozornym hołdem dla króla Jakuba I, ale też kolejnym przykładem igrania z cenzurą).

Co jednak, jeślibyśmy sięgnęli po coś, co w żaden sposób nie kojarzy się z prześladowaniem katolików, mordowaniem w imieniu prawa katolickich kapłanów, niszczeniem katolickich sanktuariów i relikwii? Na przykład, gdybyśmy wzięli tragedię Romeo i Julia? Albo jeszcze lepiej –jedną z komedii? Czy to możliwe, żeby taka z pozoru niewinna farsa, jak Wiele hałasu o nic, miała w sobie jakieś nawiązania do czasów współczesnych Szekspirowi? Co więcej – żeby dotyczyła w jakiś sposób prześladowania katolików, mówiła o najświeższej historii Anglii? Sztuka umiejscowiona we Włoszech? Clare Asquith udowadnia, że tak. A swoją drogą: skąd w ogóle pomysł, by sytuować akcje dramatów we Włoszech? Moda tylko?

Juliusz Kydryński w posłowiu do tłumaczenia komedii Wiele hałasu o nic pisze, że „dowcipne” dialogi Beatrice i Benedicka współczesnemu czytelnikowi nie wydają się wcale takie zabawne, a nawet te „inteligentne” potyczki mogą nużyć. Ot, po prostu się „zestarzały”. Autor posłowia jednak nie próbuje drążyć tematu i odpowiedzieć na pytanie: Dlaczego humor tych dialogów się zestarzał, a scenki ze strażnikami miejskimi wciąż mogą wywoływać śmiech? Plebejski humor śmieszy nas zawsze, niezależnie od epoki, a wyrafinowane gry słowne i aluzje są już dla nas jedynie sztuką dla sztuki? A może najzwyczajniej w świecie czegoś nie dostrzegamy?

Clare Asquith sugeruje to ostatnie. Twierdzi, że te błyskotliwe dialogi (nie tylko Beatrice i Benedicka) – których sensu dzisiaj nie rozumiemy, a nawet jesteśmy gotowi posądzać tłumacza o spapranie translatorskiej roboty – są usiane aluzjami do współczesnych Szekspirowi wydarzeń lub najnowszej (dla autora) historii.

Weźmy dwa przykłady. Oto w pewnym momencie w dialogu bohaterów pada data 6 lipca. Dzisiaj czytelnik nie ma pojęcia, dlaczego w ogóle taka data w tekście się pojawia, nie znajduje dla niej żadnego uzasadnienia. Tymczasem wystarczy sobie uświadomić, że jest to data stracenia Tomasza Morusa, którego ścięto dokładnie 6 lipca 1535 roku. Co więcej, właśnie 6 lipca roku 1483 zmarł w Tower Edward V, a koronowany został Ryszard III (tytułowy bohater jednej ze sztuk historycznych Szekspira). Ale nie koniec na tym! 6 lipca 1553 roku zmarł Edward VI! Zadziwiająca koincydencja, prawda? Zwróćmy również uwagę na zwierciadlane odbicie roku: 1535-1553.

Daje do myślenia? To może jeszcze ten drugi szczegół, który może współczesnemu czytelnikowi czy widzowi umknąć. W pewnym momencie w dialogu pojawia się wzmianka o trzęsieniu ziemi. Tym razem nawet w kontekście ma to jakiś sens. Poza tym Włochy to rejon sejsmiczny. Jesteśmy nawet gotowi to pominąć i czytać czy oglądać dalej. Ale zaraz, zaraz... Mało kto kojarzy Anglię z trzęsieniami ziemi. Tymczasem w roku 1580 doszło do trzęsienia ziemi właśnie w Anglii. Jeśli dobrze się orientuję, to było to największe trzęsienie, jakie nawiedziło ten rejon, a jego skutki odczuwano także w samym Londynie. Za jaki znak to wówczas brano, nie muszę chyba wyjaśniać. Dodajmy, że wydarzyło się to w środę wielkanocną.

Jeśli wspomnimy jeszcze wzmianki bohaterów tej sztuki o „heretyckiej” postawie Benedicka, zwrócimy uwagę na to, że obie główne bohaterki – ich cechy fizyczne – uosabiają w zakodowany sposób protestantyzm (Hero) i katolicyzm (Beatrice), nagle zaczynamy dostrzegać w tej komedii coś więcej niż zwykłą, mniej lub bardziej zabawną romantyczną historyjkę...

Więc jak to będzie z tym kronikarzem i świadkiem?


sobota, 16 lutego 2019

Szekspir jako świadek i kronikarz?

Dopiero niedawno wpadł mi w ręce 141 numer „Arcanów” i dlatego dopiero teraz rzuciłem się z zaciekawieniem na artykuł Andrzeja Wadasa „Szekspir jako świadek i kronikarz rewolucji tudoriańskiej?” Rzuciłem się, przeczytałem i... odłożyłem rozczarowany.

Na postawione w tytule pytanie autor w zasadzie nie odpowiada. Wprawdzie podejmuje tematykę trzech utworów Szekspira: poematu Gwałt na Lukrecji i dwóch dramatów: Peryklesa oraz Troilusa i Cressidy, ale niewiele z tego podjęcia wynika. Autor jedynie dotyka tematyki tych utworów, a czytelnik, który nie ma odpowiedniego przygotowania, w zasadzie nie do końca rozumie intencji, jaka stoi za przywołaniem tych utworów. Komuś mogłoby się wydać wręcz, że utwory te zostały dobrane nieco przypadkowo i że równie dobrze mógłby to być Hamlet albo Makbet. W końcu ten ostatni najbardziej pasuje to reszty tego, co czytelnik znajduje w tekście.

Chyba jedynie pobieżne i krótkie streszczenie poematu Gwałt na Lukrecji może sugerować, że autor odpowiada na tytułowe pytanie. W gruncie rzeczy lektura tego artykuły pozostawia czytelnika w stanie konfuzji i sam zaczyna siebie pytać: Czy autor chciał na pewno podać nam odpowiedź na tytułowe pytanie? A może dać nam garść refleksji o rewolucji? A może w ramach względnie krótkiego artykułu chciał zawrzeć jak w pigułce kluczowe wydarzenia, które mogły wpłynąć na twórczość Szekspira i zaważyć na jego życiu? A może pragnął przedstawić nam kontrast pomiędzy katolicką Anglią przedreformacyjną a Anglią po zerwaniu jedności z Rzymem? A może chodziło mu o katolickich męczenników w Anglii? Tak naprawdę jest tu kilka tematów, które mogłyby stanowić materiał kilku artykułów.

Nie rozumiem więc za bardzo zamiarów Andrzeja Wadasa. Tytuł jego tekstu, tak jak tytuły na niektórych portalach informacyjnych, zapowiada więcej, niż w rzeczywistości czytelnik znajdzie w środku. A przecież wystarczyło streścić choćby ze trzy interpretacje dramatów Szekspira z przytaczanej w tekście książki Clare Asquith, by na to pytanie odpowiedzieć.

Z drugiej strony lektura artykułu w „Arcanach” nie była zmarnowanym czasem. Wadas faktycznie dostarcza garść cennych informacji na temat zniszczeń, jakich w Anglii dokonał Henryk VIII i reformacja. Uświadamia też do pewnego stopnia grozę czasów, w jakich przyszło żyć twórcy Makbeta.

Dla mnie cenną informacją jest w szczególności wzmianka o profesorze Władysławie Tarnawskim i jego badaniach nad katolickością Szekspira. Sama postać profesora, jego badania nad twórczością Szekspira oraz nasuwające się analogie między jego losem a losami męczenników katolickich w elżbietańskiej Anglii to zresztą jeden z tematów, który aż się prosi o rozwinięcie w osobnym artykule albo nawet dwóch czy trzech takich szkicach.

A czy Szekspir był świadkiem i kronikarzem rewolucji tudoriańskiej? Ależ oczywiście, że tak! Opowiada o tym Clare Asquith w swojej pasjonującej książce Shadowplay. Myślę, że jeszcze Wam o tej lekturze parę słów napiszę.