niedziela, 17 stycznia 2010

Zapomniany obraz, cz. II

Podróż, w jaką zabiera nas bp Siemieniewski, jest do tego stopnia fascynująca, że zacząłem żałować, iż nigdy nauki ścisłe nie stały się przedmiotem żywszego zainteresowania z mojej strony. Autor nie tylko omawia poglądy na temat nauk matematyczno-przyrodniczych myślicieli chrześcijańskich, ale również przytacza sporo cytatów na potwierdzenie tychże z dzieł, które, jak już wcześniej wspomniałem, są dostępne bez problemu nawet w Internecie. Jedyną barierą do czerpania z tego obfitego źródła może być znajomość łaciny, jeśli wspomniane teksty nie są akurat dostępne w przekładzie na język polski.

W pracy wrocławskiego duchownego można znaleźć przynajmniej dwa sposoby manipulowania tymi źródłami przez piszących o średniowieczu i pierwszych wiekach chrześcijaństwa, na które autor zwraca uwagę czytelnika. Pierwszym, jakże perfidnym, choć nienowym sposobem jest wyjęcie przytaczanego passusu z kontekstu. Właśnie przykład takiej manipulacji przedstawia autor „Wielu ścieżek na różne szczyty” w rozdziale poświęconym św. Augustynowi. Przywoławszy stosowny urywek z podręcznika akademickiego, nie tylko podaje później własne tłumaczenie wykorzystanego w nim cytatu, ale też umieszcza go zarówno w kontekście dzieła, z którego został wyrwany, jak i również w kontekście innych wypowiedzi tego wybitnego ojca Kościoła. Nie trzeba chyba dodawać, że obraz poglądów św. Augustyna na temat relacji wiary i rozumu, Biblii i nauki jest odmienny od sugerowanego przez podręcznik.

Drugim sposobem manipulacji źródłami jest przytoczenie fragmentu z księgi jakiegoś drugorzędnego czy trzeciorzędnego myśliciela, którego poglądy nie cieszyły się uznaniem nawet w jego czasach, i podanie go jako przykładu typowego dla danej epoki czy okresu. Tutaj warto oddać głos samemu autorowi. W przypisie do rozdziału 3, zatytułowanego „Od wojennego chaosu do papieża matematyka” pisze on tak (i tutaj pora na podanie nazwiska autora wspominanego już powyżej podręcznika akademickiego):

„Np. A.K. Wróblewski, omawiając średniowieczny obraz kosmosu, najwięcej miejsca poświęcił zupełnie marginalnemu tekstowi niezbyt znanego mnicha Kosmasa Indikopleustusa, którego wątpliwej wartości dziełko było bardzo słabo znane nawet w Bizancjum i zupełnie nieznane w świecie łacińskim. Dla wbicia studentowi w pamięć dziwacznych poglądów Kosmasa Wróblewski umieścił nawet szkic jego wyobrażeń, przedstawiający świat w postaci skrzyni i zatytułował go: Średniowieczny obraz świata Kosmasa. Nie umieścił natomiast żadnych, łatwo dziś dostępnych, autentycznych ilustracji ze znanych i cenionych średniowiecznych podręczników astronomii (...)”

A powyżej tego cytatu, w tym samym rozdziale, czytamy:

„Nigdy dość powtarzania, że wbrew powszechnemu mitowi, upowszechnionemu również w aktualnych podręcznikach akademickich, w naukowych kręgach średniowiecza Ziemię przedstawiano jako kulę, a nie jako płaską tarczę”.

Na dowód tego autor zresztą dość bogato, jak na tak skromnie wydaną książkę, ilustruje swoją pracę kopiami wspomnianych ilustracji.

Żyjemy w czasach, gdy (z powodów politycznych – trzeba przyznać) awanturę wywołuje praca magisterska studenta, który ośmielił się nadepnąć na odcisk znanemu politykowi i odbrązowić jego wizerunek. I to do tego stopnia, że ktoś wpada na pomysł, by naruszyć autonomię wyższej uczelni i przeprowadzić tam inspekcję. O ileż większy skandal powinien wywołać fakt, że studentom oferuje się podręcznik akademicki prezentujący fałszywy wizerunek odległych czasów i panujących w nich poglądów na temat nauki! Można oczywiście zastanawiać się, na ile ten zakłamany obraz jest wynikiem świadomej manipulacji, a na ile niezbyt rozważnego korzystania z innych opracowań, zamiast sięgnięcia po same materiały źródłowe.

Bp Siemieniewski doprowadza swoją opowieść aż do czasów sprawy Galilieusza. Omawiając dość szczegółowo – ponownie odwołując się do źródeł – na ponad dziesięciu stronach jego przypadek, zwraca uwagę na to, że w rzeczywistości był on „obrońcą tradycji Kościoła”, tej tradycji, którą autor „Ścieżką nauki do Boga” przedstawił tak interesująco na poprzednich kartach swojej pracy. Tym niemniej po lekturze miałem uczucie pewnego niedosytu, które mógłbym zamknąć w jednym krótkim pytaniu: „Skoro było tak dobrze, dlaczego w ogóle doszło do procesu Galileusza?” Na to pytanie jednak nie znalazłem w książce wrocławskiego duchownego wyczerpującej odpowiedzi. Jednak też trzeba przyznać, że nie sprawa Galileusza była jej przedmiotem. To raczej temat na osobną publikację.

Na koniec tego pobieżnego z konieczności (sam nie lubię czytać zbyt długich tekstów na ekranie komputera – męczy to wzrok) omówienia, warto może przytoczyć jeszcze jeden passus z książki „Ścieżką nauki do Boga”. Na pewno wielu czytelników zastanawia się, skąd wzięło się fałszywe wyobrażenie, że ludzie średniowiecza uważali, iż Ziemia jest płaska. Otóż rzecz ma się następująco:

„Płaskie dyski przedstawiane w średniowieczu na mapach świata «były tylko konwencją graficzną», a «pogląd, że średniowiecze wierzyło w płaską Ziemię, został wymyślony w XIX wieku». Komu ten przedziwny pomysł należy przypisać? «Osobą, której zawdzięczamy to nieporozumienie, jest amerykański powieściopisarz Washington Irvin». To doprawdy ironia losu, że do dziś tak wielu ludzi nauki swoje przekonanie w tej dziedzinie opiera na dziewiętnastowiecznych powieściach człowieka, którego nazwiska nie znają. I nie zdają sobie zupełnie sprawy, że «szeroko rozpowszechniony mit o wierze ludzi średniowiecza w płaską Ziemię jest nowożytnego pochodzenia». Błędne więc jest powszechne dziś mniemanie, że teoria Ziemi spoczywającej na żółwiach, skrzyniach i postumentach była dominującym wyobrażeniem o wszechświecie z czasów sprzed wynalezienia teleskopu”.

bp Andrzej Siemieniewski, Ścieżką nauki do Boga. Nauki przyrodnicze w starożytności i w średniowieczu, Warszawa 2009.

Część I

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz