poniedziałek, 17 maja 2010

Skandaliczna konwencja wyborcza prezesa Kaczyńskiego

Na początku wszystko wyglądało dobrze, nawet bardzo dobrze. Pomysł, by spotkanie komitetu honorowego Jarosława Kaczyńskiego odbyło się w Łazienkach, był znakomity. W końcu było to nawiązanie do tradycji, a przy tym miejsce godne tak godnego kandydata oraz tak szlachetnych i godnych ludzi, którzy zdecydowali się go poprzeć. Komitet honorowy był przy tym ogromny, a składał się z wybitnych autorytetów, artystów i myśliwców... tzn... myślicieli.

Niestety pierwszą wpadkę zaliczył już sam kandydat. Dziękując za szalik otrzymany od europosła Ziobry, ucieszył się, że darczyńca nie jest Szkotem albo co gorsza Krakusem lub Poznaniakiem.

Potem już było coraz gorzej. Pewien sędziwy profesor (prawdziwy, a nie wymyślony, co i tak niewiele w całej sprawie zmienia) powiedział, że tylko człowiek, który jest kawalerem, a nie dzieciorobem – co było niecnym nawiązaniem do licznej rodziny kontrkandydata – może zostać prezydentem Polski w tak trudnych czasach. Dodał też, że to dlatego przecież księża nie mają dzieci, by mogli tym bardziej poświęcić się służbie innym. I właśnie Jarosław Kaczyński jest takim człowiekiem, który oddał całe swoje życie, całe swoje serce służąc Polsce. A kontrkandydat może co najwyżej zająć się hodowlą zwierząt futerkowych, bo na to akurat powinno mu jeszcze trochę czasu starczyć. Gestykulując zamaszyście wspomniał też coś o Ruandzie, Burundi, Bułgarii oraz Rumuni w dość niepochlebnym dla tych krajów i kontrkandydata kontekście.

Po sędziwym profesorze głos zabrał wybitny reżyser, który zagrzmiał, że oto w Polsce toczy się wojna domowa, a przeciwnik nie przebiera w środkach i że ma za sobą większość mediów. Wezwał on jedną ze stacji telewizyjnych do poparcia kandydata PiS-u i wyraził nadzieję, że akurat jej dziennikarze nie ulegną powszechnemu amokowi i o kandydacie PiS-u będą wypowiadać się prawdziwie.

Po wybitnym reżyserze...

Następnego dnia w mediach i w całej Polsce rozpętało się piekło. Wybitni intelektualiści, organizacje studenckie, parlamentarzyści zbierali listy podpisów z przeprosinami dla obywateli Ruandy, Burundi, Bułgarii i Rumuni. Premier osobiście udał się do ambasad wyżej wymienionych krajów, by wyrazić ubolewanie w związku ze skandaliczną wypowiedzią członka komitetu honorowego jednego z kandydatów na prezydenta. „Nie usprawiedliwia go ani wiek, ani tytuł profesorski, ani okoliczności” – powiedział na krótkim spotkaniu z mediami.

Rady miejskie Krakowa i Poznania uznały Jarosława Kaczyńskiego za „persona non grata”. Mieszkańcy województw krakowskiego i poznańskiego słali masowe protesty do komitetów wyborczych PiS-u. Wojewodowie wystosowali sformułowane w ostrym tonie pisma na ręce przedstawicieli komitetu wyborczego Jarosława Kaczyńskiego. Znani posłowie, senatorowie oraz członkowie PiS-u musieli chyłkiem przemykać się ulicami, by nie oberwać zgniłymi jajami i pomidorami od przechodniów.

W mediach wybitne autorytety moralne i intelektualiści z oburzeniem wypowiadali się o języku nienawiści uprawianym przez zwolenników Kaczyńskiego. „Skoro to wojna domowa, to czy mam już ustawić w swoim oknie karabin maszynowy, przygotować butelki z benzyną, zacząć budować barykady?” – pytała retorycznie znana publicystka. „Czy komitet honorowy prezesa PiS przygotował już listy proskrypcyjne przeciwników do rozwałki? Czy mam się już zacząć ukrywać?” – wtórował jej inny wybitny dziennikarz odgarniając z czoła blond grzywkę.

Wyobrażacie to sobie? Ja nawet nie próbuję.

5 komentarzy:

  1. Hucpe sobie urządzacie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak powinno być gdyby te pieski i hieny medialne były prawdziwymi dziennikarzami a nie sługusami reżimu .

    OdpowiedzUsuń
  3. w głowie mi się kręci... czasem nawet ja nie nadążam za Twoją fantazją

    OdpowiedzUsuń
  4. Fantastyczne. Gratulacje!

    OdpowiedzUsuń
  5. Gdyby taka rzeczywiście była konwencja wyborcza Kaczyńskiego, to już dawno by nie żył, a co najmniej siedział w więzieniu razem z połową uczestników tego spotkania. A że to konwencja TW Litwina, wszyscy pokazali i przyklasnęli. Zastanawiało mnie zawsze to, że Kaczyńscy nigdy nikogo nie atakowali, nie grozili śmiercią (a im samym grożono, niby w żartach - okazało się, że to był wyjątkowo ponury, wręcz żałobny żart), a mimo to zyskali miano agresywnych i nie nadających się przez to do życia publicznego (GW określiła ich jako "niewybieralnych"). Co by to było, gdyby Jarosław (już teraz tylko on został jako cel ataku) rzeczywiście wykazał choć cień agresji? Ja też nawet nie próbuję tego sobie wyobrazić.

    OdpowiedzUsuń