Za górami, za lasami w pewnym kraju, w którym mnie nie ma i w którym nie bywam, a więc wszystko, co o nim piszę to pewnie plotki i bzdury wyssane z palca, mieszka sobie pewna Sowa Przemądrzała... A właściwie to „pewny” i nie „Przemądrzała”, tylko „Przemądrzały”. Bo to on jest i na dodatek ksiądz, a nie żadna księżniczka.
Otóż ów Sowa Przemądrzały odkrył wygodną formułę bywania w mediach publicznych. Wygodną dla siebie, trzeba dodać, bo innemu przysporzyłoby to od groma trudności i pewnie wielkiego bólu głowy. A więc ów Sów, tzn. ów Sowa odkrył, że jest go dwóch: jest ksiądz Sowa Przemądrzały i jest... nie, nie zgadłeś, Drogi Czytelniku, nie żadna księżniczka, tylko... obywatel Sowa Przemądrzały.
Nawet nie wiesz, jakie to genialne w swojej prostocie! Dajmy na to, kilku księży profesorów poparło w zbliżających się w owym kraju wyborach prezydenckich kandydata opozycji. Ksiądz Sowa Przemądrzały potępił ich w czambuł, bo któryś z duchownych powiedział, że tu chodzi o „większą wartość” i dlatego ten duchowny się miesza do polityki.
- „A ja pytam o jaką większą wartość” – ironizuje nasz genialny wynalazca albo może odkrywca. I zaraz odzywa się obywatel Sowa Przemądrzały:
- „Być może tym się różnimy, bo ja oddam głos na całkiem innego kandydata” – Wielkiego Marszałka Wybitnego.
I na wszelki wypadek dodaje, by się komuś nie pomyliło, kto mówi i co:
- „To jest decyzja obywatela” Sowy Przemądrzałego.
Jeśli, Drogi Czytelniku, masz już mały mętlik w głowie, to się nie przejmuj. Nie tylko Ty. Rozwiązanie bowiem genialne w prostocie, ale konsekwencje już tak jakby prostsze mniej. No bo, zastanówmy się tylko: Jeśli ten ksiądz albo może obywatel Sowa Przemądrzały występuje w telewizji, a ponoć występuje, to jak oni pokazują, że to mówi właśnie ksiądz, a nie obywatel i odwrotnie? Na dole ekranu pojawia się napis: „UWAGA! MÓWI KSIĄDZ!!”? A po chwili: „UWAGA! TERAZ MÓWI OBYWATEL SOWA PRZEMĄDRZAŁY!!”? A może kiedy go pokazują z lewej (nomen omen) strony to jest to obywatel, a kiedy z prawej (też nomen omen) to jest to ksiądz?
I jak obywatel Sowa Przemądrzały się zapatruje na to, że jego kandydat jest na bakier z nauką moralną Kościoła? Czy obywatel Sowa Przemądrzały ma na ten temat inny pogląd niż ksiądz Sowa Przemądrzały? A jeśli tak, to jak to godzą ze sobą? Nie godzą? Toczą spory? Czy tak wygląda typowy dialog między obywatelem a plebanem:
- Słuchaj, Kazek, musisz w swoim wyborze kandydata kierować się nauką moralną Kościoła. Nie możesz głosować na kogoś, kto popiera in vitro.
- Z całym szacunkiem, wielebny, ale nie żyjemy w średniowieczu. Tysiące matek czeka na dziecko, a nie może zajść w ciążę.
- Mogą zaadoptować dzieci, które straciły rodziców lub żyją w domu dziecka.
- Nie bądź śmieszny! One chcą mieć SWOJE dziecko!
- Wiesz, ja się nie chcę mieszać do polityki, ale...
- To się nie mieszaj! Wy, klechy, zawsze się wtryniacie tam, gdzie nie trzeba!
Epilog I
No, cóż... psychiatria ma na takie zjawisko swoją nazwę. Nie wiem tylko, czy Sowa Przemądrzały zdaje sobie z tego sprawę? Może jest już nawet za późno? I niestety nic się już nie da zrobić, tylko łagodnie uśmiechać i przytakiwać?
Epilog II
Jaki niemądry ten ksiądz Rydzyk, prawda? Wystarczyłoby, aby zastosował chwyt księdza (a może obywatela) Sowy Przemądrzałego i... mucha nie siada! Ksiądz Rydzyk mógłby powiedzieć, że ma odmienne poglądy od obywatela Rydzyka i nawet bliżej mu po drodze z księdzem Sową Przemądrzałym. A obywatel Rydzyk mógłby stanowczo odciąć się od wszelkiej działalności duszpasterskiej ojca dyrektora i... Chyba się pogubiłem... Wybaczą Państwo, ale udam się na spoczynek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz