Kłapouchy patrzył smętnie na rzekę. Nawet patyczków nie chciało mu się już wrzucać do wody. A poza tym trzeba by się było podnieść i pobiec na drugą stronę mostu, by zobaczyć czyj patyczek jest szybszy. Jednak oprócz niego na moście nie było nikogo, więc rozumiało się samo przez się, że zawsze jego patyczek był szybszy. Po co w takim razie wstawać? Po co wrzucać patyczki? Zresztą i tak padał deszcz i wszystko było już przemoknięte do suchej nitki. Woda na górze, woda na dole, a patyczki na mostku. I Kłapouchy też.
Oczywiście nie było mu dane kontemplować osobistej klęski w ciszy i spokoju. Bo niby dlaczego? Zaraz dało się słyszeć głos Prosiaczka:
- Kłapousiu, Kłapousiu! – wydzierał się mały przyjaciel Kubusia Puchatka.
Osiołek podniósł smutny wzrok. Ujrzał pocieszny obrazek: Prosiaczek biegł co rusz potykając się w za dużych niebieskich kaloszach i raz niewiele brakowało, a cały zniknąłby w wielkiej kałuży, gdyby nie gałązka rosnącego szczęśliwie nieopodal krzaka (tzn. krzak nie był z tego powodu szczególnie szczęśliwy), której się nasz mały bohater w porę uchwycił.
- Kłapousiu, Kłapousiu! Zbliżają się wybory! Wybory!
- Chyba raczej powódź – mruknął osiołek pod nosem.
- Wybory! Wybory! A Krzyś buduje platformę! – entuzjazmował się Prosiaczek.
- A nie arkę? – westchnął Kłapouchy.
- Barkę?
- Nie, arkę. A zresztą...
- Nie, nie! Platformę! Prawdziwą! I jest kandydat! Władysław Bronisławski!
- Kandydat? Na co?
- Na rezydenta!
- O! A jakiego mocarstwa? – osiołek nie potrafił ukryć sarkazmu udając zainteresowanie. Ale Prosiaczek i tak go nie wyczuł.
- Moczarstwa? Nie! Nasz! Nasz prawdziwy kandydat! Jedyny! I jestem w komitecie!!
- Komitecie? – tym razem Kłapouchy się zaniepokoił nie na żarty.
- Taaak! Morowym!
- Chyba honorowym?
- Morowym! Morowym, bo z nas morowe chłopaki są! Tak powiedział Krzyś.
Kłapouchemu Prosiaczek bardziej wyglądał na świnkę niż na chłopaka, ale tym razem nic nie powiedział.
- I Krzyś mówi, że ty też jesteś zaproszony do Komitetu Morowego naszego kandydata Bronisława Władysławskiego!
- Wiesz, Prosiaczku... – Kłapouchy jakoś podejrzanie bardzo szybko się podniósł na cztery nogi – właśnie sobie przypomniałem, że rozwiesiłem pranie, a tu tak leje!
- Ale...
- Wszystko w swoim czasie, Prosiaczku. Wszystko w swoim czasie...
Mały przyjaciel Kubusia Puchatka nie zdążył już nic więcej powiedzieć, albowiem Kłapouchy pędząc cwałem zniknął w chaszczach i ostach Stumilowego Lasu. Nawet się po nim nie kurzyło, bo przecież padał deszcz i było błoto, i pełno kałuż.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz