środa, 11 grudnia 2019

Dlaczego Tokarczuk dostała Nobla, czyli: „How dare you?!”

Najpierw próbowałem wysłuchać odczytu naszej noblistki, ale ponieważ szybko się znudziłem, postanowiłem przeczytać. To również wymagało ode mnie dużego samozaparcia. Wykład, jaki wygłosiła pani Olga Tokarczuk przekonał mnie tylko o tym, że skoro nie mam czasu na wiele książek, które chciałbym przeczytać, to szkoda mojego czasu na pisarstwo naszej sławy.

Od samego początku tej lektury towarzyszyło mi poczucie ogromnego banału i świadomość, że skądś to już wszystko znamy. Odczyt Tokarczuk brzmi po prostu jak dobrze napisane wypracowanie zdolnej uczennicy szkoły średniej („mundurek” Tokarczuk i to wężowisko na głowie bardzo kojarzy ją z nastolatką, która jest zbuntowana, ale i grzeczna zarazem). Nie ma w tym wypracowaniu żadnej odkrywczej myśli, za to sporo z myśli cudzych, które autorka doprowadziła do banału. Jak na przykład: „Coś, co się wydarza, a nie zostaje opowiedziane, przestaje istnieć i umiera”. Albo jakże „odkrywcze”: „Fikcja jest zawsze jakimś rodzajem prawdy” (na dodatek w tekście to zdanie jest wyróżnione).

Różnica między wypracowaniem nastolatki a Tokarczuk jest może przede wszystkim taka, że prymusi szkolni zaznaczają w swoich pracach cytaty. Olga Tokarczuk wchłonęła te cytaty jak gąbka i stały się one częścią jej osobowości. Co gorsza te cytaty trywializuje tak, że tracą one swą oryginalność. Te powyższe myśli czytaliśmy przecież już gdzie indziej, ale wówczas brzmiały one odkrywczo i kontrowersyjnie, tutaj jedynie banalnie. Nawet opowiedziana na samym początku historyjka o radiu z „zielonym okiem” wydaje się brzmieć bardzo znajomo.

Są tutaj też myśli mocno wątpliwe, słyszane już setki razy („Piszę fikcję, ale nigdy nie jest to coś wyssanego z palca. Kiedy piszę, muszę wszystko czuć wewnątrz mnie samej...”!) lub po prostu nieprawdziwe. Oto na przykład autorka stwierdza: „Coś jest ze światem nie tak. To poczucie zarezerwowane kiedyś tylko dla neurotycznych poetów, dziś staje się epidemią nieokreśloności, sączącym się zewsząd niepokojem”. Trudno chyba o większą bzdurę (ponownie pierwsze zdanie tego cytatu jest w oryginale wyróżnione). Domyślam się tylko, że kiedy Chesterton na początku wieku pisał swoje What’s Wrong with the World, to ten trzeźwo myślący człowiek był takim „neurotycznym poetą”!

Innym przykładem nonsensów w tym tekście, wytkniętym zresztą Tokarczuk w prześmiewczym streszczeniu przez jednego z blogerów, są jej dywagacje o gatunkach literackich. Tego by nie napisał już chyba żaden średnio rozgarnięty polonista, choć może mogłoby się to przydarzyć mało oczytanej uczennicy szkoły średniej.

Dołóżmy jeszcze głupstwa autorki o tym, jak to wyprawa Kolumba doprowadziła do zmian klimatycznych, a tym samym do brzemiennych w skutki wydarzeń historycznych, oraz o tym, jak to jesteśmy częścią jednej, połączonej ze sobą całości i mamy w zasadzie kompletny obraz – autorka to taka nasza nieco bardziej „wyrafinowana” wersja Grety Thunberg. Dlatego stwierdziłem, że możemy spokojnie odrzucić teorie spiskowe, jakoby to jury nagrody Nobla postanowiło dokopać Polsce, a zwłaszcza PiS-owi. Im się po prostu spodobało to, co ona pisze, bo ona mówi to samo, co Greta. A i ojcowie synodu amazońskiego, gdyby zorganizowali go po przyznaniu nagrody Nobla, być może cytowaliby w swoim dokumencie roboczym albo końcowym Olgę Tokarczuk.

To wszystko świadczy o jednym: Tokarczuk idzie z Duchem Czasu i dlatego, gdy minie nasza żałosna epoka, nikt jej czytać nie będzie. Smutne jest jedynie to, że nagroda Nobla nada jej głosowi na jakiś czas wagi autorytetu i każda bzdura wypowiedziana o Polsce (o jej antysemityzmie i kolonializmie) będzie słuchana przez świat z nabożnym namaszczeniem. Dlatego też nie będę skakać z radości – jak niektórzy skądinąd trzeźwo oceniający tę twórczość prawicowi krytycy – z powodu Nobla dla Tokarczuk. To raczej nieszczęście. Krótkotrwałe, ale jednak. No i żal tych dzieci, które będą musiały ją obowiązkowo w szkole czytać.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz