środa, 27 stycznia 2016

Corner Shop: Radość czytania „Moby Dicka”

Dla kogoś, kto nie jest tzw. „nativem” ani kto nie spędził długich lat na studiowaniu w bibliotekach języka Szekspira, wypisując cierpliwie z zakurzonych słowników słówka i użyteczne zwroty, a przy tym nie ma jakiegoś wybitnego talentu językowego, lektura „Moby Dicka” w oryginale to dość karkołomne zadanie. Jednak cierpliwość jest w tym przypadku wynagradzana sowicie specyficznym i bardzo do mnie trafiającym humorem autora, objawiającym się już zresztą na samym początku tego arcydzieła literatury światowej. 

Utwór nasycony symboliką religijną, metafizyczną, od pierwszych stron sprawia na czytelniku wrażenie, że opowiadający czuje radość ze snucia swej opowieści, wręcz delektuje się nią. Są tutaj rozdziały, które same w sobie stanowią jakby osobne doskonałe całostki, choć jednocześnie będące integralną częścią tego sporego przecież woluminu. Stąd też czytelnik czuje przyjemność wracając do niektórych z nich i czytając je na nowo, tak jak się wraca do ulubionego wiersza. Przyjemność tę zwiększa jeszcze odkrywanie różnych szczegółów i nawiązań.

Polskiemu czytelnikowi, który musi dodatkowo zmagać się z trudnościami językowymi, to wszystko ułatwia współczesna technologia. Taki czytelnik jest w dużo lepszej sytuacji dzisiaj, niż był – powiedzmy – nawet 20 lat temu, kiedy musiał wertować tradycyjne słowniki i encyklopedie, a prawdopodobnie często skazany bywał na domysł. Wystarczy mieć pod ręką smartfona z wgranym dobrym słownikiem internetowym (albo nawet dwoma czy trzema) oraz dostępem do Internetu, by móc na bieżąco rozwiązywać napotykane trudności, a nawet znaleźć wskazówki co do lektury – np. anglojęzyczne blogi poświęcone arcydziełu Hermana Melville’a, interpretacje zwracające uwagę na istotne detale oraz odniesienia do innych dzieł czy nawet nagrania z lektury powieści, będące wskazówką co do wymowy co trudniejszych słów czy zwrotów. Oczywiście to wszystko nie zastąpi znajomości języka angielskiego na odpowiednim poziomie – lektura przerywana ciągłym wertowaniem słownika, nawet jeśli jest to najnowocześniejszy słownik elektroniczny, nie jest w końcu żadną przyjemnością, a może podziałać mocno zniechęcająco. Ale nawet przy pewnych brakach warto spróbować i – odrzucając pokusę ciągłego zerkania do słownika – czytać, domyślając się sensu nieznanych zwrotów, a sprawdzając co istotniejsze po skończonej lekturze kolejnego obszerniejszego fragmentu. „Moby Dick” z pewnością jest tego wart.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz