W 125. numerze „Arcanów” w dziale „Kanon” można znaleźć blok
tekstów Czarnyszewicza i o Czarnyszewiczu. Ściślej – dwa listy autora
„Nadberezyńców” do Marii Czapskiej poprzedzone krótkim wstępem Diany Maksimiuk,
kilka listów do Józefy Radzymińskiej oraz teksty Macieja Urbanowskiego i
Jarosława Szarka. Blok ilustrują dodatkowo zdjęcia.
Muszę przyznać, że pierwszy list do Marii Czapskiej
przeczytałem z prawdziwym wzruszeniem. Podobnie było z pozostałą korespondencją
Czarnyszewicza, która przynosi miłośnikowi jego prozy garść informacji
dotyczących zarówno samego życia autora, jak i tajników jego utworów. Można się
z nich dowiedzieć, że np. pierwowzorem Wicika Żywicy była autentyczna postać i
to na dodatek krewny samego pisarza – Witalis Czarnyszewicz. Choć z
rozproszonych w listach Czarnyszewicza informacji można się domyślić, że autor
wykorzystał kreując tego bohatera również swoje własne doświadczenia. Wiemy
dzięki tym listom, że autor „Losów pasierbów” wahał się nad tym, czy przygody
Żywicy mają się zakończyć tak, jak w rzeczywistości zakończyły się przygody
jego brata stryjecznego czy inaczej (nie lubię zdradzać kluczowych szczegółów
utworów literackich, więc nie będę pisał jaśniej – wciąż jest wielu
czytelników, którzy prozy Czarnyszewicza nie znają).
Ciekawe są rozważania Macieja Urbanowskiego o
Polaku-katoliku w powieściach Czarnyszewicza. Ci, którzy reagują alergicznie na
samą taką zbitkę pojęciową, powinni koniecznie sięgnąć po ten szkic. Wystarczy
dodać, że admiratorami „Nadberezyńców” byli i Józef Czapski, i Czesław Miłosz –
a więc autorzy, którzy krytycznie podchodzili do tradycji narodowej i polskiego
katolicyzmu.
Przejmujący jest tekst Jarosława Szarka, który wybrał się w
podróż śladami Czarnyszewicza i jego bohaterów na tereny dzisiejszej Białorusi.
Niewiele z tego wszystkiego zostało albo właściwe prawie nic. Dlatego ta
nostalgiczna podróż, ilustrowana cytatami z prozy pisarza i zdjęciami Szarka,
jest tym smutniejsza. Walec komunizmu dokonał zniszczeń straszliwych, z barwnego
świata szlachty zagrodowej opisywanego przez autora „Nadberezyńców” pozostały
właściwie już tylko jego powieści.
I właśnie tekst Szarka nasunął mi myśl. Autor wspomina w
nim, że kiedy odwiedził Smolarnię, ktoś zaproponował mu kupienie jednego domu
na daczę. A może byłaby szansa na powstanie jakiejś fundacji, stowarzyszenia
czy czegoś podobnego, zgromadzenia pieniędzy i wykupienia nie jednego domu, ale
całej Smolarni? Może na tej ziemi, która została odcięta – jak się wydaje już
na wieki – od Rzeczpospolitej, byłaby szansa na stworzenie czegoś w rodzaju
ośrodka kulturalnego i muzeum w jednym? Można by tam było wystawić pomnik
samemu Florianowi Czarnyszewiczowi, upamiętnić bohaterów jego prozy, a może –
kto wie? – zgromadzić eksponaty, które być może jakimś cudem się jeszcze gdzieś
zachowały, a które świadczyłyby o przeszłości tych ziem, o życiu szlachty
zagrodowej, ale także okolicznej ludności wiejskiej? Do takiego miejsca mogliby
przyjeżdżać pisarze, artyści, turyści z Polski, ale i też z Białorusi. Taki ośrodek
mógłby stać się również miejscem spotkania intelektualistów polskich i
białoruskich.
Pytanie tylko, czy w obecnej sytuacji znaleźliby się ludzie
z wizją, dysponujący odpowiednimi środkami finansowymi i siłą przebicia, którzy
byliby w stanie również uporać się z białoruską biurokracją, a być może
niechęcią tamtejszych władz? Czy same władze Rzeczpospolitej byłby chętne i
skłonne wspomóc taką inicjatywę we wszelki możliwy sposób i upamiętnić
wielkiego powieściopisarza?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz