niedziela, 8 listopada 2009

Z życia mikrobów XIII – Michael Stone, czyli punkt widzenia zależy od punktu siedzenia

Niegdyś nazywał ich „pedałami” i nawet do tej pory można myszkując po Internecie natknąć się na nagranie, które to potwierdza. Lecz dzisiaj na pytanie, czy przyjąłby zaproszenie na homoseksualną imprezę organizowaną pod hasłem „Duma”, Michael Stone odpowiada: „I would be more than happy”. Wciąż jest ponoć konserwatywnym politykiem, a konserwatyzm w krainie, z której pochodzi, kojarzy się wielu m.in. z wiernością chrześcijańskim wartościom, ze szczególnym wskazaniem na te, które głosi Kościół katolicki. Choć ta wierność nie oznacza koniecznie pogardy dla drugiego człowieka i obrzucanie inwektywami, wyborcy zaufali Michaelowi i wybrali go mając nadzieję, że w stolicy gnijącego imperium będzie stać na straży tego, co niegdyś było jednym z filarów cywilizacji i potęgi nie tylko jego własnego kraju.

Czy coś się zmieniło? No, cóż, pan Stone spotkał się z niesłusznymi posądzeniami o antysemityzm akurat wówczas, gdy objął dość atrakcyjne stanowisko w parlamencie gnijącego imperium. Nie wszyscy krajanie się za nim wstawili, by odeprzeć te podłe zarzuty w imię narodowej solidarności, a przede wszystkim wierności prawdzie. Michael Stone widać postanowił bronić sam swojej ciężko zdobytej synekury i pokazać, że też jest światły, a jego rodacy są zacofanymi ciemnogrodzianami na innym etapie rozwoju. Ot, ciemny lud, który nie dorósł do prawdy, że homoseksualizm to tzw. „orientacja seksualna”. Jeśli dowiemy się w najbliższej przyszłości, że Michael ma właśnie „wychodzić za mąż”, nie powinno nas to specjalnie zdziwić. Nawet jeśli dzisiaj się zarzeka, że małżeństwo zarezerwowane jest dla związku dwojga osobników przeciwnych płci. On się tak zarzeka, bo to po prostu jeszcze nie ten etap.

Przy okazji warto wspomnieć, że pan Stone należał onegdaj do pewnej chrześcijańsko-narodowej partii, którą straszono niegrzeczne dzieci. Z tej partii wywodzi się paru innych znanych polityków. A ponieważ owa partia odeszła praktycznie w niebyt, jej członkowie znaleźli się niekiedy po przeciwnej stronie barykady zasilając szeregi nowych bytów politycznych. Ciekawostką jest, że należał do nich np. Stephen Carryhunting, który związał obecnie swoje losy z partią liberalną i ku uciesze gawiedzi robi w niej za błazna z pianą na ustach głoszącego miłość bliźniego. Intrygujące są też dzieje pewnego nauczyciela fizyki, również byłego członka owej chrześcijańsko-narodowej partii, którego pokarało tym, że obdarzono go wysoką funkcją państwową, a potem załatwiono mu intratną posadkę w centrum rekinów biznesu. Gdyby nie to, pewnie do tej pory byłby przykładnym mężem i ojcem, mieszkał w prowincjonalnym miasteczku oraz chwalił się w gronie bliższych i dalszych znajomych, że nie ma mu równego w czyszczeniu toalet. A tak stał się trefnisiem w świecie kolorowych pisemek dla pań mniej rozgarniętych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz