niedziela, 18 maja 2014

Marek Nowakowski


Ma swoje miejsce na moich półkach z książkami. Nigdy nie byłem jakimś specjalnym fanem jego twórczości. Jednak jego pisarstwo jest na tyle wyraziste, że zawsze chętnie czytałem bądź fragmenty jego prozy lub teksty wspomnieniowe, które odnajdywałem na łamach prasy lub na stronach internetowych. Jeśli nie czytałem jego nowych książek równie często jak dawniej, to powodem był jedynie brak czasu i pieniędzy oraz świadomość, że są również inni autorzy, inne teksty, które chciałbym poznać.

Otwierał w każdym razie przede mną jakiś fragment rzeczywistości. W ponurych latach osiemdziesiątych jego opowiadania były dla mnie niemal tak samo ważne jak proza Konwickiego, słynna „Cudowna melina” Orłosia czy powieści Józefa Mackiewicza. Ważna była także jego postawa, zaangażowanie po tej dobrej stronie, sprzeciw wobec niesprawiedliwości, niezamykanie się w wieży z kości słoniowej, bo „najważniejsza jest literatura”. Ta postawa, która może równie dobrze prowadzić na manowce, widoczna była także w ostatnich latach. Nowakowski był po prostu „swój”. Nie należał do tych artystów, którzy wiedzą, „gdzie są konfitury”, a jeśli nawet wiedział, to nie o „konfitury” mu chodziło, tylko o prawdę. Takie w każdym razie miałem wrażenie.

Choć w ostatnich latach nie kupowałem już jego książek równie często jak dawniej, prezent z tomem jego opowiadań zawsze przywitałbym jako dobry podarunek. Nie wiem, czy był wybitnym pisarzem, jak chcą komentatorzy zamieszczający artykuły po jego śmierci. Był pisarzem ważnym, mającym swoje osobne miejsce w polskiej literaturze. Żal, że jest to już twórczość zamknięta, że nic więcej autor „Wesela raz jeszcze” nie napisze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz