czwartek, 10 lipca 2014
Czyściutkie sumienie pani minister
Mamy w Polsce różne dziwa, którymi jesteśmy w stanie zadziwić świat. Mamy na przykład liberałów gospodarczych, którzy mnożą biurokrację i podwyższają podatki. Mamy także katolików „od… do…”. Taki katolik jest trochę podobny do pewnego księdza, o którym swego czasu pisałem na tym blogu, a który raz przemawia jako katolicki kapłan, a raz jako obywatel „tego kraju”. Jak to rozróżnić? Myślę, że trzeba po prostu zwrócić uwagę, czy przemawiając ów ksiądz nosi sutannę czy garnitur. Sądząc po zdjęciach owego kapłana przypuszczam, że zdecydowaną większość razy przemawia jako obywatel.
Katolicy „od… do” to zwierz ciekawy. Katolikami są na przykład do godziny 9.00 rano. Kiedy się pojawią w biurze – zwłaszcza, gdy jest to urząd państwowy – swój katolicyzm zawieszają na kołku i do godziny np. 16.00 pracują jako bezstronny robot… przepraszam, tzn. urzędnik bez poglądów. Po godzinie 16.00 natomiast pobierają swój katolicyzm z przechowalni i wracają do domu albo idą na popołudniową mszę jako wzorowi chrześcijanie, córki i synowie naszego Kościoła. Zdarza się, że zadzwoni ktoś na służbową komórkę po godzinach pracy – nie ma problemu, katolik „od… do…” odkłada swój katolicyzm np. na stolik w przedpokoju i już może rozmawiać jako zwykły państwowy urzędnik bez poglądów. Taka postawa jest bardzo wygodna i pozwala mieć czyste sumienie praktycznie cały czas. Jak w tym dowcipie gdzieś widzianym kiedyś w prasie: „Sprzedam czyste sumienie. Nieużywane”.
Typowym przykładem takiego katolika „od… do…” jest pewna pani minister (a może ministra). Ma naprawdę czyściutkie sumienie. Po przyjściu do pracy zawiesza swoją aureolę na wieszaku i już może przystąpić do pracy. Wprawdzie niektórzy zawistnicy twierdzą, że wyrastają jej wówczas na czole różki, ale to zwykła potwarz i z pewnością ktoś, kto rozpowszechnia takie pogłoski, nie ma czystego sumienia. Pani minister może więc po odwieszeniu aureoli wskazać rodzicom pewnej nastolatki szpital, gdzie rzeźnicy, zwani dla niepoznaki lekarzami, zaszlachtują nienarodzone dziecko tej dziewczynki. Albo może na przykład chwalić wywalenie z pracy lekarza, który nie wie, że jego światopogląd kłóci się z prawami pacjenta i w godzinach pracy nie potrafi oddać swojego sumienia na przechowanie. Pani minister jako urzędnik państwowy może domagać się dotacji do „in vitro”, przecież jej aureola spokojnie spoczywa na wieszaku i nic jej nie grozi. Kiedy pani minister kończy pracę, odwiesza swoją aureolę, różki znikają i z czystym sumieniem może znowu sprzeciwiać się aborcji, eutanazji lub „in vitro”. Jest bowiem katoliczką „od… do…”, a więc po godzinach pracy błyskawicznie zapomina o tym, co – gdyby była zwykłą katoliczką – sumienie nieustannie by jej wypominało.
Jest też pewna katolicka pani prezydent… Jej kiedyś ponoć Duch Święty objawił, że zostanie panią prezydent. Tylko jej się pomyliło, bo myślała, że chodzi o prezydenta Polski. A to nie tak miało być. Ona jest katolicka pani prezydent miasta. To znaczy ona jest pani prezydent, a katolicka pani to ona jest po godzinach, kiedy nikt nie widzi. To znaczy może i widzi, ale to nie o to chodzi.
Prawda jakie to wszystko proste? Normalnie „Wash and go”. A Wy, Drogie Misie, Oślątka i Króliki, niepotrzebnie komplikujecie sobie życie i staracie się być katolikami cały czas. Poczekajcie, jeszcze się doigracie! Zobaczycie – któregoś dnia wasze sumienie po prostu zagryzie was na śmierć!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz