To bardzo smutna wiadomość w ten chłodny majowy „długi łykend”.
Pierwszy raz zetknąłem się z twórczością krytyczną Tomasza
Burka w ponurych latach osiemdziesiątych – była to wydana w podziemiu książka
pod charakterystycznym tytułem „Żadnych marzeń”. Ostatnią zaś książką, jaką
czytałem tego autora, był chyba „Dziennik kwarantanny”, a więc rzecz wydana
grubo ponad 10 lat temu. Czekałem zresztą na coś nowszego, ale autor raczej nie
publikował książek zbyt często. A „Niewybaczalne sentymenty” niestety nie
trafiły w moje ręce.
Od czasu do czasu napotykałem jego teksty w Internecie lub
czasopismach. Pamiętam na przykład ten poświęcony „Afazji polskiej”. A choć nie
śledziłem na bieżąco dokonań wybitnego krytyka i choć nie podzielałem
wszystkich jego fascynacji literackich, to jednak zawsze jego wypowiedzi
czytałem z zainteresowaniem. Należał bowiem do autorów osobnych, nie
kojarzących się z głównym nurtem. W czasach PRL-u od lat siedemdziesiątych
angażował się w działalność opozycyjną. W ostatnich czasach należał do tych
pisarzy, którzy w swoich wyborach politycznych zdecydowanie nie zaliczali się
do typowego literackiego establishmentu reagującego histerycznie na najnowsze
zmiany na politycznej scenie. Nie zawsze musi to być powód do chwały, ale
jednak...
Wieczne odpoczywanie, racz mu dać Panie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz