poniedziałek, 6 lutego 2012

Autorowi się chyba coś pohorubaliło

Dopiero dzisiaj wpadł w moje ręce dodatek do „Rzeczpospolitej” „PlusMinus”, a w nim znalazłem recenzję Wojciecha Stanisławskiego z najnowszej książki Andrzeja Horubały. To znaczy… hm… chyba Andrzeja Horubały. Ku mojemu zdumieniu dowiedziałem się bowiem z owej recenzji zatytułowanej „Pojedynki w Babilonie”, że autor zbioru „Żeby Polska była seksy i inne szkice polemiczne” to w rzeczywistości Andrzej Horubala! Myśląc, że to literówka, sprawdziłem cały tekst. Jednak zarówno podpis pod okładką książki (napisanej przecież przez Horubałę), którą akurat mam przyjemność czytać, jak i powtórzenie nazwiska recenzowanego krytyka, nie pozostawiały wątpliwości – Stanisławski sięga „po książki Horubali” (sic!). A nie przypadkiem krasnala Hałabały?

Albo autorowi się coś pohorubaliło, albo korekta powinna dostać porządnie po łapkach.

3 komentarze:

  1. To był zapewne Chohlik więc może warto byś go wysłał wydawcy?

    OdpowiedzUsuń
  2. wygląda na NieChochlik, ale popieram, napisz tam

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie ma potrzeby pisania do wydawcy. Tego samego dnia po zamieszczeniu notki, na stronie internetowej z recenzją wprowadzono poprawki. Pozostaje wersja papierowa, którą zachowam sobie na pamiątkę.
    Co do chochlika drukarskiego, to raczej wątpliwe, bo błąd został powtórzony kilka razy. Są więc dwie opcje - albo autor recenzji nie przeczytał książki i nie zna w rzeczywistości twórczości Horubały, albo korekta ubzdurała sobie skądś, że Horubała to nie Horubała, tylko jakiś Horubala i w ten sposób poprawiła resztę tekstu. Jakkolwiek by było, poważna gazeta powinna dbać o poprawną redakcję tekstu.

    OdpowiedzUsuń