czwartek, 18 lipca 2013

Witold Pilecki jest jak Polska



Rotmistrz Witold Pilecki jest jak Polska, Polska, o której się marzy, o której się śni, za którą się tęskni. Jest jak Polska szlachetna, odważna, chrześcijańska, pozbawiona egoizmu, troszcząca się o słabszych, gotowa do poświęceń, niezbrukana haniebnym poddaństwem. Jest jak Polska Sienkiewicza – tak, Polska Sienkiewicza, bo przecież Pilecki mógłby się znaleźć na kartach powieści autora „Potopu”, gdyż z Wołodyjowskim i innymi bohaterami dzieli miłość Ojczyzny i rycerski kodeks honorowy. Jest jak dawna Rzeczpospolita – ta niepozbawiona swoich Kresów, które nam zabrano i z których utratą jakoś dziwnie łatwo dominująca większość się pogodziła. 

Pierwsze strony książki Patricelliego „Ochotnik” nieco mnie rozczarowały. Oczekiwałem więcej informacji o młodości Rotmistrza, o jego dzieciństwie, o tym, jak kształtowała się jego osobowość i o jego udziale w wojnie polsko-bolszewickiej. Tymczasem ten okres życia Pileckiego został omówiony dość pobieżnie, choć autor zwrócił uwagę na kluczowe punkty w biografii dzielnego Polaka. Ponadto zarys historyczny, dość ogólnikowy i raczej przeznaczony dla czytelnika zagranicznego, nie wnosił do mojej wiedzy zbyt wiele. Brałem aczkolwiek poprawkę na to, że włoski historyk kierował swoją publikację do czytelników niekoniecznie znających realia polskie i polskie dzieje.

Prawdziwie wciągająca lektura zaczyna się jednak szybko, od części zatytułowanej „O nadzieję”. Takie też musiało być zamierzenie autora – opisać szczegółowo, ale ciekawie ten epizod z życia polskiego bohatera, który dobitnie świadczy o jego odwadze, a jednocześnie uświadamia czytelnikom, na jakie niebezpieczeństwo narażał się dzielny Rotmistrz. 

„Jeśli to, co mówisz, jest prawdą, to ty jesteś albo niezwykłym bohaterem, albo wielkim głupcem” – tak zareagował ppor. Konstanty Piekarski, sam więzień Auschwitz, gdy Pilecki w szczerej rozmowie z nim wyznał mu kim jest i dlaczego znalazł się w obozie. Trudno bowiem uwierzyć, że ktoś dobrowolnie dał się schwytać Niemcom, by dostać się do obozu koncentracyjnego, aby z kolei potem dowiedzieć się, jaka jest tam sytuacja, przekazywać raporty na zewnątrz, stworzyć organizację podziemną, a następnie uciec. Czy Pilecki zdawał sobie do końca sprawę z tego, na jakie naraża się niebezpieczeństwo? Pomysł całej akcji był jego, odradzano mu ją, bo o Auschwitz krążyły pełne grozy wieści. A więc, jeśli nawet nie wiedział do końca, co go czeka, z pewnością wiedział, że może spotkać go najgorsze. Ile trzeba mieć odwagi, by się na coś takiego zdecydować? Tuż po tym, jak przywieziono do obozu transport schwytanych w warszawskiej łapance – wśród nich Pileckiego – Rotmistrz miał przedsmak tego, co go czekało – każdego dnia śmierć mogła go dopaść znienacka, śmierć zadawana przez bezwzględnych sadystów, śmierć na chybił-trafił albo śmierć jako kara za sam fakt istnienia. Tej śmierci, choć otarł się o nią nie raz, na szczęście wówczas bohaterski polski kawalerzysta uniknął. 

Piekło Auschwitz – znane przecież każdemu Polakowi z licznych książek i filmów (jeśli nie z własnego doświadczenia w przypadku starszego pokolenia) – opisywane przez włoskiego historyka wstrząsa, dając jednocześnie wyobrażenie o tym, jak odważnym człowiekiem był polski oficer. Patricelli opowiada historię pobytu Pileckiego w obozie nie tylko przejmująco, ale i zajmująco – korzystając ze źródeł i relacji innych snuje pełną napięcia, wciągająca opowieść, od której z trudem można się oderwać. Pilecki jawi się w niej nie tylko jako człowiek pełen odwagi, ale również sprytu, mający zdolność właściwej oceny charakteru napotykanych ludzi, umiejący zjednać sobie przychylność i zaufanie, troszczący się o innych. Ile na przykład trzeba było hartu ducha, by w tych potwornych warunkach, zdobyć się na przeciwstawienie ucieczkom jako przejawowi egoizmu w czasach, gdy Niemcy stosowali zasadę odpowiedzialności zbiorowej (od której potem odstąpili, gdy zmieniła się sytuacja na froncie) i karali innych współwięźniów lub nawet ich rodziny! 

Pileckiemu, jak wiemy, udało się w końcu w brawurowej ucieczce (wówczas, gdy nie groziło to represjami wobec współwięźniów) wydostać z obozu i skontaktować ponownie z Armią Krajową. Brał udział w Powstaniu Warszawskim, dostał się do obozu dla polskich żołnierzy, a następnie do armii Andersa. Wrócił do Polski, by kontynuować swoją służbę. Niestety, tego wielkiego polskiego bohatera aresztowało UB. Jak traktowano go w więzieniu można sobie próbować wyobrazić – choć pewnie trudno sobie wyobrazić gorsze bestialstwa – na podstawie słów wyszeptanych do krewnej w czasie odwiedzin: „Oświęcim to była igraszka”. Torturowany, został skazany na karę śmierci. Krótki, suchy opis ostatnich chwil Rotmistrza czyta się ze ściśniętym gardłem. Nie pomogły starania ludzi dobrej woli – w tym byłych więźniów Auschwitz – którzy sami narażając się na represje starali się o uwolnienie Pileckiego. Patricelli pisze o roli Cyrankiewicza w skazaniu na śmierć ochotnika do Auschwitz, ale nie wyjaśnia do końca, jakie dokładnie motywy nim kierowały. Pewnych rzeczy możemy się tylko domyślać, są pewne poszlaki. Zresztą ponownie ten ostatni epizod z życia Rotmistrza, choć autor podaje sporo szczegółów, pozostawia czytelnika z wieloma znakami zapytania.

Książka włoskiego historyka świadczy niewątpliwie nie tylko o fascynacji autora polskimi dziejami, ale również o randze, jaką ma postać samego Witolda Pileckiego w historii światowej. Jest on bowiem przykładem tych niezłomnych ludzi, których bohaterstwo imponuje, może być wzorem do naśladowania nie tylko dla pokoleń Polaków, ale ludzi na całym świecie. 

Jednak jednocześnie rotmistrz Witold Pilecki jest jak Polska, jak Polska, w której kanalia jest kanalią, a nie „człowiekiem honoru”; jak Polska, w której urodzin sprzedawczyka nie fetuje się jak święta państwowego ani nie zaprasza go do żadnych rad. Rotmistrz Witold Pilecki jest jak Polska, której już nie ma, Polska, którą pewnej ciemnej nocy zabito strzałem w tył głowy, a potem ukradkiem pogrzebano w zbiorowej mogile w nieznanym miejscu. 

Może jednak to moje zakończenie omówienia książki włoskiego historyka brzmi zbyt pesymistycznie. W końcu to Pilecki wygrał, a nie jego oprawcy. Choć zza grobu jego zwycięstwo. Z takim przesłaniem zostawia nas Patricelli w zamykającym, tajemniczo brzmiącym rozdziale „Contrapasso”.

Marco Patricelli, Ochotnik. O rotmistrzu Witoldzie Pileckim, tłum. Krzysztof Żaboklicki, Kraków 2011.

niedziela, 14 lipca 2013

Gry i zabawy słowne czyli okrucieństwo o znamionach ludobójstwa



Przerzynanie piłą człowieka na pół, zakopywanie żywcem, ścianie głów kosą, podpalanie ludzi zamkniętych w kościele, wbijanie dzieci na kołki w płocie, wypruwanie wnętrzności, zdzieranie skóry… Jakiego więcej bestialstwa trzeba się dopuścić, by panowie posłowie uznali je za ludobójstwo? A to tylko fragment tej makabrycznej wyliczanki. 

I co to za przyjaźń oparta na kłamstwie?

czwartek, 11 lipca 2013

Wołyń, 11 lipca 1943 – 70 rocznica ludobójstwa


Dwie matki

Dwie mi Matki-Ojczyzny hołubiły głowę -
Jedna grzebień bursztynu czesała we włos
Druga rafy porohów piorąc koralowe
Zawodziła na lirach dolę ślepą - los...

Jedna oczom tańczyła pasem złotolitym,

Czerep drugą obijał - pijany jak trzos -
Jedna boso garnęła smutek za błękitem -
Druga kurem jej piała buntowniczych kos

Dwie mnie Matki-Ojczyzny wyuczyły mowy -

W warkocz krwisty plecionej jagodami ros -
Bym się sercem przełamał bólem w dwie połowy -
By serce rozdwojone płakało jak głos...

Wiersz autorstwa Zygmunta Jana Rumla, poety, żołnierza, jednej z ofiar rzezi wołyńskiej. Zginął w bestialski sposób zamordowany przez banderowców w przeddzień „krwawej niedzieli” na Wołyniu.