poniedziałek, 18 lipca 2016

Corner Shop: Wszystko w rodzinie czyli dlaczego Big Daddy budzi w nas sympatię?


Kiedy przed laty czytałem wybór dramatów pisarzy amerykańskich, uderzyła mnie jedna rzecz w szczególności – że wszystko to były dramaty rodzinne, dziejące się w rodzinie. Nie pamiętam już samej publikacji, ale jeśli to, co w niej przedstawiono – ten wybór amerykańskiej dramaturgii – było odzwierciedleniem dominującej tendencji w pewnym okresie Stanów Zjednoczonych, to mówiło to wiele o samym społeczeństwie amerykańskim, o tym, co dla niego było wówczas rzeczą istotną. Pytanie – czy istotną i dziś, kiedy tendencje podminowujące rodzinę i tradycyjne, oparte na religii jej rozumienie szerzą się w zastraszającym tempie zarówno w samych Stanach, jak i w Europie? Być może owe dramaty rejestrowały już wówczas z czułością najczulszych sejsmografów zbliżającą się katastrofę?

Nie pamiętam, czy ów wybór dramatów zawierał tę sztukę Tennessee Williamsa. Ale chyba musiała tam być. W każdym razie, po jej (ponownym?) przeczytaniu, mam niejasne wrażenie, że już musiałem ją poznać wcześniej i to raczej nie z telewizji ani po obejrzeniu spektaklu teatralnego. „Cat on a Hot Tin Roof” to właśnie jedna z takich sztuk „rodzinnych”. Akcja zacieśniona jest wręcz do jednego domu, jednego wieczora, a nawet do jednego pokoju, który ma również swoją (dwuznaczną) przeszłość.

Myślę, że do pewnego stopnia, oprócz innych jej walorów, w tej dwuznaczności, braku pewnych dopowiedzeń leży siła sztuki Williamsa. Nie wiem, co z tego robią we współczesnych inscenizacjach tego znanego dramatu. Czy przypadkiem nie uwypuklają wątku homoseksualnego? Współczesny polski tłumacz (aktor-homoseksualista, który boi się przechodzić obok kościoła, by nie porwało go złe Mzimu) spolszczył sztuki amerykańskiego dramaturga uwspółcześniając ich język. Także i w tym przypadku, z tego, co wiem, nadał sztuce współczesnego sznytu, ubrutalniając słownictwo, np. oddając słowo „sodomy” przez „anal”.

Dla mnie jest „Cat on a Hot Tin Roof” przede wszystkim sztuką o zakłamaniu i samotności, ale też słabości i bezradności wobec przemijania i cierpienia. Gdzieś w tle tego wszystkiego czai się potworna pustka, czarna dziura, która czeka, by wchłonąć każdego z bohaterów po kolei. I to zarówno antypatycznych Mea i Goopera, jak i Bricka i Maggie. Kiedy się o tym myśli, zimny dreszcz przebiega po plecach. Zadziwiające jest dla mnie to, że Big Daddy wywołał u mnie jako czytelnika odruchy jakiejś dziwnej sympatii i współczucia i to mimo jego antypatycznego stosunku do biednej małżonki, wulgarności, jak i potwornej pustki jego całego życia. Czyżby za tym wszystkim kryła się właśnie owa czarna dziura, która już niedługo ma go wchłonąć?

Swój kieszonkowy egzemplarz „Cat on a Hot Tin Roof” nabyłem, podczas ostatniego pobytu w Londynie, w tzw. „charity shop”, gdzie można kupić za śmieszne pieniądze „mydło i powidło” z drugiej ręki. Sama książeczka przypomina nieco modlitewnik, bo brzegi stron są czerwone, a została wydana w serii „Signet Books” w Stanach. Wewnątrz jest kilka czarno-białych fotografii ze słynnego filmu w reżyserii Richarda Brooksa z Paulem Newmanem i Elizabeth Taylor oraz z broadwayowskiej inscenizacji. Zaletą tomu jest to, że jako dodatek zamieszczono w nim drugą wersję III aktu. Jest to wersja, którą Tennessee Williams opracował kierując się wskazówkami E. Kazana, reżysera tej sztuki na Broadwayu. Ta wersja III aktu podoba mi się nawet bardziej niż oryginalna. Jest bowiem bardziej dynamiczna, ekspresyjna. Sam Big Daddy pojawia się w tej wersji ponownie i wypada tutaj zdecydowanie bardziej sympatycznie, co musiało budzić u widza więcej współczucia. Z drugiej strony przeróbka ta wydaje się psychologicznie nieco mniej wiarygodna (na co zresztą zwracał uwagę sam autor sztuki w swoim posłowiu).

Sama książka jest w bardzo dobrym stanie. Zastanawiam się więc biorąc ją do ręki, czy była w ogóle czytana, czy przeleżała ponad pół wieku u kogoś na półce od czasu do czasu tylko odkurzana, czy może jednak ktoś ją czytał choć raz, może dbał, żeby jej nie zniszczyć? I czy przywędrowała do Londynu w czyjejś walizce lub plecaku ze Stanów, czy może została kupiona po prostu w londyńskiej księgarni, by ostatecznie trafić do mnie?

Tennessee Williams, Cat on a Hot Tin Roof, New York 1963.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz