wtorek, 2 sierpnia 2016

Łolt Łajtman wielkim poetą jest


Dowiedziałem się w poniedziałek z pewnej publicznej rozgłośni, która nadaje program kulturalny, o istnieniu nieznanego mi poety. Wygląda na to, że nazywa się Łolt Łajtman.

Słuchałem z zaciekawieniem. Prowadząca program poinformowała mnie, że muzykę do paru utworów tego poety napisał Kurt Weill. Kiedy usłyszałem tytuły tych wierszy (w tym znajomo mi brzmiący, a powiedziałbym, że wręcz słynny, „Oh, Captain, My Captain”), uświadomiłem sobie, że chodzi tak naprawdę o Walta Whitmana. Pani jednak z uporem maniaczki powtarzała: Łolt Łajtman, Łolta Łajtmana, a nawet chyba usłyszałem coś jakby „Łejtman”.

Daleki jest od szydzenia z czyjejś (nie)znajomości języków obcych. Sam z trudem opanowałem jeden, a i to po wielu latach i pogodziłem się z myślą, że już nigdy nie będę nim dobrze władał. Z żalem też myślę o tym, że raczej już pewnie nie poznam francuskiego, bez którego znajomości ciężko jest czytać choćby fragmenty III części „Dziadów”. Wydaje mi się, jednak, że rozgłośnia publiczna, utrzymująca się z pieniędzy publicznych, mająca też chyba pełnić rolę edukacyjną (program kulturalny!) powinna dokładać – że tak powiem – pewnej „należytej staranności”, nim puści audycję w eter. Sprawdzenie pewnych informacji w epoce Internetu nie przysparza chyba tak wielkich trudności. Nawet dysponując zwykłym telefonem komórkowym można potwierdzić prawidłową wymowę nazwiska czy imienia słynnego poety w ciągu najwyżej pięciu minut.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz