sobota, 8 sierpnia 2009

Marysia i latarka Rymkiewicza


Tak, tak. Dopiero teraz przeczytałem „Wieszanie”. Wstyd mi. Kajam się. Książka Rymkiewicza czekała sobie po prostu na półce na stosowny moment. A ponieważ jestem powolnym (niestety!) czytelnikiem, to dopiero teraz przyszła pora na lekturę. Choć po znakomitym „Kinderszenen” tegoż autora.

To, że wolno czytam, nie znaczy, że dokładnie (po stokroć: niestety!). A u Rymkiewicza cenię właśnie to, czego mi brak: dociekliwość, zainteresowanie szczegółem, drążenie tematu, skrupulatność. Rymkiewicz jest jak detektyw, który nie odpuści dopóki nie dowie się prawdy. Jak porucznik Colombo, który powraca ciągle w to samo miejsce, składa fragmenty rozbitej układanki i jak słynny detektyw niejednokrotnie irytuje, aczkolwiek niekoniecznie winnego. Tylko, że u Rymkiewicza ta układanka nie zawsze ma rozwiązanie. Rozbite fragmenty do siebie nie zawsze pasują albo wręcz sobie przeczą. A winowajca niekoniecznie zostaje złapany.


Sam Rymkiewicz pisze o tym tak:

„Moja książka (jak wszystkie moje książki) jest fragmentaryczna, a to znaczy, że zlepiona jest z czegoś takiego, co się rozpadło, rozłączyło, rozleciało, rozproszyło – z mniejszych i większych kawałków, które trochę do siebie pasują, a trochę nie pasują, trochę się ze sobą łączą, a trochę nie łączą, może chciałby się połączyć, ale połączyć się nie mogą. W dodatku nie wiadomo, dlaczego tak właśnie jest – ja przynajmniej tego nie wiem. Można powiedzieć, że tak właśnie jest w życiu, bo życie ze swojej życiowej istoty jest fragmentaryczne, składa się z fragmentów, kawałków, które łączą się i nie łączą, pasują do siebie i nie pasują – ale czy to coś tłumaczy?”

To cierpliwe składanie fragmentów, kawałków, kawałeczków, drobinek jest fascynujące, choć bywa i tak, że mam ochotę chwilami cisnąć książkę w kąt, gdy poeta z Milanówka z uporem maniaka drąży temat, gdy wydaje się, że już nic z tego, co ocalało, nie da się wycisnąć, odtworzyć, niczego nie uda się już dowiedzieć. Nie wiem czemu, ale szczególnie frapuje mnie znajdywanie przez autora tych wszystkich niespójności i to często w wydarzeniach nie pozbawionych wagi. Ile było armat przed kościołem Dominikanów Obserwantów? Trzy? Pięć? Dziesięć? Jak wyglądały latarnie na ulicach Kowna w czasach Mickiewicza? Były gazowe? W ogóle były? Skąd przybył czołg-pułapka i ile było na nim osób? I tak dalej...

Być może po prostu pasjonująca jest sama rozbieżność w opisie jednego wydarzenia przez różnych ludzi. Rozbieżność, która każe podejrzewać, że jeśli coś w różnych relacjach wygląda dokładnie tak samo, to prawdopodobnie w ogóle się nie wydarzyło. Ale przecież w końcu zgodności, harmonii, porządku szukamy. Hm....

Te dociekania i badania Rymkiewicza można nieco porównać do zanurzania się z latarką w głębiny oceanu czasu. Towarzysząc autorowi niby trochę wiemy, czego szukamy i gdzie się zanurzamy, ale też bardzo wiele nie wiemy. Szukamy wraz z nim po omacku. A to, co widzimy, nie zawsze jest wyraźne, nie do końca da się pojąć. I bywa, że owocem tej ekscytującej podróży może okazać się odkrycie na pozór nie mające znaczenia: jakieś, czyjeś nic nie znaczące istnienie, czyjś poszczególny los, którego w gruncie rzeczy – tak się przynajmniej wydaje – mogłoby nie być, a świat by się nie zawalił. W „Kinderszenen” takim losem, który poeta z Milanówka odkrył i przypomniał światu, było „Życie i śmierć Iwana Waszenki”. Choć, jak sam twierdzi, nie było to jego zamiarem, po prostu: „
Coś się wyłoniło i zostało wchłonięte. Nadal bez odpowiedzi na pytanie – po co?”.

W „Wieszaniu” latarka Rymkiewicza na mgnienie oka wydobyła z odmętów oceanu czasu „Marysię w zielonym gorseciku”. Zapewne (zostawmy sobie tę odrobinę wątpliwości) nigdy nie dowiemy się, co tak naprawdę spotkało „maleńką dziewczynę Marysię lat 14, niedawno przywiezioną z Litwy”, która gdzieś zaginęła na ulicach Warszawy. Być może faktycznie spotkała ją „jakaś bardzo niemiła przygoda”, a może jednak wszystko dobrze się skończyło? Może gdzieś tam sobie chodzi jej prawnuk i nawet nie zdaje sprawy (bo nawet o niej nie wie), że to jej historia poruszyła wyobraźnię polskiego poety?

Nie mam ochoty silić się na oryginalność, ale tak się dziwnie składa, że to właśnie los nic nie znaczącej Marysi z ostrzyżoną główką jakoś szczególnie mnie przejął w całej historii opisanej przez autora.

Jarosław Marek Rymkiewicz, Wieszanie, Warszawa 2007.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz