sobota, 9 lutego 2013

Wolność homobolszewicka

Jest taki znany plakat z czasów wojny polsko-bolszewickiej „Wolność bolszewicka”. W dość obrazowy sposób przedstawia on, na czym miała polegać tzw. „wolność”, jaką nieśli na bagnetach komuniści pragnący podpalić wtedy całą Europę, a nawet świat. Wówczas Polska obroniła siebie i resztę kontynentu przed czerwoną zarazą. Niestety, na krótko. Nazbyt krótko!

Wydawałoby się, że tamta lekcja oraz koszmar ponad czterdziestu lat tzw. „wolności bolszewickiej” powinny Polskę postawić w awangardzie oporu przeciwko wszelkim niebezpiecznym głupotom i kretynizmom płynącym do nas tak ze Wschodu, jak i z Zachodu. Cóż… Okazuje się, że nie. Stare powiedzenie „historia vitae magistra est” nie sprawdza się. A wrażenie déjà vu musi każdemu, kto pamięta tamte niezbyt odległe czasy, towarzyszyć coraz częściej.

Ostatnie wydarzenia związane z głosowaniem nad projektami ustaw dotyczących tzw. „związków partnerskich” dały nam przedsmak tego, na czym ma polegać tzw. „wolność” i „tolerancja”, którą nam szykuje lobby homoseksualne. Agresja, z jaką się spotkała zarówno prof. Pawłowicz, jak i pan poseł Godson, a ostatnio również prof. Zawadzki, jest wymownym przykładem pojmowania „wolności” przez homobolszewickich aktywistów.

I nie pomogą tu żadne wspólne apele. Im po prostu nie należy wierzyć. Timeo Danaos et dona ferentes!

5 komentarzy:

  1. Dziękuję za te słowa. Dobrze, że są jeszcze ludzie myślący w tym kraju. Niestety, w mniejszości.:-(

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie sądzę, że w mniejszości. Myślę, że to media kreują wrażenie, iż tych popierający tzw. "małżeństwa homoseksualne", "związki partnerskie" itp., to większość. Nie oglądam telewizji, ale zauważyłem już, że chyba praktycznie nie ma serialu telewizyjnego, w którym nie pojawiłby się jakiś homoseksualista lub para homoseksualistów. Najczęściej według schematu: najpierw nienawiść, niechęć, a potem rozczulające scenki, jak to rodzice lub znajomi cieszą się, że ich syn/córka/przyjaciel przecież jest szczęśliwy/a, a przy tym taki/taka wspaniały/a. Trudno, by nie zgłupieć, gdy ogląda się to codziennie w telewizji, choćby nawet żadnego homoseksualisty nie uświadczyło się przez całe życie w tzw. "realu".
    Problem w tym, że ta większość milczy albo boi się wychylić, narazić. Przy tym ta cała propaganda o walce z nietolerancją to totalna bzdura. Nigdy nie spotkałem się z agresją wobec homoseksualistów. Będziemy mieli natomiast z nią do czynienia teraz, gdy te "wesołki" rozjeżdżają nasze miasta na platformach i usiłują odebrać wolność sumienia i głoszenia swoich poglądów w imię tzw. tolerancji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    2. Ma Pan świętą rację. Homofobii nie byłoby gdyby nie forsowanie homoseksualizmu w przestrzeni publicznej, np. poprzez zajęcia w szkołach, organizowanie parad równości, etc. Ale na walce z homofobią można zbić polityczny kapitał. Na straszeniu maszerującymi przez instytucje homosiami zresztą też. Stąd obie postsolidarnościowe fakcje mają swój interes w promocji homoseksualizmu. I nierozerwalnie z nią związanego szerzenia się wrogości wobec homoseksualistów. Homoseksualizm w Polsce dekryminalizowano jeszcze w 1932. Gdyby nie działania LGBTQ to Polacy co najwyżej by się z homoseskualistów śmiali. Zamiast tego mamy wojnę, bo działacze homoseksualni postanowili narzucić innym swój punkt widzenia na to co robią. A politycy to podchwycili gdyż pozwala PiSowi różnić się od PO (i vice versa). Oraz zagłuszać te dziedziny życia w których obie partie są jak coca-cola i pepsi (exemplum- późniejszy premier Morawiecki był doradcą w rządzie PO)...

      Usuń
  3. Można odnieść wrażenie, że osoby traktujące życie w sposób tradycyjny są spychani na margines. Ostatnio Korwin-Piotrowska w Tv krzyczała że chce więcej Michałów Pirogów, żeby świat był przez to normalniejszy.

    OdpowiedzUsuń