sobota, 6 lutego 2016

Drewnianym uchem: Nie wszystkim pasują „Polskie drogi”

O płycie Kuby Płużka dowiedziałem się z krótkiego artykułu Jana Pospieszalskiego z jednego z ostatnich numerów „Do Rzeczy”. Lubię jazz i zawsze z ciekawością sięgam po nowe nagrania lub płyty, jeśli w danym momencie mnie na nie stać. Dużą radość sprawia mi odkrycie nowych, intrygujących zjawisk we współczesnym jazzie. Rekomendacje krytyków muzycznych nie zawsze się sprawdzają. Pamiętam jak niegdyś przeczytałem entuzjastyczną recenzję płyty wydanej przez bodajże córkę któregoś z polskich muzyków jazzowych. Przy najbliższej okazji kupiłem ją w sklepie, nawet nie pomyślawszy o tym, by chociaż sprawdzić fragmenty utworów. Kląłem potem jak szewc, chyba nawet nie dosłuchałem płyty do końca. Zastanawiałem się tylko, czy recenzent ma drewniane ucho, czy też ktoś go sowicie opłacił za laurkę. Ale w końcu czymś się trzeba kierować, a rekomendację można zawsze obecnie – z reguły bez trudu – sprawdzić w Internecie, choćby na YouTube.

Rzecz jasna z miejsca zacząłem szukać utworów młodego pianisty. Tyle tylko, że tym razem ze zdobyciem płyty zatytułowanej „Eleven songs” może być problem, a – kto wie? – może nawet będzie ona osiągać zawrotne ceny na tzw. „rynku wtórnym”. Jak pisze bowiem Jan Pospieszalski, spadkobierczynie praw autorskich do kompozycji „Polskie drogi”, która znalazła się na tym krążku, najpierw przez kancelarię prawną zaczęły domagać się honorarium (co jeszcze nie dziwi), ale zaraz potem również wycofania płyty ze sprzedaży ze względu na interpretację Płużka, która im się nie spodobała. Bardziej szczegółowy opis całej sprawy, oprócz tego w artykule Jana Pospieszalskiego, można przeczytać m.in. tutaj.

Udało mi się znaleźć właśnie „Polskie drogi” w wykonaniu Płużka. Udało i... muszę powiedzieć, że szczęka mi opadła. Ta interpretacja po prostu jest... piękna! Pianista nadał jej swój charakter, wyraźny i odrębny, inny choćby od „klasycznej” interpretacji Leszka Możdżera czy Pata Metheny’ego i Anny Marii Jopek, które niewiele zdają się odbiegać od pierwowzoru. Ale nie przedobrzył, nie udziwnił jej tak, że słuchacz ma ochotę cisnąć czymś ciężkim w głośnik, bo interpretator postanowił pokazać na siłę, że jest lepszy od autora pierwowzoru. Dlaczego więc komuś zależy na tym, by zaszkodzić młodemu jazzmanowi i narazić producenta na straty? W jaki sposób zła interpretacja znanego utworu (a ta zła nie jest) może narazić na szwank kompozytora albo jego spadkobierców? Chyba tylko pomnożyć jego sławę, bo przecież wszyscy będą tym bardziej dostrzegać zalety oryginału. Zresztą posłuchajcie sami (póki jeszcze można):

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz