czwartek, 26 września 2019

Czy Jan Pietrzak sięgnął dna?

Oburzenie wypowiedzią Jana Pietrzaka o pewnej wulgarnej artystce „ze spalonego teatru”, która kandyduje do Sejmu, jest nieco dziwne. Poziom dyskusji w mediach publicznych bowiem już dawno sięgnął poziomu menela i chyba niewiele może tu zaskoczyć, a wypowiedź znanego satyryka niewiele odbiega od normy.

Być może winą jest szybkość komunikacji. Internet i różne media społecznościowe sprawiły, że można w ciągu dosłownie kilku sekund zareagować i zamieścić komentarz, który pójdzie w świat, a nim nadawca komunikatu się zreflektuje i ściągnie nieprzemyślaną wypowiedź, zostanie ona już przeczytana i powielona przez dziesiątki, setki, a nawet tysiące osób. Wulgaryzmy pojawiają się więc na różnych tłiterach i fejsbukach na porządku dziennym i nie ma tu specjalnej różnicy, czy wpis zamieszcza pan Kazio lub pani Hania, czy znany i dystyngowany dziennikarz, aktor, polityk lub pisarz. Nagle okazuje się, że wyrafinowany autor rzuca mięchem, aż uszy więdną. I naprawdę trudno to usprawiedliwić jakimś „artystycznym” kontekstem.

Czy można tutaj coś zmienić? Pewnie można. Zacząć trzeba od siebie samego, jeśli samemu się coś pisze lub nadaje. Dużo rolę mogłyby odegrać też tutaj tzw. „elity opiniotwórcze”, ale przecież niestety to o nich mowa, więc nie należy się od nich zbyt wiele spodziewać. Chyba że sobie uświadomią, iż ich przykład idzie w świat i że hodują w ten sposób następne pokolenie, które będzie jeszcze wulgarniejsze, bo przecież gorszy pieniądz wypiera lepszy.

Czy znaczy to, że usprawiedliwiam zniżanie się Pietrzaka do poziomu tej pani (choć naprawdę trudno jej dorównać w plugastwie)? Nie. Choć rozumiem, że satyrykowi puściły nerwy. Jego wypowiedź jednak nie jest ani żadnym novum, ani nie należy do najwulgarniejszych, jakie można usłyszeć, czy przeczytać.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz