środa, 29 kwietnia 2009

Zbłąkana duszyczka odrzuca pociechę

Pod datą 13 grudnia 1940 roku Jerzy Stempowski zanotował:

„Dziś wieczorem wysłuchałem odczytu na temat nieśmiertelności duszy. Ileż błędnych sądów, cóż za brak gustu!

Dawniej moja niezgoda na wiarę żywiła się argumentami teoretycznymi. «Czy nie masz odwagi umrzeć na serio, raz a dobrze?» Przypominałem sobie Senekę i Marka Aureliusza, którzy w śmierci całkowitej widzieli przywilej obywatela rzymskiego, gwarancję godności wobec bogów.

W szpitalu w Aknaszlatina nabrałem bodaj z doświadczenia pewności co do bezużyteczności wszystkich tych banalnych spekulacji. Utraciłem nadzieję, poniechałem dalszej walki, a przecież żyłem nadal i jeden po drugim następowały bezbarwne dni. Przy pełnej świadomości umysłu wiodłem żywot bez znaczenia, nudny, absurdalny; pozbawiony nadziei, nie miałem przed sobą żadnego celu, ot animula pallida blandula. Taką egzystencję przypisuje się duchom powracającym na ziemię, duszom skazanym na dole i niedole życia. Wiem, co to znaczy. Przyjrzałem się temu z bliska, oko w oko, i wiem, dlaczego taka egzystencja jest nie do przyjęcia. To było coś znacznie poniżej moich oczekiwań, poniżej ludzkiej godności. Egzystencja cieni, o której mówi Achilles: lepiej być ostatnim pośród żyjących niźli królem pośród cieni. Nie ma zatem najmniejszego powodu, by się jej uczepić, by w nieskończoność przedłużać grę, która nie gwarantuje nawet pięciu minut zabawy. Nie warto nawet wskazywać na możliwość takiej egzystencji i wbrew zdrowemu rozsądkowi wierzyć w rzecz równie potworną”.
(Jerzy Stempowski, Zapiski dla zjawy, tłum. Jan Zieliński, Warszawa 2004, s. 62.)

Przyznam się, że ten fragment „Zapisków dla zjawy” rozbawił mnie. Wiem, wiem – nie powinienem się śmiać. Zwłaszcza, jeśli uwzględnić kontekst, w jakim było to zanotowane. Cóż jednak na to poradzę? Ta niewielka książeczka zawiera co najmniej dwa passusy, które mnie poruszyły do głębi – ba! wstrząsnęły – bardziej niż setki innych stron zapisanych przez „niespiesznego przechodnia”. Ten jednak do nich nie należy. W czym problem? Otóż wydaje mi się on bardzo naiwny. Myślenie o wieczności jest tutaj przede wszystkim wyobrażaniem sobie egzystencji w czasie przedłużonej w nieskończoność. Coś takiego faktycznie może przerażać, wydawać się czymś „potwornym”. Swoją drogą – szkoda, że Stempowski nie streścił lub choćby nie przedstawił w kilku punktach „błędnych sądów” odczytu.


Frapujące jest także mówienie w tym kontekście o „braku gustu” lub o grze, „która nie gwarantuje nawet pięciu minut zabawy”. Odrzucanie czegoś tylko dlatego, że nie trafia w moje upodobania lub nie zapewnia rozrywki trudno potraktować jako poważny namysł nad kwestią nieśmiertelności duszy. Można to co najwyżej uznać za wyraz sprzeciwu estety „błędnie” i naiwnie wyobrażającego sobie wieczność.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz