niedziela, 24 maja 2009

Płacz stoika

W swoich uwagach poświęconych Stempowskiemu wspomniałem, że w „Zapiskach dla zjawy” znajduję przynajmniej dwa fragmenty, które mnie poruszyły bardziej niż setki innych stron zapisanych przez „niespiesznego przechodnia”. Jeden z nich w zasadzie nie jest nawet autorstwa samego eseisty, choć go dotyczy. To urywek z posłowia Jana Zielińskiego.

Zieliński przytacza najpierw wyjątek z dziennika Stempowskiego mówiący o spotkaniu z Bolesławem Micińskim. Jest w nim m.in. taki passus:


„Z ich domu widać zalaną słońcem dolinę Izery, tędy niegdyś przechodziła stara droga rzymska. Bolek wymienia imiona cesarzy, którzy w jednym lub drugim kierunku przemierzali tę drogę. Listę zamyka Julian Apostata”.

Następnie autor posłowia przypomina inny opis tamtej wizyty twórcy „Esejów dla Kasandry” we wspomnieniu Haliny Micińskiej-Kenerowej:

„Pewnego dnia Miciński przyszedł do żony, mówiąc z niepokojem, że ich gość leży na tapczanie i płacze. Halina Micińska pobiegła do Stempowskiego, utuliła go, uspokoiła, otarła mu łzy, po czym usłyszała wytłumaczenie nagłego ataku melancholii: «Przepraszam, nerwy mam na nitce. Poruszył mnie temat rozmowy z panem Bolkiem, bo nagle zdałem sobie sprawę, że gdyby mój ojciec nie podsunął mi pism Juliana Apostaty, kiedy miałem trzynaście lat – moje życie potoczyłoby się zupełnie inaczej»”.
(Jan Zieliński, „Posłowie” [w:] Jerzy Stempowski, Zapiski dla zjawy, Warszawa 2004, s. 86.)

Muszę zgodzić się z Haliną Micińską, że „bez tego uchylenia drzwi do wnętrza człowieka jego obraz byłby płaski i niepełny”. W notatce Stempowskiego ani śladu tej chwili słabości, zwątpienia w sens swojego życia i dokonanych wyborów. Może dlatego właśnie wspomnienie Micińskiej tak mnie poruszyło. Pokazuje ono eseistę w innym świetle, pokazuje to, co skryło się pod powłoką polerowanych, gładkich jak marmur albo oszlifowany diament słów. Pokazuje po prostu człowieka z krwi i kości. Pewnie dlatego również tak cenię sobie te nieliczne fragmenty „Dziennika” Maraiego, a zwłaszcza końcowe jego fragmenty, w których pisarz traci spokój, gdy ponoszą go emocje, gdy pozornie nienaruszona kamienna maska pęka, kruszy się i ukazuje żywą, cierpiącą twarz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz