Nie trzeba zbyt wiele, by zostać bohaterem prawicowych salonów. Nie trzeba również za dużo, by narazić się na szyderstwa i kpiny konserwatywnych blogerów.
Aby stać się bohaterem, nad którego słowami będą się rozpływać w zachwytach wszystkie prawicowe strony, wystarczy tyle, co splunąć – a właściwie splunąć, skrzywić się i wycedzić szyderczo: „Władek, nie chce mi się z tobą gadać”. A po chwili dodać przez zaciśnięte zęby: „Władek, co ty, kurwa, wiesz o robieniu filmów?” I potem: otwierasz lodówkę, a tu Boguś. Idziesz do łazienki, a tu Boguś. Otwierasz samochód, a tu Boguś. Odbierasz telefon, a tu Boguś. Idziesz do łóżka, a tu…
Aby natomiast stać się obiektem drwin, kpin, obelżywych komentarzy, wystarczy… tak, dokładnie tak! Wystarczy splunąć, skrzywić się i wycedzić szyderczo: „Antek, nie chce mi się z tobą gadać”. A po chwili dodać przez zaciśnięte zęby: „Antek, co ty, kurwa, wiesz o robieniu filmów?” I potem: otwierasz lodówkę, a tu Marian. Idziesz do łazienki, a tu Marian. Otwierasz samochód, a tu Marian. Odbierasz telefon, a tu Marian. Idziesz do łóżka, a tu…
No tak, tak to już jest w tym naszym prawicowym i dusznym grajdole, do którego z przyjemnością zagnały nas różne szczwane lisy wołając: „Taś, taś, taś!”
U nich zresztą, aby zostać bohaterem trzeba… również tyle, co nic.
Dowiedziałem się otóż ostatnio z pewną taką nieśmiałością, przypadkiem podnosząc w czyjeś łazience lekturę toaletową, że jestem… lesbijką! Mianowicie owa wyświechtana toaletowa gazeta donosi dużym czerwonym drukiem, że aż „43 proc. lesbijek na wsi przynajmniej raz w życiu poczuło się obrażone przez swoje otoczenie nieprzyjemnymi docinkami i wyzwiskami”. Osłupiałem. Zacząłem sobie przypominać, ile to razy moje otoczenie obrażało mnie nieprzyjemnymi docinkami i wyzwiskami. Z bólem i ze łzami w oczach przywołałem z pamięci, jak to kpiono i drwiono z mojej fryzury w szkole średniej, gdy usiłowałem się upodobnić do Grzegorza Ciechowskiego. Albo na ile pełnych cierpienia chwil byłem narażony, gdy obiektem szyderstw stały się moje odstające uszy. Tłumiąc szloch, spojrzałem z niepokojem na kolejną bijącą po oczach czerwienią informację: „10 proc. doznało przemocy fizycznej”. Próbowałem kurczowo się bronić przed tą prawdą, ale moje wątpliwości topniały z sekundy na sekundę. Do tej pory drżę bowiem na myśl o ciosie w nos, jaki wymierzył mi Zdzisiek z czwartej klasy podstawówki. Albo czerwienię się ze wstydu, gdy przypomnę sobie ten lewy sierpowy, jakim powalił mnie Antek w trzeciej klasie szkoły średniej, gdy dowalałem się do jego dziewczyny! Ostatnie złudzenia rozwiało to: „39 proc. lesbijek z małych miejscowości nigdy przed nikim nie ujawniło swojej orientacji seksualnej”. Rzuciłem się na podłogę i zaszlochałem: „Tak, tak! Nie mogę tego dłużej ukrywać przed sobą: JESTEM LESBIJKĄ!!!”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz