niedziela, 20 grudnia 2015

Corner Shop: O istocie rzeczywistości czyli „The Turn of the Screw”

Są takie książki, które leżą na półce czekając na swój czas. Jedną z takich moich książek był utwór Henry’ego Jamesa „The Turn of the Screw”. Książeczka przeleżała u mnie grubo ponad 15 lat, jak sądzę, a może nieco więcej. Kupiłem ją w Dublinie w księgarni Eason (zachowała się na wewnętrznej stronie okładki nalepka z nazwą) przy O’Connell Street. Prawdopodobnie kupiłem ją za pieniądze, które zbierałem z czyszczonych przeze mnie tacek, gdy w latach dziewięćdziesiątych pracowałem w stolicy Republiki Irlandzkiej w restauracji – wówczas to były jeszcze pensy i funty. Zazwyczaj ludzie zostawiali jednopensówki lub czasami trochę więcej. Raz nawet zdarzyło mi się, że ktoś zostawił grubszą sumę – chyba coś ponad 15-20 funtów, a że nie zgłosił się po odbiór, więc miałem labę. Takie monety jedno- lub kilkupensowe zbierałem cierpliwie i kiedy uzbierał się jeden funt, kupowałem książkę z klasyki literatury angielskiej z serii, w której każdy tom był warty wówczas właśnie dokładnie tyle. 

„The Turn of the Screw” nie kupiłem przypadkowo. O książce wiedziałem coś wcześniej. Kilkakrotnie wspominał o niej Gustaw Herling-Grudziński w swoich zapiskach w „Dzienniku pisanym nocą”, chyba też przywoływał ją w wywiadach, uważając ją za arcydzieło. Przed wyjazdem najpierw do Anglii, a potem do Irlandii przeczytałem praktycznie wszystko, co zostało wówczas wydane, z pisarstwa autora „Innego świata”. Nic więc dziwnego, że słynny, a rekomendowany przez polskiego pisarza, utwór Jamesa znalazł się w końcu w moich zbiorach. Jednak książki nie przeczytałem i przeleżała na półce aż do czasu, gdy przenosząc moje zbiory zapakowałem ją do kartonowego pudła, by teraz wreszcie ją wyjąć i oddać się lekturze. 

Być może powodem, dla którego tak długo ta powieść grozy przeleżała na mojej półce, był język, a właściwie styl – wielokrotnie złożone zdania, wtrącenia, sporo staroświeckiej egzaltacji – co dla kogoś, dla kogo język angielski nie jest ojczystym językiem, wiąże się z dodatkowym wysiłkiem, potrzebą skupienia. Jednak ten trud zostaje nagrodzony sowicie. Powieść wciąga czytelnika i trzyma w napięciu do dosłownie ostatniego zdania, a nawet słowa. 

Niesamowitość utworu Jamesa polega na tym, że można go odczytywać jednocześnie jako klasyczną opowieść o duchach i jako psychologiczną i literacką zarazem analizę obłędu. Miłośnicy historii o duchach i zjawach będą w pełni usatysfakcjonowani, bo przecież opowieść – jak już napisałem przed chwilą – wciąga i zmusza do przewracania z wypiekami na twarzy kolejnych stron. Są tu wszystkie komponenty takich historii – stary tajemniczy dom ze swoimi licznymi pokojami i pomieszczeniami, odosobnienie wiejskiej rezydencji, tajemniczy a bogaty opiekun dwójki dzieci, których rodzice przedwcześnie zmarli, tajemnicza i przedwczesna śmierć poprzedniej guwernantki, niewyjaśnione i zagadkowe wydarzenia sprzed przybycia nowej guwernantki itd. A atmosferę zagadkowości podkręca narrator już od samego początku utworu i z każdym słowem, z każdą stroną oczekujemy wyjaśnienia tajemnicy albo przynajmniej odkrycia więcej szczegółów. Jest to też w gruncie rzeczy opowieść w opowieści – kolejny sprytny zabieg, który jeszcze dodatkowo nakręca atmosferę. 

„The Turn of the Screw” Jamesa jest więc świetnie opowiedzianą historią, taką, którą można ze sobą zabrać w dłuższą podróż pociągiem lub kiedy zmuszeni do leżenia w łóżku z grypą próbujemy zabić nudę samotnych godzin w domu. 

Jednak na głębszym poziomie jest to powieść o istotnej cesze rzeczywistości i dwojakiej tej rzeczywistości percepcji. I wydaje mi się, że m.in. to mogło tak w tym arcydziełku Jamesa pociągać Gustawa Herlinga-Grudzińskiego. Istotną cechą naszej rzeczywistości bowiem jest niemożność całkowitego jej wyjaśnienia, rozgraniczenia tego, co racjonalne od irracjonalnego. Jeślibyśmy odczytywali utwór Jamesa jako zwykłą, acz znakomicie napisaną, opowiastkę o duchach i zjawach, to strywializowalibyśmy całość. Gdybyśmy z kolei pokusili się o zracjonalizowanie opisywanych w nim wydarzeń i doświadczeń i potraktowali ją jedynie jako studium postępującego obłędu – ponownie nie oddalibyśmy powieści sprawiedliwości, uprościlibyśmy coś, co jednak nie poddaje się całkowicie racjonalnej analizie, wymyka badaniu rozumem. I tutaj jest widoczne mistrzostwo Henry’ego Jamesa – połączył irracjonalne z racjonalnym w nierozłączną całość. I jeśli czytelnik wybierze jedno ze wspomnianych wyżej odczytań, to wypaczy istotę przeczytanej historii, musi po prostu zaakceptować zarówno interpretację psychologiczną, jak i spirytystyczną, koegzystencję świata materialnego i duchowego, nakładanie się i przenikanie tych dwóch światów, wzajemne się ich oświetlanie i przeczenie sobie nawzajem – a więc również nieodłączny konflikt poznawczy. 

Jeśli zatem ktoś szuka znakomitej rozrywki, ale jednocześnie dającej sporo do myślenia, to warto w długie zimowe wieczory sięgnąć po „The Turn of the Screw”. 

Henry James, The Turn of the Screw, Penguin Books, London 1994. 

PS

Postanowiłem swój blog wzbogacić o dodatkowy dział, który umownie nazwałem sobie Corner Shop. Zamierzam zamieszczać w nim od czasu do czasu moje notatki na marginesie przeczytanych książek z literatury anglojęzycznej. Jak często to będzie, czas pokaże.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz