wtorek, 27 października 2009

Polscy politycy chrześcijańscy to cieniasy

Nie wszyscy, ale część z nich na pewno. Jeden z przykładów mamy obecnie na portalu „Frondy”.

Może po prostu owym politykom brakuje odwagi, by stanowczo i jednoznacznie publicznie głosić i w praktyce realizować to, w co ponoć wierzą? Nie wiem. Nie rozumiem jednak, jak można zawieszać przed wejściem do urzędu państwowego lub Sejmu swoje sumienie na haczyku w szatni, by potem wskazać np. klinikę wykonującą aborcję lub migać się przed jednoznacznym odrzuceniem ustawy, która jest niezgodna z nauką Kościoła i nie poprzeć tej, która w każdym punkcie się z tą nauką zgadza.

Gdy trzeba zdobyć głosy w wyborach do Sejmu i Senatu, większość polityków przyznaje się nie tylko do chrześcijaństwa, ale do tego, że są wiernymi synami i córkami Kościoła katolickiego. Potem okazuje się, że w polskim parlamencie zdominowanym przez partie, które wręcz określają się jako chrześcijańsko-demokratyczne, kwestia przeforsowania ustawy zakazującej in-vitro jest problemem. Albo więc owi szanowni posłowie i posłanki robią nas w konia albo po prostu są na bakier z nauką moralną Kościoła.

Myśląc o tym wszystkim coraz bardziej przekonuję się do jednomandatowych okręgów wyborczych. Miałbym wówczas możliwość zagłosowania z czystym sumieniem nie na partię, ale na osobę, która faktycznie broni i realizuje wartości, jakie wypisuje na swoich sztandarach wyborczych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz