czwartek, 26 lipca 2012

Jest afera

Kłaopouchy zaglądał do studni. Chciał zobaczyć gwiazdy. Jednak za każdym razem zwidywał mu się a to Kuba Powiatowy, a to znów objawiała Kasia Chichopek. Zrezygnowany zaczął się rozglądać za jakimś kamykiem, by zmącić spokojne lustro wody. Właśnie wówczas usłyszał tak dobrze znajome i niezmiernie wesołe pokrzykiwanie Prosiaczka:
-         Kłapousiu! Kłapousiu!
Osiołek na wszelki wypadek ponownie wsadził głowę do studni w płonnej nadziei, że nie zostanie rozpoznany. Było już jednak za późno. Tuż obok swego odbicia zobaczył po chwili różową główkę Prosiaczka.
-         Kłapousiu! – wołał uradowany Prosiaczek podskakując i próbując zobaczyć to, co widział osiołek. – Jest afera! Afera!
-         O, nie! – powiedział ponuro i bardziej do siebie niż do Prosiaczka Kłapouchy.
-         O, tak! O, Tak! – wykrzykiwał zadowolony mały przyjaciel Kubusia Puchatka. – I to afera taśmo-ciągowa! Tasiem-cowa! Tasiem-kowa! Taś-mowa nawet!
-         To jaka w końcu? – spytał w zasadzie na odczepnego Kłapouchy. I tak jego astronomiczne zainteresowania zdawały się być skazane na porażkę. Od samego początku.
-         Ojej! Ojej! – zafrasował się Prosiaczek. – Dokładnie nie wiem. Ale jest to olbrzymia afera. To znaczy... to znaczy... nie taka olbrzymia znowuż... ale jest... I pan Premier Prymus nic o niej nie wiedział od... od... dwa tysiące... dwa tysiące... – próbował sobie przypomnieć i przestał podskakiwać, by się lepiej skupić. Stropiony usiadł pod studnią i wpatrywał się w jakąś chmurkę na niebie. Kłapouchy w tym czasie z rezygnacją spoglądał na swoje odbicie. Kuba Powiatowy i Kasia Chichopek gdzieś znikli.
-         Od dwa tysiące ósmego! – wykrzyknął Prosiaczek z triumfem, przypomniawszy sobie to, co powiedziała mu Sowa Przemądrzała.
Kłapouchy znów zobaczył znikające i pojawiające się uszka Prosiaczka obok swojego odbicia.
-         I teraz Premier Prymus.. i teraz Premier Prymus... – mały przyjaciel Kubusia Puchatka próbował powiedzieć coś jeszcze ważnego.
-         Wiesz, Prosiaczku, chyba jednak luneta jest najlepsza mimo wszystko. A zresztą w nocy i tak gwiazdy widać jak na dłoni. Jeśli nie ma chmurek oczywiście.
Prosiaczek stał z otwartym ryjkiem nic nie rozumiejąc. Kłapouchy wykorzystał sytuację i powoli podążył w stronę Stumilowego Lasu, w którego cieniu uwijały się ciemne sylwetki Rosjan. Pod przykrywką montowali urządzenia wiertnicze. Oficjalnie nie byli to Rosjanie. I wcale nie szukali gazu łupkowego. Przykrywka była dość spora, choć niepozorna. I to właśnie zaintrygowało teraz Kłapouchego. Nawet bardziej niż gwiazdy.

2 komentarze:

  1. co za osiołek!! :)))))))))))))

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja tam siade sobie pod tym gwiazdzistym niebem i niech sie dzieje...
    Serdecznosci
    Judith

    OdpowiedzUsuń