piątek, 8 czerwca 2018

Czy żyjemy w państwie policyjnym?


Byłem dzisiaj odebrać nowy dowód osobisty. Cała procedura przebiegła szybko i sprawnie. Podobnie było przy składaniu wniosku. Nie wiem, czy tak tylko szczęśliwie trafiłem, ale w obu przypadkach nie było kolejek.

Wszystko fajnie i pięknie, pytanie tylko: po co w ogóle traciłem czas wybierając się do urzędu miejskiego? Mój dowód utracił ważność kilka miesięcy temu. Nie spieszyłem się, bo do niczego nie był mi potrzebny, a do wyjazdu na wakacje miałem paszport. Poza tym nie miałem nic innego do załatwienia w pobliżu urzędu, więc szkoda mi było czasu.

W międzyczasie słyszałem jakieś straszliwe historie o karach finansowych za niewyrobienie nowego dowodu i o niemożliwości załatwienia bez niego niektórych spraw. Miałem tego drobny przykład w pewnym banku, o którym mam bardzo negatywną opinię (nawet „banksterzy” to zbyt łagodne określenie na ich bezczelność i jednocześnie brak kompetencji), a do którego od czasu do czasu muszę się udać z żoną, by podpisać dokument lub dwa. Tym razem byłem sam, bo żona swój podpis złożyła wcześniej. Pani poprosiła mnie o dowód tożsamości. Kiedy wyciągnąłem i podałem jej paszport, zakłopotana spytała, czy nie mam dowodu. Myślałem, że zabiję ją śmiechem, ale uratowała ją przełożona, która – uprzedzona najwidoczniej przez moją żonę o moim negatywnym nastawieniu do tego banku – szybko się wtrąciła i powiedziała, że wszystko jest w porządku.

Tak więc chcąc nie chcąc złożyłem wniosek i stałem się szczęśliwym posiadaczem kolejnej plastykowej karty w mojej kieszeni. I jeszcze raz zadam to pytanie: po co? Dlaczego potwierdzeniem mojej tożsamości nie może po prostu być prawo jazdy? Zawsze jako drugi dokument mogę przedstawić paszport, który pozwala mi przecież podróżować po świecie. A czy rachunki za prąd lub telefon nie mogą być dodatkowym poświadczeniem mojego adresu w przypadku załatwiania np. nowego konta w banku?

Po co więc ta cała biurokracja? Po co wywalanie pieniędzy na produkowanie plastykowych kart, robienie zdjęć, zatrudnianie urzędników, którzy przyjmują, stemplują, drukują, wprowadzają do systemu itp., itd.? A przypomnijmy, że szanowni posłowie znaczną większością głosów utrzymali do tego jeszcze obowiązek meldunkowy, który jest najzwyczajniej w świecie czystą fikcją (swoją drogą jestem ciekaw, jak głosował Grzegorz Schetyna, który niegdyś sugerował zniesienie tego anachronizmu). Założę się, że każdy z nas zna dziesiątki osób, które nie mieszkają tam, gdzie są zameldowane, i nie zmieniają tego, bo po prostu szkoda im czasu na chodzenie do urzędów i załatwianie tego wszystkiego. I założę się, że możliwość złożenia wniosku przez Internet niczego tutaj nie zmieni.

Czemu w ogóle służy obowiązek meldunkowy? Przecież nie identyfikacji przestępców, bo oni mają to głęboko w poważaniu. Można powiedzieć, że ma jakiś sens w przypadku obcokrajowców, ale po co wobec obywateli własnego kraju? Czyżbyśmy żyli w państwie policyjnym? Może nie, ale opiekuńczym na pewno – z tej troskliwości nas po prostu udusi, tak nas kocha i tak bardzo chce o nas wszystko wiedzieć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz