wtorek, 19 stycznia 2010

Sztuka (mięsa)

POWRÓT POLKOWSKIEGO

CZYLI

KLĘSKA

ALBO

ESTETYKA I RZECZYWISTOŚĆ
Tragedia w jednym akcie



Na pierwszym planie ogród. Krzaki, drzewa, badyle. Widać, że jest jesień. W ogrodzie Jan Polkowski z żoną. Płonie ognisko. Oboje pracują.

JAN POLKOWSKI (wyrywając jakieś zielsko) „Chyli się dzień. W ogrodzie wyłamuję przemarznięte pędy żylistka...”

WOJCIECH WENCEL (zza krzaka) Sztuczny słowik!

JAN POLKOWSKI (zdezorientowany urywa, rozgląda się dookoła) Świetlicki?... (Wencel się nie odzywa, chichocze w kułak) Marcin Świetlicki?

ŻONA POLKOWSKIEGO Janek, daj spokój. Nie zwracaj uwagi. Znowu przestaniesz pisać na dwadzieścia lat.

JAN POLKOWSKI Masz rację, Aniu. (Podaje jej pęk chwastów, które ona wrzuca do ogniska. Pochyla się i wyrywa dalej. Cicho recytuje). „W podróży, zmierzch. Za oknami gasnące pochodnie Podlasia...”

WOJCIECH WENCEL Sztuczny słowik!

JAN POLKOWSKI No, nie! Znowu ten pajac!

ŻONA POLKOWSKIEGO Jasiu! Nie denerwuj się! Ignoruj!

WOJCIECH WENCEL (tym razem wychodząc zza krzaka z jakimś plikiem papierów i długopisem. Coś poprawia, skreśla, pisze na nowo, czyta pod nosem) „... ich źródłem jest estetyka, a nie rzeczywistość. ... Ten odwrót od rzeczywistości jest...” katastrofą? Nie, lepiej będzie: „klęską”... Tak! „klęską nie tylko Polkowskiego”.

JAN POLKOWSKI (wyraźnie zaskoczony) To on?!

ŻONA POLKOWSKIEGO Janek! Proszę cię!

JAN POLKOWSKI (chwilę milczy, potem pochyla się i recytuje do siebie. Żona przysłuchuje się grzejąc ręce przy ognisku): „Na początku była katedra jak złamane skrzydło – wiotka i biała. W niej pod czarnym krucyfiksem święta dziewica uczyła...”

WOJCIECH WENCEL (raz jeszcze coś skreśla, kręci głową, pisze) „Nie chodzi o to, że nie mówią już o Polsce...”

W tym czasie Polkowski przerywa recytację tylko na moment, by wyrywać oporny chwast z ziemi, stara się nie zwracać na Wencla uwagi.

JAN POLKOWSKI „... kudłatego Litwina sylabizować: Sanctus i Regis Poloniae...”.

W głębi po lewej stronie widać rozbłysk zapałki. Ktoś zapala papierosa. Światło wydobywa z mroku postać Marcina Świetlickiego siedzącego przy stoliku, na którym stoi butelka wódki i kieliszek. Obok puste krzesło. Świetlicki zaciąga się dymem z papierosa. Po czym wydmuchuje kółko. Wencel zbliża się ciągle poprawiając swój tekst. Siada na pustym krześle.

MARCIN ŚWIETLICKI „Jestem w nastroju nieprzysiadalnym”

WOJCIECH WENCEL (roztargniony, odrywa wzrok od papierów): Eeee... Proszę?

MARCIN ŚWIETLICKI (w jego głosie słychać narastającą agresję) „Jestem w nastroju nieprzysiadalnym”.

WOJCIECH WENCEL Ja tylko na chwilę, Marcin. Zaraz sobie pójdę.

MARCIN ŚWIETLICKI (zdecydowanie wściekły, nieco bełkotliwie)

„spierdalaj gnoju!
dziś jestem w nastroju
nieprzysiadalnym”

WOJCIECH WENCEL (zdenerwowany) Ależ, Marcin! No co ty?!

Marcin Świetlicki rzuca papierosa, podrywa się z krzesła, jest widocznie wstawiony. Chwieje się na nogach. Potrącona butelka się przewraca. Pijany poeta zaczyna okładać niezdarnie i niezbyt celnie Wencla pięściami. Mistrz się broni. Obaj poeci chwytają się za łby.

JAN POLKOWSKI (który przez cały czas nie zwracał na to zamieszanie uwagi, kończy swój wiersz) „I krwawi? I śpiewa?”

Kurtyna

Wszelkie podobieństwo do rzeczywistych osób i wydarzeń jest czysto przypadkowe i wyłącznie wytworem mojej chorej wyobraźni. Jestem wysoce zbulwersowany jej nieodpowiedzialnym wyskokiem, którego źródłem jest wypaczona „estetyka, a nie rzeczywistość” i stanowczo się od niego odcinam. Poeci to wrażliwe dusze i z pewnością nie okładają się pięściami. Nawet jeśli piją, to tylko w poszukiwaniu weny i z reguły do lustra, a jak w towarzystwie, to na wesoło i bez pijackich burd.
Wyciąganie jakichkolwiek pochopnych wniosków na podstawie tego paszkwilu jest nieuzasadnione. Poezję wspomnianych powyżej trzech panów sobie cenię i regularnie czytam do poduszki.
Z poważaniem,

Terezjusz

1 komentarz:

  1. Jesteś chory. Jesteś naprawdę chory.
    Cudownie i bezapelacyjnie. Nawet nie próbuj się odwoływac.
    Kompletny wariat.

    Poniewaz nie możesz mnie zobaczyć, wyjaśniam dodatkowo, że zbieram aktualnie szczękę z podłogi...

    ....

    Zresztą to wiadomo od dawna. Kawałek po kawałku... Ślepym trzeba być... I głuchym.

    Nic to, zbiorę szczękę i pojdę sobie strzelić w głowę, gdyż no justice na tym świecie.
    Człowieku, zrób cos z tym. Ukrywasz światło pod korcem, to karalne.



    Z poważaniem,
    Neposkromiony wybryk mojego zachwytu

    OdpowiedzUsuń