wtorek, 9 lutego 2010

Herbert czytany przez poetów

Z antologią tekstów zebranych i opracowanych przez Andrzeja Franaszka pt. „Poeci czytają Herberta” zapoznałem się kilka tygodni temu. Gdy teraz zastanawiam się, co utkwiło mi w pamięci, wymieniłbym cztery teksty: dwa, które mnie zirytowały oraz dwa, które wydały mi się interesujące. Te dwa pierwsze to „Zaproszenie do gry” Urszuli Kozioł oraz następujący zaraz potem „Paradoks kontra tautologia” Bohdana Zadury. W przypadku tekstu wrocławskiej poetyki odniosłem wrażenie, jakby autorka nie tylko chciała pochwalić się swoją znajomością ze „Zbyszkiem”, ale również przy okazji „dokopać” pani Joannie Siedleckiej i pożalić się na swój los w czasach PRL-u. Wszystko to może pięknie, ale w sumie materiał na co najmniej trzy albo cztery różne artykuły, a ja tymczasem oczekiwałem naiwnie, może zbyt naiwnie, jakiegoś intrygującego odczytania utworu „Studium przedmiotu”, jakiejś odpowiedzi na nurtujące mnie w związku z tym utworem pytania. „Paradoks kontra tautologia” Bohdana Zadury to z kolei rozwlekła opowieść o... samym Bohdanie Zadurze. Z Herbertem w tle. Czytanie tych wynurzeń było równie denerwujące jak przebywanie w towarzystwie faceta, który oczekuje, że co chwilę będziemy mówić: „Ależ skądże, jesteś świetny”, „No, nie! Nie opowiadaj! Kto jak kto, ale ty zdecydowanie masz dar słowa!”.

Dwa teksty, które mnie natomiast zafrapowały, to „Otwarcie wiersza” Wojciecha Bonowicza oraz „W imadle oksymoronu” Tadeusza Dąbrowskiego. „Otwarcie wiersza” Bonowicza to w zasadzie „klasyczna”, bardzo szczegółowa, uwzględniająca różne odczytania, interpretacja „Postoju” Herberta. Po jej przeczytaniu można się wręcz zastanawiać, czy byłoby możliwe dodać do niej coś jeszcze. „W imadle oksymoronu” Dąbrowskiego zaś to zasadniczo nie tylko rozważania o problemie metafory, wyobraźni i prostoty w poezji Herberta oraz w zestawionej z nią poezji Różewicza, ale także credo poetyckie tego młodego autora. Tekst oszczędny w słowa, precyzyjny jak cięcie skalpela.

Oczywiście w samej antologii można znaleźć więcej szkiców, które intrygują (np. krótka, zwięzła i do rzeczy, stawiająca niebanalne pytanie wypowiedź Wisławy Szymborskiej) bądź irytują, drażnią (np. kolejny popis narcyzmu, jakim jest „Masz mało czasu trzeba dać świadectwo” Henryka Grynberga). Jest ona ciekawa już choćby z tego powodu, że o poezji Herberta piszą nie tylko jej wielbiciele, ale też czytelnicy nastawieni do niej krytycznie, a co ważniejsze sami poeci. A, jak pisze we wstępie Andrzej Franaszek, „Lektura wiersza podejmowana przez innego poetę rządzi się nieco odmiennymi prawami niż poznawanie go przez krytyków czy «zwykłych» czytelników. Nieraz zapewne jest napiętnowana zazdrością i niepokojem, wszak literatura to także, jak prześmiewczo zapisał Miłosz, «turniej garbusów», ale równie często rozjaśniona bezinteresownym podziwem, którego śladem jest zapamiętywanie, a czasem też – tłumaczenie na inny język, by przedłużyć i rozszerzyć życie wiersza”. Dużą zaletą tego zbioru szkiców jest również fakt, że jego autorami są nie tylko poeci różnych pokoleń, ale także różnych narodowości, piszący w różnych językach i stosujący odmienne poetyki. Dla mnie więc szczególnie ciekawe było znalezienie odpowiedzi na pytanie, co takiego w poezji Herberta czyni ją atrakcyjną dla czytelników, a także twórców innych obszarów językowych niż polski. Myślę, że pod tym względem szczególnie ważna jest wypowiedź angielskiego poety i krytyka Ala Alvareza zatytułowana „Są rzeczy ważniejsze niż te wszystkie igraszki”. W jakimś sensie wpisuje się ona w spory poetyckie toczące się również we współczesnej poezji polskiej, zasygnalizowane np. niedawno przez Andrzeja Horubałę w jego recenzji z tomu „Cantus” Jana Polkowskiego. Warto przytoczyć więc na zakończenie przynajmniej dwa fragment tekstu angielskiego poety, w których tak pisze o „Kamyku” Herberta:

„Pamiętam pierwszą lekturę tego wiersza: czytałem go przy czterdziestowatowej żarówce w hotelowym pokoju i czułem: to jest, czego szukałem, taka powinna być poezja, pełna uczcucia, ale bez «fałszywego ciepełka», trzeźwa, ironiczna, bezstronna, nieustępliwa. Herbert był pierwszym znanym mi współczesnym poetą, który pisał o szlachetności i, co ważniejsze, brzmiał szlachetnie, nie trącając przy tym fałszywej struny.

(...)

Pretensjonalność poezji i pozy przejmowane przez poetów, sprawiających wrażenie, jakby mieli do nich prawo, zawsze mnie drażniły. Kiedy w roku 1968 wydałem zbiór szkiców, zatytułowałem go Beyond All This Fiddle (Poza wszystkimi tymi igraszkami) na cześć wspaniałego wiersza Marianne Moore pod tytułem Poezja, który zaczyna się do słów: «Ja także jej nie lubię: są rzeczy ważniejsze niż te wszystkie igraszki» (przeł. Julia Hartwig). Okazało się, że oto istnieje świat poetycki prawdziwszy niż te wszystkie igraszki, ale odkryłem go dopiero kiedy wybrałem się za żelazną kurtynę”.

Poeci czytają Herberta, zebrał i opracował Andrzej Franaszek, Kraków 2009.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz