wtorek, 2 lutego 2010

„Kim jest generał”? – śmieszne pytanie!

W swojej zapowiedzi dokumentu „Towarzysz Generał” wspomniałem o „niuansowaniu postępowania głównego bohatera filmu” i proszę! Ku swojemu zdumieniu przeczytałem artykuł Krzysztofa Feusette w tym tonie na łamach samej „Rzeczpospolitej”. Albo była to prowokacja mająca na celu wywołanie dyskusji pod blogiem autora, albo dziennikarz nie uniknął infekcji szerzonej od lat dwudziestu przez postępowe i arcyliberalne media i też zapadł na chorobę.

W swoim tekście „Kim jest generał” pisze on m.in. tak:

„(...) film Roberta Kaczmarka i Grzegorza Brauna jest zbyt jednostronny. Historyczne tło wydarzeń, które ukształtowały generała, razi uproszczeniami. Jakby widz miał odnieść wrażenie, że za wszelkim złem PRL-u stał wyłącznie Wojciech Jaruzelski”.

Pan redaktor raczy sobie chyba żartować! Po pierwsze oglądając „Towarzysza Generała” nie odniosłem wrażenia, „że za wszelkim złem PRL-u stał wyłącznie Wojciech Jaruzelski”. Tak może pomyśleć tylko mało inteligentny widz, który nie zna ówczesnych realiów i kontekstu historycznego. Film Brauna i Kaczmarka nie mógł z konieczności uwzględnić wszystkich wydarzeń i postaci, inaczej stał by się wieloodcinkową historią PRL-u (Swoją drogą chętnie bym taki dokument w ich reżyserii zobaczył, tylko kto da im na to pieniądze?). Natomiast bez wątpienia dzieło wspomnianego duetu jest przedstawieniem kanalii pnącej się po szczeblach komunistycznej kariery i mającej za plecami potężnych mocodawców. Jest to obraz zdrajcy i sprzedawczyka, sługusa obcego imperium, które nie tylko okroiło Polskę z jej historycznych ziem, ale też zabrało jej niepodległość, cofnęło na długie lata w rozwoju, uniemożliwiło normalne jej funkcjonowanie i pozbawiło jej mieszkańców szans na realizację swoich marzeń, pragnień oraz rozwinięcie talentów i ukrytego w nich potencjału. Jest to portret zbrodniarza. Koniec. Kropka.

Kuriozalny jest też kolejny passus, całkiem jak wyjęty z zupełnie innej gazety:

„Rozumiem, że dokument próbuje odpowiedzieć wszystkim tym, którzy widzą w Jaruzelskim jednego z „ludzi honoru”, że przynosi wiedzę o mało znanych faktach z jego życia i dzięki temu pełni rolę edukacyjną. Ale tak jak nie można mówić o Jedwabnem, zapominając o antyżydowskich polskich lękach, czy wypominać Piłsudskiemu zamach stanu, nie pamiętając, jak krucha była wtedy międzynarodowa pozycja Polski, tak nie można pominąć w filmie o Jaruzelskim historycznych realiów, w których robił karierę i podejmował najważniejsze decyzje”.

Umieszczanie Jedwabnego w kontekście dyskusji o człowieku odpowiedzialnym za antysemickie czystki w wojsku byłoby szczególnie zabawne, gdyby nie tragizm tego, co w Jedwabnem się stało. Natomiast przywołanie imienia Piłsudskiego, niewątpliwie postaci kontrowersyjnej i niejednoznacznej, ale też o ogromnych zasługach dla odzyskania przez Polskę niepodległości i wybitnego męża stanu, w zestawieniu z człowiekiem, który był „sowieckim lokajem” jest już poniżej wszelkiej krytyki. Zresztą może nawet i dobrze. Właśnie nazwisko Piłsudskiego pokazuje najlepiej, dlaczego w przypadku Jaruzelskiego szkoda czasu na niuanse.

Nie miałem okazji obejrzeć dyskusji po filmie. Nazwiska uczestników zresztą pozwalają przewidzieć, co mieli do powiedzenia. Zdziwiłbym się mocno, gdyby było inaczej albo gdyby któryś z obrońców generała nagle przejrzał na oczy niczym Szaweł w drodze do Damaszku. Bardzo mnie natomiast rozbawiło stwierdzenie, że film powstał „na zamówienie PiS-u”. Ten, kto choć trochę zna poglądy Grzegorza Brauna, wie jaki to absurd. No, cóż. Jeśli się nie ma argumentów, najlepiej zwalić wszystko na „czarnego luda” – PiS.

Zainteresowanym całą sprawą polecam rozmowę Rafała Ziemkiewicza z Grzegorzem Braunem, dwa felietony tego pierwszego („Towarzysz prymus, czyli o banalności zła” i „Nie byłem sam, mówi Jaruzelski”) oraz wywiad, jakiego Grzegorz Braun udzielił „Frondzie”. Warto też zajrzeć do blogów Antoniego Dudka oraz Tomasza Terlikowskiego. Teksty obrońców towarzysza generała, zatroskanych o jego dobre imię (zapewne był „tragiczną szekspirowską postacią” – jakże mnie bawiło to sformułowanie stosowane odnośnie różnych komunistycznych notabli w „Onych” Torańskiej!) znajdźcie sobie sami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz