poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Dwie podróże do Związku Sowieckiego, cz. I - Antoni Słonimski

Musiałem te dwie książki przeczytać razem albo raczej jedna po drugiej. Publikacja Słonimskiego od dawna już wabiła mnie na półce z literaturą podróżniczą pewnej księgarni. A kiedy zbiór artykułów Cata-Mackiewicza stał się – za sprawą jego pism wybranych wydanych nakładem „Universitas” – głośny, siłą rzeczy obie książki znalazły się w tej samej księgarni obok siebie, a właściwie na półkach po przeciwnych stronach. I tak połączyły się też w mojej wyobraźni, że w końcu musiałem nabyć je razem. Obie w końcu dotyczyły tego samego tematu. Ba! Obie były napisane mniej więcej w tym samym okresie – publikacja Cata-Mackiewicza w roku 1931, Słonimskiego w 1932. Przy tym, choć obie pisano z odmiennych pozycji ideologicznych, to łączy je zwykła intelektualna uczciwość i to, żeby – jak określił to Cat-Mackiewicz – nie pisać „nic takiego, czego bym na własne oczy nie widział, że każdą opowiadaną mi rzecz starałem się sprawdzić”.

Najpierw zabrałem się za lekturę „Mojej podróży do Rosji” Słonimskiego. Co pewnie też sprawiło, że późniejsza lektura „Myśli w obcęgach” Stanisława Cata-Mackiewicza była nieco rozczarowująca. Spodziewałem się bowiem czegoś podobnego: książki reporterskiej, opisującej podróż z Polski do Związku Sowieckiego i z powrotem, przy okazji przedstawiającej różne obszary tamtejszego życia. Taką książką, pod względem literackim znakomitą, jest relacja Antoniego Słonimskiego. To w sumie opowieść o podróży, której przedmiotem było poznanie tamtejszego życia, skonfrontowanie pewnych swoich wyobrażeń z rzeczywistością.

O nastawieniu do opisywanego tematu u Słonimskiego świadczy figura Entuzjasty i Sceptyka, jako literackich alter ego autora. Te dwa nastawienia zmagały się najwidoczniej w psychice autora w czasie jego wizyty, ale ani jedna postawa, ani druga nie mogły przesłonić tego, co faktycznie widział. Co nie znaczny, że Entuzjasta nie jest odpowiedzialny za pewne nonsensy czy też – jak chce wydawca w posłowiu – „sądy naiwne”. Kilka razy w trakcie tej lektury zdarzało mi się, że ponownie czytałem jakiś passus zastanawiając się, czy autor na pewno pisze serio czy też po prostu jest to ironia, a nawet sarkazm, którego najzwyczajniej w świecie nie łapię.

I tak – z jednej strony autor nie wierzy na słowo, nie poddaje się magii statystyk i stara się wszystko sprawdzić, wybadać, dowiedzieć wymykając się choćby na chwilę na bok, jak wówczas, gdy zwiedzając sowieckie przedszkole z grupą anglosaskich turystów, korzysta ze sposobnego momentu i pyta w kuchni, czy dzieci faktycznie otrzymują po dwa jajka dziennie, jak mówi przewodnik (oczywiście okazuje się, że to nieprawda). Kiedy indziej zwiedzając jakiś dom kolektywny i oglądając biedne warunki, w jakich żyją tam ludzie, choć podziwiając z zewnątrz nowoczesną architekturę, nie może nie pomyśleć „w tej chwili o całych dzielnicach wspaniałych robotniczych domów w Wiedniu, które zbudowano bez wielkich haseł i rewolucji”. Później zresztą stara się polski pisarz przekonać naocznie bez przewodników, jak faktycznie mieszkają ludzie w Moskwie. Jednym słowem Słonimski nie daje się nabrać, chociaż towarzyszą mu „opiekunowie”. Tym bardziej, że znając język rosyjski, potrafi dostrzec i dowiedzieć się więcej niż jakiś amerykański turysta oprowadzany wytyczonym szlakiem. Opisuje więc Słonimski panującą niewyobrażalną wręcz nędzę, kiepskie jedzenie lub jego brak, kolejki, inwigilację ze strony służb specjalnych, brak wolności słowa, biurokrację, kłamstwo propagandy, dysproporcje w standardzie życia między żołnierzami GPU a resztą społeczeństwa.

Z drugiej strony są właśnie te fragmenty, które wywoływały u mnie zmarszczenie brwi i niedowierzanie, że coś takiego mógł polski autor napisać z pełną powagą. Na przykład Słonimski mówiąc o tym, że „cały świat jest dzisiaj chory” i opierając swoją myśl na tym porównaniu stwierdza:

Tu, w Rosji, chory leży na stole operacyjnym. Podlega zabiegom chirurgicznym bez znieczulenia. Jeśli zabieg się uda, przyniesie on światu prawdziwe zdrowie i nowe nieobliczalne siły. Ale czy ta bolesna i krwawa operacja odbywa się z konieczną precyzją i w atmosferze wolnej od bakterii, wydaje się może najważniejszym i najciekawszym pytaniem.

Piękna metafora, nieprawdaż? Problem w tym, że ta „operacja” – jak ją nazywa autor – wiązała się nie z usuwaniem jakichś anonimowych chorych tkanek, ale z fizyczną eliminacją całych populacji, z brutalnym mordowaniem niewinnych osób, z wtrącaniem w nędzę tych, którzy ocaleli, a jedyną pociechą miał być miraż „świetlanej przyszłości”. Chyba „najważniejszym i najciekawszym pytaniem” w tej sytuacji powinno raczej być to, czy jakakolwiek, choćby najszczytniejsza, idea usprawiedliwia ludobójstwo?

Inny przykład, nieco lżejszego kalibru, owej „naiwności” Słonimskiego można znaleźć we fragmencie zatytułowanym „ZAGS”. Początek tekstu przeczytałem przynajmniej dwa razy myśląc, że autor sobie żartuje, ale on tak zdaje się mówić całkiem na poważnie: „Swoboda kojarzenia się i rozłączania wnosi niewątpliwie uzdrowienie do stosunków seksualnych”. Po czym autor z zachwytem opisuje „rejestrację małżeństw i udzielanie rozwodów”, która odbywa się tak, jakby jej uczestnicy wpadali do sklepu po gazetę. Dużo mądrzejsze rzeczy do powiedzenia na ten temat ma Cat-Mackiewicz, który nie omieszkał odnotować przy okazji swoistego purytynizmu obyczajowego panującego w tym „postępowym” kraju. Dodam jeszcze tylko, że lekturę przedostatniej części reportażu Słonimskiego, zatytułowanej „Ostatnia noc”, a w której poeta snuje swoje rozważania o rewolucji, mógłbym porównać tylko do przykrości, jaką sprawia bolący ząb – w pewnym momencie jest się gotowym zgodzić nawet na wyrwanie tego zęba, byleby to cierpienie wreszcie się skończyło.

Jest w książce Słonimskiego – nie pozbawionej zresztą akcentów humorystycznych – kilka fragmentów wstrząsających. Dla mnie do takich należy szczególnie np. ten relacjonujący spotkanie w Petersburgu (wówczas Leningradzie) z polską komunistką, która opuściła kraj dla tego „raju” na ziemi. Drugi znajduje się pod koniec, gdy pisarz opisuje ludzkiego „szczura” wybiegającego spod wagonu i potem się pod pociąg ponownie chowającego. Ten jeden passus mówi więcej o Związku Sowieckim niż gęsto zapisane strony naukowych analiz.

CDN

Antoni Słonimski, Moja podróż do Rosji, Łomianki 2007.
Stanisław Cat-Mackiewicz, Myśl w obcęgach. Studia nad psychologią społeczeństwa Sowietów, Kraków 2012.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz