Wygrana Andrzeja Dudy opatrznościowo zbiegła się z dniem Zesłania Ducha Świętego. Tak więc możemy mieć nadzieję, że Duch Święty znowu zstąpi i odnowi oblicze tej ziemi.
Zwycięstwo kandydata PiS-u jest zatem symboliczne, ale również jest dla prezydenta elekta ogromnym wyzwaniem. Andrzej Duda już wykazał się niezwykłą energią i pracowitością w niezłomnym dążeniu do celu. Miejmy więc nadzieję, że nie zabraknie mu tej energii i po wyborach i nie skończy się tylko na sympatycznym rozdawaniu kawy w poniedziałkowy poranek (choć gest to ważny i potrzebny).
Teraz polityk PiS-u musi udowodnić, że na obietnicach się nie skończy i że – w przeciwieństwie do swojego przegranego przeciwnika – poważnie traktuje ludzi, którzy mu zaufali i którzy oddali na niego głos. Liczę na to, że nie będzie zasypiać gruszek w popiele i po objęciu urzędu z miejsca przystąpi do intensywnej pracy. Ze spraw, które wydają mi się dzisiaj naprawdę istotne, to kwestia frankowiczów. Jeśli Andrzej Duda wystąpi tutaj z inicjatywą ustawodawczą, to pokaże dobitnie, że zależy mu na interesie zwykłych, szarych ludzi i że to ich będzie bronił, a nie interesów banków i finansistów. Z drugiej strony frankowicze nie powinni dać nowemu prezydentowi spokoju i domagać się nachalnie i bezwzględnie wywiązania ze swoich obietnic. Jeśli ich, a także pozostałych wyborców zawiedzie, rozliczą go bezlitośnie przy kolejnych wyborach, a kto wie, czy nie wcześniej.
Zwycięstwo to zresztą nie jest zwycięstwem przytłaczającą liczbą głosów (chyba że bierzemy pod uwagę jakieś możliwe fałszerstwa), tak więc kolejnym ważnym zadaniem Dudy jest przekonanie do siebie tej grupy wyborców, którzy na niego nie zagłosowali. Wśród nich zwłaszcza tego segmentu społeczeństwa, który nie zagłosował na kandydata PiS-u z irracjonalnego strachu przed PiS-em, a zwłaszcza samym Jarosławem Kaczyńskim. „Irracjonalnego”, bo wyrastającego ze stereotypów i przekłamań wpajanych i sączonych przez media głównego ścieku. W trakcie tej kampanii mieliśmy parę modelowych przykładów takich kłamstw, kłamstw szytych grubymi nićmi, bo obliczonych na krótką metę – nim prawda dotarłaby do szerszego grona wyborców i tak byłoby już za późno – głos dawno wylądowałby w urnie wyborczej. Przykładów można od ręki podać kilka – np. wyjęcie z kontekstu wypowiedzi Andrzeja Dudy o redukcji emisji dwutlenku węgla, robienie z prof. Szczerskiego radykalnego oszołoma na podstawie tekstu literackiego, który potraktowano jako niemal jego wypowiedź programową, manipulowanie tekstem asystentki Andrzeja Dudy tak, by wyszła na bezlitosną idiotkę, która chce kamienowania rozwiązłych kobiet, bajki o blokowaniu etatu na UJ przez kandydata PiS-u. A przecież można z pewnością przytoczyć tego więcej i gdyby nie Internet, to tego typu „chwyty marketingowe” działałyby na korzyść przegranego prezydenta. Pokazuje to też, jak w soczewce, jakie metody od lat stosuje się, by dyskredytować choćby samego prezesa PiS-u.
I jeszcze jedno: obserwowanie zawiedzionych min różnej maści celebrytów, aktorów, kompozytorów, reżyserów było dla mnie bezcenne. Część z nich to ludzie niezmiernie dla polskiej kultury zasłużeni, tego zanegować się nie da. Mam jednak wrażenie, że chyba coraz bardziej wyalienowani i oderwani od typowej polskiej rzeczywistości. Nie wiem, czy ich zarobki przekraczają pułap wyznaczony przez pewną blondynkę (bez obrazy – sam mam żonę blondynkę), dla której 6 000 tysięcy złotych to suma, jaką może zarabiać idiota lub złodziej, ale założę się, że nie spotka się wśród nich takich, którzy mieliby niespłacalne kredyty we frankach szwajcarskich.
Podsumowując: po raz pierwszy od dawna czuję olbrzymią radość i frajdę, jakbyśmy wreszcie wyszli z dusznego i ciemnego pomieszczenia na świeże powietrze.
A poza tym cieszy, że prezydentem nie będzie człowiek, który nawet przegrać nie potrafi w pięknym stylu:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz