wtorek, 5 maja 2015

In vitro? Ach! Jakie to słodkie! Czyli zabijanie kotka za pomocą młotka


Najprostszy z chwytów stosowanych, by przedstawić zło jako dobro, to gra na emocjach. Kapitalnie nadaje się do tego cywilizacja obrazkowa, w której żyjemy. Jak napisał Peter Kreeft w jednej ze swoich książek: „Ubierz to w słowa – i jest to śmieszne. Ubierz w obrazy – a jest to nie do odparcia”. 

Na przykład pokazujemy w filmie homoseksualistę, który cierpi odrzucony przez społeczeństwo i kochanka (ten związał się z kobietą, omotany przez nią niczym mucha przez pająka). Ów homoseksualista jest wrażliwym człowiekiem, opiekuje się chorą babcią, której codziennie kupuje w piekarni świeże bułeczki i przynosi prasę; przygarnia bezdomnego pieska albo kotka, któremu daje schronienie w swoim niewielkim mieszkanku; po kryjomu uczy czytać i pisać biednego chłopca z sąsiedztwa, a w jednej ze scen widzimy, jak w zimny, deszczowy dzień gotuje chłopcu pyszną gorącą zupkę i puszcza na wideo „Stowarzyszenie umarłych poetów”. 

Nie trzeba dodawać, że ten wrażliwy człowiek hoduje pelargonie i słucha muzyki klasycznej, a w wolnych chwilach pisze piękne poematy prozą, które publikuje pod pseudonimem i które cieszą się niezwykłą popularnością wśród nastoletnich dziewczynek i chłopców. Oczywiście poematy mówią w zawoalowany sposób o jego miłości do kochanka, któremu pozostaje wierny. 

Ów niezwykle sympatyczny pan zostaje w końcu zamordowany przez wrednego, złośliwego, starego zgreda, który na dodatek jest konserwatywnym katolikiem zbierającym znaczki z Adolfem Hitlerem i który nie cierpi Żydów oraz pederastów. Ów stary zgred codziennie uczestnicy we mszy świętej, po godzinach pracy zabawia się odławianiem i maltretowaniem bezdomnych psów, i wytapianiem z nich smalcu. Wieczorem ów homofob ściąga włosiennicę noszoną pod ubraniem, i maltretuje swoje ciało biczem na znak umartwienia. Nie pija wina, ni sycery, nie uczestniczy w potańcówkach i nie ogląda telewizji, bo we wszystkim widzi zło i grzech. Jego mieszkanie przypomina ponurą więzienną celę, a w jego sypialni wisi dużych rozmiarów krucyfiks, który w promieniach porannego słońca zamienia się w złowieszczą swastykę. Stary zgred jest wdowcem. Jego żona zmarła wyczerpana surowym umartwianiem ciała i brakiem normalnego seksu. 

Nasz sympatyczny homoseksualista ginie zasztyletowany przez owego zgreda w pewien zimowy, deszczowy wieczór na pustej ulicy, gdy właśnie zbiera datki na Wielką Orkiestrę Świątecznej Przemocy. Po chodniku toczy się zakrwawiona puszka, z której wypada z brzękiem wdowi grosz. Wdowi grosz próbuje łapkami schwytać mały kotek, ale on również ginie rozgnieciony ciężkim buciorem homofoba. Po pustej ulicy z dwoma martwymi ciałami hula zimny, zimowy wiatr...

W ostatnich scenach widzimy pieska w opuszczonym mieszkaniu, który czeka z utęsknieniem na swojego pana, podnosząc łebek na każdy dźwięk kroków na schodach; biednego chłopca, który kilka razy przychodzi i stuka na próżno do drzwi oraz babcię, która nie może się doczekać swoich ciepłych bułeczek i porannej prasy. W ciszy pustego mieszkania babci słychać tylko tykanie zegara...

 A teraz obejrzyjmy sobie to coś:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz