sobota, 29 sierpnia 2015
Złoty pociąg
Myślę, że powinniśmy go
oddać Niemcom z podziękowaniem za lata okupacji i lekcję europejskiej kultury i
cywilizacji. I poprosić, by podzielili się z Żydami i Ruskimi. Kto wie, może
zgłoszą się kolejni pretendenci? Amerykanie? Chińczycy? Japończycy? Włosi?
Meksykanie? Kosmici?
piątek, 28 sierpnia 2015
czwartek, 20 sierpnia 2015
wtorek, 18 sierpnia 2015
W oparach virtualu
Jakiś czas temu na jednym z tzw. „portali
społecznościowych” przeczytałem taki oto cytat:
„Ten tak zwany zdrowy polski konserwatyzm, którego nieodłączną cechą jest przypuszczenie, że to wszystko jest tylko wymyślone – Europa, kultura, teorie francuskich filozofów, sztuki wizualne, rozwój społeczny, że niczego tam nie ma, a tak naprawdę istnieje tylko szczelnie zamknięty pokój, brzoza, fortepian, strumyczek, i wreszcie ta nieśmiertelna polska bezmyślność”.
„Ten tak zwany zdrowy polski konserwatyzm, którego nieodłączną cechą jest przypuszczenie, że to wszystko jest tylko wymyślone – Europa, kultura, teorie francuskich filozofów, sztuki wizualne, rozwój społeczny, że niczego tam nie ma, a tak naprawdę istnieje tylko szczelnie zamknięty pokój, brzoza, fortepian, strumyczek, i wreszcie ta nieśmiertelna polska bezmyślność”.
CHOPIN BEZ FORTEPIANU – Barbara Wysocka & Michał Zadara
Osoba, która przytoczyła na swojej stronie ten passus, zamiast komentarza zamieściła ikonkę smutnej buźki, co pewnie oznacza, że niezmiernie ją zasmuca stan tzw. „zdrowego polskiego konserwatyzmu”.
Mnie akurat ten cytat nie zasmucił. Co najwyżej rozśmieszył. Nie wiem, skąd państwo Wysocka i Zadara wytrzasnęli ten „zdrowy polski konserwatyzm”, ale szeleści on papierem, bo bytem istniejącym w tzw. „realu” z pewnością nie jest. Zdaję sobie oczywiście sprawę, że cytat jest być może wyrwany z kontekstu i ta brakująca część wyjaśniłaby mi wiele – np. że są to fantazmaty jakiejś literackiej postaci. Obawiam się jednak, że ci państwo mogą faktycznie tak myśleć czyli, że po prostu stworzyli sobie byt fikcyjny istniejący w tzw. „virtual reality”. I tylko tam. Choć są święcie przekonani, że to prawda.
Jest to w sumie bardzo wygodne.
Młodzi i starzy chłopcy spędzają wieczory przed ekranem komputera napierniczając w fikcyjne postaci z różnego rodzaju broni, zdobywając punkty i wygrywając fikcyjne wojny. Tutaj nie muszą obawiać się utraty życia, bo „żyć” mają kilka, a jeśli przegrają, można wszystko zacząć od nowa albo po prostu wyłączyć komputer.
Polscy intelektualiści wydają się grać w podobną grę. Najpierw stwarzają sobie fikcyjne postaci, a potem napierniczają w nie z czego się da. W końcu przeczytali paru francuskich filozofów i to ich nobilituje. Nie są „bezmyślni”. Podnieca też ich „rozwój społeczny” i czują niechęć do „brzozy” i „strumyczka”. Przypominają w tym co nieco tych niebezpiecznych bęcwałów z I Awangardy („Miasto. Masa. Maszyna”), którzy wprowadzali potem z naganem w ręku ustrój sprawiedliwości społecznej, wspierani bagnetami „niezwyciężonej” Armii Czerwonej. W przypadku tych współczesnych palantów okazuje się, że „historia vitae magistra non est”. Ale są bardzo „europejscy”, nie jak ci wredni „zdrowi konserwatyści” – Dariusz Gawin, Ryszard Legutko, Marta Kwaśnicka, Paweł Lisicki, Rafał Ziemkiewicz, Jacek Bartyzel czy Grzegorz Braun – by wymienić tylko kilku na chybił-trafił, bez ładu i składu, od Sasa do Lasa.
Biedacy! Nie zorientowali się, że to, w co napierniczają, to rzeczywistość wirtualna, a francuscy filozofowie są już dawno martwi. To ich w gruncie rzeczy różni od młodych i starych chłopców rozwalających joysticki na kolejnych grach komputerowych. Może dlatego, gdy się w końcu obudzą, z bolącym tyłkiem i na potężnym kacu, będzie już za późno – wokół będzie któryś tam islamski kalifat. Wtedy poczują dość boleśnie ostrą krawędź rzeczywistości.
piątek, 14 sierpnia 2015
Monte Cassino IV – polski cmentarz
Każdy wie, że w pobliżu Monte Cassino znajduje się najsłynniejszy chyba polski cmentarz wojskowy na obczyźnie. Osobiście wyobraziłem go sobie odrobinę inaczej na podstawie dawniej oglądanych relacji telewizyjnych i zdjęć. Cmentarz również okazał się mniejszy niż to sobie przedstawiłem w wyobraźni. Ten, który oglądaliśmy w Loreto, jest położony urokliwie, mając przed sobą rozległą panoramę okolicy i widok na sanktuarium. Tutaj natomiast widoki w dole można głównie podziwiać z klasztoru, natomiast sam cmentarz jest w miejscu bardziej osłoniętym i widać z niego głównie okoliczne zadrzewione wzgórza i monumentalną bryłę klasztornego kompleksu na Monte Cassino. Choć można też dostrzec jakiś fragment tej imponującej panoramy, która roztacza się z sanktuarium.
Trudno nie czuć wzruszenia, kiedy się stąpa pośród tych żołnierskich mogił. Wielu z tych żołnierzy przeszło długą drogę, mając nadzieję powrotu do Polski. Nie doszli do niej. Zresztą, gdyby wrócili, z pewnością nie spotkaliby przyjęcia takiego, jakie należy się bohaterom walk z wrogiem. W końcu Polska znalazła się pod kolejną okupacją. Część z żołnierzy spoczywających na tym cmentarzu pewnie zdążyła się z nią zetknąć 17 września. Pewnie ich rodzinne miejscowości znalazły się poza terytorium okrojonej Polski – teraz już niepodzielnie pod czerwonym dyktatem.
Także tutaj mieliśmy
sposobność uczestniczenia we Mszy św. w niezwykłym miejscu – otoczeni mogiłami
polskich żołnierzy, mając za plecami benedyktyński klasztor wnoszący się na
górze – jak forteca broniąca dostępu siłom ciemności.
Właśnie zbliża się kolejna rocznica zwycięskiej bitwy z bolszewikami. Wówczas –
15 sierpnia 1920 r. – udało nam się z Bożą pomocą odepchnąć barbarzyńską
nawałę. W 1939 nie podołaliśmy przeciwko dwóm barbarzyńcom nadciągającym z
Zachodu i Wschodu. Tak w roku 1920, jak i w latach 1939-1945 broniliśmy
wartości i cywilizacji, które symbolizuje ten klasztor widoczny na wzgórzu z
cmentarza polskich żołnierzy. Tę bitwę wygrali, ale nie wygrali niestety
niepodległości Polski jak w roku 1920.
środa, 12 sierpnia 2015
wtorek, 11 sierpnia 2015
Monte Cassino II – wielka bitwa i chrześcijańska kontemplacja
Nim dotrzemy do słynnego wzgórza udajemy się do muzeum bitwy o Monte Cassino – Historiale di Cassino.
Czekając na zwiedzanie zaglądamy do sklepiku. Tutaj oczywiście można kupić różne gadżety i pamiątki. W tym koszulki. Są polonica. Są też elementy, które zaskakują – jak koszulki wyraźnie upamiętniające niemieckie formacje wojskowe.
Samo muzeum robi na mnie z początku wrażenie kompletnie infantylnego, być może bardziej przeznaczonego dla zwiedzających ze Stanów Zjednoczonych (bez obrazy) lub krajów, które nie brały w tej wojnie bezpośredniego udziału. Potem jest trochę lepiej i można się nawet nieco dowiedzieć, zwłaszcza jeśli nie zna się zbyt dokładnie szczegółów przebiegu tej bitwy. Twórcy muzeum włożyli sporo wysiłku i pomysłowości, by opowiedzieć o tych zmaganiach jak najciekawiej przy pomocy dźwięku, obrazu i oryginalnych eksponatów z terenów walk.
Przypomniawszy sobie
historię słynnej bitwy udajemy się w dalszą drogę, która na pierwszy rzut oka
nie wygląda bezpiecznie. Jednak nasi kierowcy nie mają problemu z kierowaniem
po stromej i krętej szosie wiodącej do klasztoru. Dech w piersi zapierają
rozciągające się widoki, a owa panorama swoje zwieńczenie zyskuje w samym
klasztorze, z którego prezentuje się w całej okazałości.
Rekonstrukcją natomiast nie jest przepiękna
kaplica, która zachowała się mimo ciężkiego bombardowania, a w której spoczywają
doczesne szczątki założyciela klasztoru – św. Benedykta z Nursji i jego siostry
św. Scholastyki.
Te złocone, przecudnie zdobione ściany i sufity pozwalają duchowi ulecieć w dziedzinę spraw wiecznych, nieprzemijających. Podobnie jak naturalne piękno przyrody, tak dzieła rąk dawnych mistrzów wskazują na Boga, wspomagają modlitewną kontemplację.
Te złocone, przecudnie zdobione ściany i sufity pozwalają duchowi ulecieć w dziedzinę spraw wiecznych, nieprzemijających. Podobnie jak naturalne piękno przyrody, tak dzieła rąk dawnych mistrzów wskazują na Boga, wspomagają modlitewną kontemplację.
Subskrybuj:
Posty (Atom)