wtorek, 18 sierpnia 2015

W oparach virtualu


Jakiś czas temu na jednym z tzw. „portali społecznościowych” przeczytałem taki oto cytat:

„Ten tak zwany zdrowy polski konserwatyzm, którego nieodłączną cechą jest przypuszczenie, że to wszystko jest tylko wymyślone – Europa, kultura, teorie francuskich filozofów, sztuki wizualne, rozwój społeczny, że niczego tam nie ma, a tak naprawdę istnieje tylko szczelnie zamknięty pokój, brzoza, fortepian, strumyczek, i wreszcie ta nieśmiertelna polska bezmyślność”. 

CHOPIN BEZ FORTEPIANU – Barbara Wysocka & Michał Zadara 

Osoba, która przytoczyła na swojej stronie ten passus, zamiast komentarza zamieściła ikonkę smutnej buźki, co pewnie oznacza, że niezmiernie ją zasmuca stan tzw. „zdrowego polskiego konserwatyzmu”.

Mnie akurat ten cytat nie zasmucił. Co najwyżej rozśmieszył. Nie wiem, skąd państwo Wysocka i Zadara wytrzasnęli ten „zdrowy polski konserwatyzm”, ale szeleści on papierem, bo bytem istniejącym w tzw. „realu” z pewnością nie jest. Zdaję sobie oczywiście sprawę, że cytat jest być  może wyrwany z kontekstu i ta brakująca część wyjaśniłaby mi wiele – np. że są to fantazmaty jakiejś literackiej postaci. Obawiam się jednak, że ci państwo mogą faktycznie tak myśleć czyli, że po prostu stworzyli sobie byt fikcyjny istniejący w tzw. „virtual reality”. I tylko tam. Choć są święcie przekonani, że to prawda.

Jest to w sumie bardzo wygodne.

Młodzi i starzy chłopcy spędzają wieczory przed ekranem komputera napierniczając w fikcyjne postaci z różnego rodzaju broni, zdobywając punkty i wygrywając fikcyjne wojny. Tutaj nie muszą obawiać się utraty życia, bo „żyć” mają kilka, a jeśli przegrają, można wszystko zacząć od nowa albo po prostu wyłączyć komputer.

Polscy intelektualiści wydają się grać w podobną grę. Najpierw stwarzają sobie fikcyjne postaci, a potem napierniczają w nie z czego się da. W końcu przeczytali paru francuskich filozofów i to ich nobilituje. Nie są „bezmyślni”. Podnieca też ich „rozwój społeczny” i czują niechęć do „brzozy” i „strumyczka”. Przypominają w tym co nieco tych niebezpiecznych bęcwałów z I Awangardy („Miasto. Masa. Maszyna”), którzy wprowadzali potem z naganem w ręku ustrój sprawiedliwości społecznej, wspierani bagnetami „niezwyciężonej” Armii Czerwonej. W przypadku tych współczesnych palantów okazuje się, że „historia vitae magistra non est”. Ale są bardzo „europejscy”, nie jak ci wredni „zdrowi konserwatyści” – Dariusz Gawin, Ryszard Legutko, Marta Kwaśnicka, Paweł Lisicki, Rafał Ziemkiewicz, Jacek Bartyzel czy Grzegorz Braun – by wymienić tylko kilku na chybił-trafił, bez ładu i składu, od Sasa do Lasa.

Biedacy! Nie zorientowali się, że to, w co napierniczają, to rzeczywistość wirtualna, a francuscy filozofowie są już dawno martwi. To ich w gruncie rzeczy różni od młodych i starych chłopców rozwalających joysticki na kolejnych grach komputerowych. Może dlatego, gdy się w końcu obudzą, z bolącym tyłkiem i na potężnym kacu, będzie już za późno – wokół będzie któryś tam islamski kalifat. Wtedy poczują dość boleśnie ostrą krawędź rzeczywistości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz