Monte Cassino to w
zasadzie punkt obowiązkowy każdej wycieczki czy pielgrzymki z Polski. Dla
większości Polaków ma (lub teoretycznie powinno mieć) to miejsce zresztą podwójne
znaczenie: z jednej strony przypomina o tragicznej walce polskich żołnierzy „za
wolność naszą i waszą”, z drugiej wiedzie myśl ku odległym wiekom
chrześcijaństwa, ku podstawom cywilizacji europejskiej. Z jednej strony więc myśl o destrukcji, zniszczeniu i cierpieniu, z drugiej o cierpliwym budowaniu, modlitewnej kontemplacji, wznoszeniu oczu ku Bogu.
Nim dotrzemy do słynnego wzgórza udajemy się do muzeum bitwy o Monte Cassino – Historiale di Cassino.
Nim dotrzemy do słynnego wzgórza udajemy się do muzeum bitwy o Monte Cassino – Historiale di Cassino.
Czekając na zwiedzanie zaglądamy do sklepiku. Tutaj oczywiście można kupić różne gadżety i pamiątki. W tym koszulki. Są polonica. Są też elementy, które zaskakują – jak koszulki wyraźnie upamiętniające niemieckie formacje wojskowe.
Samo muzeum robi na mnie z początku wrażenie kompletnie infantylnego, być może bardziej przeznaczonego dla zwiedzających ze Stanów Zjednoczonych (bez obrazy) lub krajów, które nie brały w tej wojnie bezpośredniego udziału. Potem jest trochę lepiej i można się nawet nieco dowiedzieć, zwłaszcza jeśli nie zna się zbyt dokładnie szczegółów przebiegu tej bitwy. Twórcy muzeum włożyli sporo wysiłku i pomysłowości, by opowiedzieć o tych zmaganiach jak najciekawiej przy pomocy dźwięku, obrazu i oryginalnych eksponatów z terenów walk.
Przypomniawszy sobie
historię słynnej bitwy udajemy się w dalszą drogę, która na pierwszy rzut oka
nie wygląda bezpiecznie. Jednak nasi kierowcy nie mają problemu z kierowaniem
po stromej i krętej szosie wiodącej do klasztoru. Dech w piersi zapierają
rozciągające się widoki, a owa panorama swoje zwieńczenie zyskuje w samym
klasztorze, z którego prezentuje się w całej okazałości.
Takie miejsce musiało być
wprost znakomite, jeśli chodzi o wybór lokalizacji na klasztor. Położone na
trudno dostępnym wzgórzu, dawało jednocześnie rozległy widok na dzieło Pana
Boga, umożliwiało kontemplację, oddalało od zgiełku świata i pozwalało spojrzeć
z dystansem na ziemskie sprawy. Bryła klasztoru robi już z daleko imponujące
wrażenie. Podejrzewam, że nie mniejsze niż w dawnych wiekach. Charakterystyczny
kompleks zabudowań klasztornych zachwyca też wewnątrz, gdy przekroczy się bramę
wejściową. Aż trudno uwierzyć, że ktoś chciałby zbombardować tak monumentalne
dzieło dawnych mistrzów. Nawet poświęcenie go w imię wyższych celów wydaje się
niezwykłym barbarzyństwem. Trudno też uwierzyć, że to wszystko było obrócone w
ruinę. Budynki klasztorne odbudowano po wojnie, więc to, co mieliśmy okazję
zobaczyć, to w zasadzie rekonstrukcja. Sam kompleks klasztorny zresztą niepierwszy
raz ulegał zniszczeniu bądź przez ludzi, bądź naturę – trzęsienie ziemi.
Rekonstrukcją natomiast nie jest przepiękna
kaplica, która zachowała się mimo ciężkiego bombardowania, a w której spoczywają
doczesne szczątki założyciela klasztoru – św. Benedykta z Nursji i jego siostry
św. Scholastyki.
Te złocone, przecudnie zdobione ściany i sufity pozwalają duchowi ulecieć w dziedzinę spraw wiecznych, nieprzemijających. Podobnie jak naturalne piękno przyrody, tak dzieła rąk dawnych mistrzów wskazują na Boga, wspomagają modlitewną kontemplację.
Te złocone, przecudnie zdobione ściany i sufity pozwalają duchowi ulecieć w dziedzinę spraw wiecznych, nieprzemijających. Podobnie jak naturalne piękno przyrody, tak dzieła rąk dawnych mistrzów wskazują na Boga, wspomagają modlitewną kontemplację.
Piękny wpis.
OdpowiedzUsuńDo zwiedzania jeszcze wypada dołożyć wizytę na cmentarzu polskich żołnierzy. Kto pojedzie, niech zabierze choć jeden znicz - należy się tym bohaterskim chłopakom, którzy walczyli tak daleko od domu...
Dziękuję. O cmentarzu jeszcze trochę będzie. Nie chciałem robić po prostu zbyt długiego wpisu, a poza tym o cmentarzu polskim w Loreto też zrobiłem osobny fragment. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń