Szczerze powiedziawszy,
to po zastanowieniu nie za bardzo wiem, co dziennikarz miał tak naprawdę na
myśli. Pytanie oczywiście nawiązywało do słynnego wydarzenia, kiedy Andrzej Duda podniósł z ziemi Hostię. Jedyne, co mi się nasuwa, to przypuszczenie, że jest to przejaw
absurdalnej tendencji w myśleniu o polityce, która wyraża się w przekonaniu, że
polityk nie powinien mieć… przekonań. A już z pewnością nie powinien trzymać
się ich kurczowo w swoim działaniu, zwłaszcza, jeśli są to przekonania
religijne i wynikające z nich zasady moralne.
Spróbujmy się zastanowić,
co bowiem miałoby oznaczać, że Andrzej Duda jest „zakładnikiem Hostii”? Hostia
to przecież Ciało Chrystusa. Można więc powiedzieć, że Andrzej Duda miałby być
tak naprawdę zakładnikiem Chrystusa. Jeśli tak, to pewnie oznaczałoby to, że
jako ów „zakładnik” musiałby wykonywać to, co poleci mu Chrystus. A zatem
kierować się nie swoim widzimisię, tylko realizować w swoim postępowaniu wolę samego
Chrystusa. A skoro Jezus jest Bogiem, to z związku z tym nasz prezydent miałby
kierować się (lub nie) wolą Wszechmocnego i Wszechwiedzącego Stwórcy
wszechrzeczy, który przecież pragnie naszego dobra i wie lepiej, co jest dla
nas korzystne, nawet jeśli nam wydaje się to trudne, niewykonalne lub nawet przynosi
nam cierpienie.
A może ów
dziennikarz użył po prostu skrótu myślowego i jego pytanie oznacza nic innego, jak
zatroskanie, czy Andrzej Duda będzie kierował się wolą Boga czy swoim własnym,
a być może również doradców, ułomnym rozeznaniem sytuacji! Jeśli tak, to
zwracam honor! Też bym chciał, aby Andrzej Duda był zakładnikiem Chrystusa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz