poniedziałek, 14 maja 2018

Domówka w restauracji z kebabem


Dużo ekscytacji wywołuje ostatnio w mediach sprawa polityka PO, który obecnie siedzi w areszcie. Tym razem wykryto, że jego mieszkanie było wynajmowane paniom uprawiającym najstarszy zawód świata. Ten „news” rozgrzewa i klawiatury, i głowy. Jak się dowiedziałem, politycy opozycji wyszli nawet w proteście ze studia telewizyjnego, gdy zadano im pytanie na ten temat.


Wszystko wskazuje na to, że ta nowina, podana najpierw przez radio, jest prawdą. Pani najmująca lokal tłumaczyła się jedynie skromnie, że to nie żadna agencja towarzyska, a zwykła „domówka”. No cóż... jak zwał, tak zwał. Różne już nazwy wymyślano, by określić burdel. W końcu „agencja towarzyska” to też eufemizm.


Tym razem jednak broniłbym nieszczęsnego polityka opozycji. I to wcale nie dlatego, bym czuł do niego jakąkolwiek sympatię. Jestem gotów uwierzyć, że ów pan nic nie wiedział o tym, jaki proceder był uprawiany pod dachem wynajmowanego przez niego lokum. Każdy, kto otarł się o biznes wynajmu mieszkań, czy to jako właściciel, czy jako pośrednik z biura nieruchomości, wie dobrze, jakim ryzykiem może być wynajęcie mieszkania. Skala problemów jest szeroka, by nie powiedzieć – nieskończona.


Sympatyczni studenci, którzy nic tylko wkuwają do kolejnych egzaminów, bo studiują trudny kierunek, jakim jest medycyna, okazują się być bandą łobuzów zatruwających życie sąsiadom. Grają non-stop głośną muzykę, urządzają hałaśliwe imprezy do białego rana, a w czasie jednej z nich wpadają na „genialny” pomysł utylizacji pustych butelek – wchodzą na dach i wrzucają je do szybów wentylacyjnych (autentyczny przypadek).


Albo młody biznesmen, któremu dobrze z oczu patrzy, okazuje się być złodziejem i w piwnicy najmowanego przez siebie lokalu trzyma skradziony towar. Miła para, która akurat przeniosła się do naszego miasta wydelegowana tu przez firmę i szuka cichego mieszkania, to w rzeczywistości szajka oszustów posługująca się fałszywymi dokumentami i już wkrótce mieszkanie stoi puste, ogołocone z wszystkich mebli i sprzętów. Albo pani, która chce nająć mieszkanie w imieniu swojej firmy dla jej szefa (a potem nagle „szefów”, bo poproszona o jego dane stwierdza, że to jednak nie zawsze ten sam będzie), w istocie jest... prostytutką.


Tak więc temat agencji towarzyskiej (czy też „domówki”) w mieszkaniu aresztowanego polityka, to moim zdaniem temat zastępczy, a przy tym łatwy, miły i przyjemny, by się trochę pośmiać, pokpić, pooburzać i poznęcać nad tym panem, którego ogólna sytuacja nie jest zbyt wesoła. Jeśli mnie pamięć nie myli, to nie pierwszy zresztą polityk, któremu coś takiego się przytrafiło.


Tymczasem na zachód od Odry, w jednym z tych europejskich miast, które już wkrótce może się okazać stolicą kolejnego kalifatu, dwaj panowie postanowili wykazać się albo szczytem głupoty, albo szczytem bezczelności i urządzić swoją własną „domówkę” w restauracji z kebabem.


Ci dżentelmeni postanowili oto, że będą się raczyć alkoholem w lokalu, którego właściciel sobie tego nie życzył. Mimo protestów restauratora, który – jak wynika z opisu – musiał być muzułmaninem, panowie nie zaprzestali spożywania wyskokowego trunku. Konsekwencje były dla nich opłakane, znajdujący się w restauracji muzułmanie wpadli we wściekłość, wyrzucili obu gości na zewnątrz i spuścili im porządny łomot. W ruch poszły nawet krzesła. Ci z przechodniów, którzy próbowali interweniować, sami narazili się na ciosy rozwścieczonych wyznawców Allacha. Jeden z tych niesubordynowanych dżentelmenów wylądował w szpitalu z poważnymi złamaniami.


Nie zamierzam tutaj usprawiedliwiać takiego popisu przemocy. Przecież wkurzeni muzułmanie mogli obu panów po prostu tylko chwycić za kołnierz i wyrzucić za drzwi, a w razie dalszych problemów wezwać policję – w końcu po to ona jest. Jednak trudno mi uciec przed myślą, że ci dwaj miłośnicy alkoholu dostali to, na co sobie zasłużyli. I czy muszę tę „oczywistą oczywistość” tłumaczyć?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz