czwartek, 24 listopada 2016

„Egzorcysta” i islam


Mam wrażenie, że mimo rozwoju technologii, środków masowego przekazu, szybkości obiegu informacji dookoła globu, na temat wielu zjawisk istnieje w świadomości przeciętnego człowieka więcej mitów, półprawd i zwykłych zmyśleń niż sprawdzonych informacji.

Jednym z takich zjawisk wydaje mi się być islam. Mimo zagrożenia, jakie ta religia (albo „herezja” – jak mahometanizm traktowali ojcowie Kościoła i np. z XX-wiecznych myślicieli Hilaire Belloc), ogólny stan wiedzy na jej temat jest dość niski.

Pamiętam ożywioną dyskusję, jakiej byłem świadkiem, pomiędzy pewnym zacnym duchownym a jego parafianinem na temat islamu i Koranu. Obaj interlokutorzy wyrażali sprzeczne poglądy: jeden twierdził, że islam to religia pokoju, a drugi, że wprost przeciwnie; jeden twierdził, że potwierdzenie na pokojowość islamu można znaleźć w Koranie i że terroryści postępują niezgodnie z jego nauką, drugi obstawał zaś przy tym, że właśnie to terroryści są wiernymi uczniami nauk Koranu, a przytoczyć można na to odpowiednie wersety tej świętej księgi mahometan. Nie wypowiadałem się o Koranie, bo moja wiedza była wówczas na ten temat zerowa. Wyraziłem jedynie wątpliwość co do pokojowości samej religii. Jednak najlepsza była konkluzja całej tej dyskusji: najpierw jeden z rozmówców, a potem tak samo drugi, przyznał, że... Koranu nigdy nie czytał i w ogóle go nie zna. Na czym więc opierała się cała dyskusja? No właśnie...

Ten przykład zdaje się świadczyć o tym, że potrzebna jest podstawowa chociaż edukacja na temat islamu. Sam osobiście zachęcałbym do lektury Koranu, by u źródła poznać, co ta księga faktycznie nam mówi. Choć trzeba się zastrzec, że nie jest to lektura łatwa i jeśli ktoś sądzi, że wyznaczy sobie np. rok na przeczytanie świętej księgi mahometan od deski do deski, może się srodze zawieść – bardziej niż w przypadku Biblii, która przecież też wymaga odpowiedniego wprowadzenia i przygotowania do lektury. Pierwsze wrażenie może być takie, że jest to po prostu bełkot, w którym czytelnik rozpozna fragmenty kojarzące się z Biblią, zarówno ze Starym, jak i Nowym Testamentem, ale w którym brak jakiegoś ładu i składu. Osobiście zachęcałbym do lektury Koranu od... końca, gdzie znajdują się najkrótsze sury, a więc również najłatwiejsze do ogarnięcia i przeczytania (co nie znaczy, że nie wymagają one komentarza i przypisów).

Kto zaś nie ma czasu, powinien sięgnąć po jakieś dobre źródło, przewodnik lub naukową rozprawę, podpartą również cytatami. Potrzebna jest wiedza, inaczej łatwo dać się uśpić, a przebudzenie może być bardzo bolesne – wówczas na reakcję może być już za późno.

Na to zapotrzebowanie odpowiada ostatni numer „Egzorcysty” – znakomitego miesięcznika, który miałem zamiar zarekomendować na tej stronie już jakiś czas temu. Jego zaletą jest m.in. staranna szata graficzna i bloki tematyczne poświęcone np. różnym zagrożeniom duchowym. Katolików letnich, którzy sądzą, że jest to rodzaj katolickiej „Wróżki” zachęcam, by raczej sami sięgnęli po pismo albo po prostu... puknęli się w czoło i zastanowili, co wiedzą o swojej wierze.

Otóż, listopadowy „Egzorcysta” daje swoim czytelnikom blok artykułów na temat islamu. Powiem wprost – czytelnik, który wie niewiele albo zgoła nic na temat islamu, pewnie będzie miał z początku jeszcze większy mętlik po tej lekturze, choć też całkiem sporo się dowie. Ale to dobrze, bo może zachęci to go do dalszych poszukiwań i weryfikacji pewnych opinii wyrażanych w tym miesięczniku.

Całość zaczyna się z pozoru niewinnie, a nawet bardzo dla islamu przychylnie, bo pokazując religię Mahometa od tej pozytywnej strony – przyjaznej przybyszowi, gościnnej, hołubiącej rodzinę, troszczącej się o dobre i bezstresowe wychowanie dzieci, z szacunkiem odnoszącej się do chrześcijaństwa, a nawet szukającej u katolickich zakonnic porady i wsparcia w trudnych i konfliktowych sytuacjach. Taki jest artykuł s. Anny Siudmak pt. „Życie wśród wyznawców islamu”. Jednak konkluzja tego artykułu i jeden z jego wcześniejszych fragmentów mrozi krew w żyłach.

Kolejny krótki tekst, to wyznanie Abdura Raufa, który opowiada o jego nawróceniu z islamu na chrześcijaństwo. Jak twierdzi:

Wyrosłem w społeczeństwie, które traktuje Boga jako istotę odległą, przebywającą gdzieś w niebie. (...) Ten Bóg akceptuje modlitwę tylko w jednym języku – arabskim.

Dręczony przez pytania, nie miał innego wyjścia jak „milczenie albo przyjęcie islamu”. Jego przyszła żona, a potem zakonnicy naprowadzili go na właściwą ścieżkę, a jeden z zakonników zalecił mu lekturę Biblii. Nastąpiła przemiana, o której tak pisze m.in.:

Wtedy dopiero spotkałem i odkryłem prawdziwego Boga – tego, który jest blisko, słucha mnie i rozmawia ze mną, obojętnie w jakim języku mówię, kocha mnie takiego, jakim jestem, poświęca swoje życie, by mnie uratować od śmierci.

„Gwoździem” całego numeru jest obszerny wywiad z prof. Remim Braguem – filozofem i autorem książek, które ukazały się również w polskich tłumaczeniach. Wywiady z profesorem można było już przeczytać na łamach polskiej prasy (m.in. w „Gościu Niedzielnym”). Ten należy chyba do najobszerniejszych. Tytuł nieco prowokacyjny: „Co zawdzięczamy Mahometowi?” Francuski profesor zwraca uwagę na pewną zasadniczą rzecz:

Europejczycy (...) stosują wobec islamu kategorie pochodzenia chrześcijańskiego. Dla nich religia musi mieć Boga, zakładać życie po śmierci, mieć duchownych oddających cześć Stwórcy, modlitwy, sakramenty, ewentualnie posty i pielgrzymki.
W przypadku islamu mamy problem, by zrozumieć, że chodzi w nim przede wszystkim o prawo. W średniowieczu, aby określić islam, stosowano łacińskie określenie lex Mauroroum (prawo Maurów), a także hebrajskie to-rat ha-Ismaelim (prawo synów Izmaela). Było w tym więcej racji, niż myślano. Islam jest przede wszystkim systemem praw, boskich nakazów, które oceniają niemal każde działanie, jakie obecne jest w ludzkim życiu: obowiązkowe, zalecane, obojętne, odradzane, zakazane. Od tego prawa zależą akty kultu (modlitwa, ramadan, pielgrzymka). Jeśli zatem muzułmanin znajdzie lub będzie wierzył, że znalazł w prawie islamskim zapis, jak usprawiedliwić – bądź w jaki sposób uczynić szlachetnym albo obowiązkowym – zabicie „niewiernych”, to to mu wystarczy. Poza tym uczyni to, co nakazuje mu prawo islamu.

Warto zapoznać się z tą rozmową, bo z pewnością pomoże ona wyjaśnić pewne nieporozumienia, gdyż jak mówi profesor: „konieczne jest, aby po obu stronach rozumieć słowa w tym samym sensie”. A okazuje się, że często mylnie uważamy, że jest możliwe porozumienie, nie zdając sobie sprawy z tego, że te same słowa mają inne znaczenie dla nas niż dla uczniów Mahometa.

Inny ważny i intrygujący tekst w tym numerze „Egzorcysty” to artykuł abp. Fultona J. Sheena „Maryja i muzułmanie”, w którym autor dowodzi, że nawrócenie mahometan przyjdzie przez Maryję.

Godny polecenia jest także „Osobowy Bóg i panteizm” ks. prof. Krzysztofa Kościelniaka. Bardzo często na Zachodzie mamy tendencję postrzegania islamu jako monolitu (nawet jeśli wielu słyszało o szyitach i sunnitach), nie zdając sobie sprawy z pewnych zasadniczych różnic między różnymi odłamami tej religii. A już sam tytuł sugeruje pewne tropy, które kłócą nam się z obrazem mahometanizmu. Ten erudycyjny tekst dostarcza sporą dawkę wiedzy i może być zachętą do dalszych poszukiwań.

Fascynujący (i jak najbardziej na miejscu akurat w tym czasopiśmie) jest artykuł tego samego autora „Złe duchy według Koranu”.

Podobnie, jak rozmowa z Remim Braguem zwraca uwagę na nieporozumienia związane z naszym postrzeganiem islamu, tekst ks. Krystiana Kałuży pokazuje, jaki „nieprzekraczalny dystans” dzieli od siebie obie religie i jak obca jest muzułmanom katolicka nauka o Zbawieniu.

Wymienione przez ze mnie teksty zasługują na zgłębienie, ale to nie znaczy, że w listopadowym numerze „Egzorcysty” to jedyna lektura godna uwagi. Naprawdę warto pospieszyć się i nabyć swój egzemplarz. To spora dawka wiedzy, a także lektura ubogacająca ducha i uświadamiająca piękno naszej religii

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz