poniedziałek, 7 listopada 2016

„Między skrzydłem a sterem” – listy Andrzeja Bobkowskiego do Jerzego Turowicza


Jeśli czytelnik zabierze się za lekturę „Listów do JerzegoTurowicza 1947-1960” Andrzeja Bobkowskiego po jego korespondencji ze stryjem, z pewnością będzie czytał fragmenty niektórych z nich z pewnym zaskoczeniem. Jak bowiem pogodzić jego pochwałę protestantyzmu, jaką przedstawił Aleksandrowi Bobkowskiemu, i uwagi o tym, że w krajach, gdzie zwyciężyła herezja, nie było skłonności do „ideologii pałki” (co jest oczywistą nieprawdą) z jego otwarcie wyrażaną niechęcią do Lutra? Jak choćby w tym fragmencie:

(...) ale kto mi zaręczy, że taki Cortez, Pizarro i inni – zewnętrznie straszliwie katoliccy – nie byli podgryzieni, choćby podświadomie, nowinkami Lutra? A jeśli nie Lutra, to w każdym razie atmosferką, która stworzyła Lutra? Tu czuję, że się może zagalopowałem, ale trudno – ja Lutra do tego stopnia nie znoszę (cała moja luterańska rodzina ze strony ojca niemało się do tego przyczyniła), że o tym typie nie umiem spokojnie mówić.

Można oczywiście przypuszczać, że autor „Szkiców piórkiem” nie do końca był w swoich deklaracjach szczery, że co nieco pozował, że troszkę zmyślał w zależności od tego, do kogo pisał. W tym przypadku korespondował przecież z redaktorem katolickiego tygodnika (choć traktował ten tygodnik bardziej jako pismo literackie), stąd jego ogólne uwagi o religii i wyrażanie niechęci do protestantyzmu nie byłyby niczym dziwnym.

Z drugiej strony nonkonformizm Bobkowskiego, niedbanie o to, by wkraść się w czyjeś łaski dla pozyskania konkretnych korzyści materialnych, wyjazd z Europy i odrzucanie ofert wsparcia finansowego i stypendiów, każe powątpiewać w tak koniunkturalną postawę pisarza. Cóż miałby bowiem po niej zyskać? Pomoc dla swojej matki, która pozostała w Krakowie? Być może, ale czy na pewno?

Tym niemniej sprzeczność pozostaje: w liście do stryja sugestia, że totalitaryzm znajduje podatny grunt w krajach katolickich, w liście do Turowicza zaś dywagacje (nawet jeśli się „zagalopował”), że postawa konkwistadorów jest być może podszyta luteranizmem. Przy tym staje w tej ostatniej korespondencji w obronie samego Kościoła katolickiego i przeciwstawia się łączeniu tegoż Kościoła z okrucieństwami zdobywców Ameryki.

Religia generalnie jest w tych listach pisanych do redaktora „Tygodnika Powszechnego” jednym z tematów głównych. Są to zarówno wzmianki o własnej religijności, dywagacje o katolicyzmie w Ameryce Łacińskiej, jak i opisy świąt (głównie Bożego Narodzenia, ale też na przykład procesji z relikwiami Krzyża Świętego) w Gwatemali. Te ostatnie to żywe obrazki z życia Gwatemali, równie ciekawe, jak opisy politycznych niepokojów i buntów, które zresztą Bobkowski podaje ze swoistym dystansem i poczuciem humoru.

Chyba najbardziej przejmujący aspekt tych zapisków religijnych odnajdzie czytelnik w bardzo osobistych uwagach pisarza, dotyczących jego własnych doświadczeń, zwłaszcza wówczas, kiedy pisze ze świadomością stania być może już u progu śmierci:

Od przeszło dwóch lat żyję w cieniu śmierci. (...) Śmierć powinno się brać zupełnie na serio przede wszystkim jako koniec życia w tym sensie, w jakim my to życie pojmujemy, to znaczy naprawdę i bez głupich dowcipów jako koniec świata i koniec w s z y s t k i e g o w naszym ludzkim rozumieniu. Poza tym pozostaje tylko ufność i wiara w nadprzyrodzone miłosierdzie Boskie, które można załatwić tylko wiarą i ufnością, bo tego tu naszym umysłem nie można zrozumieć. To kwintesencja mojej filozofii i mojego spokoju.
(...)
Właściwie to nawet żyję z poczuciem jakiegoś szczęścia, bardzo wielkiego, jak nigdy dawniej. I śmiać mi się chce z ludzi, którzy kwestionują sens życia. Dziś wiem, że ono ma sens, BO JEST.

Dla znających tę twórczość i tych, którzy trochę coś wiedzą o życiu Bobkowskiego, nawet przy uwzględnieniu religijnego wymiaru jego twórczości, może pewnym zaskoczeniem być także takie wyznanie o modlitwie:

Na Łasce się nie znam, bo nigdy w życiu nie miałem najmniejszych wątpliwości i modlitwa była dla mnie wielką rzeczą i pokrzepieniem.

Zaskoczeniem natomiast nie będą choćby takie uwagi, jak ta chwilę po zacytowanym wyżej passusie:

W myśleniu staram się zawsze eliminować modę. Mody myślenia zarzynają ten świat. Szczególniej to, co już dawno jest démodé, a co podaje się za ostatni gwóźdź sezonu.

Tutaj jest znany nam Bobkowski indywidualista. Bobkowski Sarmata, który chodzi własnymi ścieżkami. Te własne ścieżki zawiodły autora „Szkiców piórkiem” do Gwatemalii, która stała się jego drugą ojczyzną i którą pokochał. Jak sam wyznawał: „chcę tutaj umrzeć”. Nie miał przez to poczucie zdrady własnej ojczyzny, gdyż zauważał:

Dziś rozumiem, że można jakiś obcy kraj pokochać i bez uszczerbku na duszy mieć jakby dwie ojczyzny.

Oczywiście powracającym motywem, przebijającym się przez te listy, nawet jeśli sam autor nie ma zamiaru się użalać i biadolić nad swoim losem, który przecież wybrał z pełną świadomością, jest motyw ciężkiej pracy, która doprowadziła go pewnego dnia do załamania nerwowego:

(...) zapracowany, w końcu w jesieni 1953 r. upadłem raz wieczorem na ulicę, nie mogłem wstać, zdawało mi się, że jeżeli zrobię jeden ruch, natychmiast umrę.

Bobkowski, by pisać, musiał ten czas na twórczość, często zmęczony i wyczerpany, wręcz wyszarpywać. Stąd poczucie, że mamy do czynienia z czymś tym cenniejszym, bo okupionym ogromnym trudem, a jednocześnie żal, że autor nie mógł pracować w bardziej komfortowych warunkach, kiedy tyle miernot (ale też przecież autorów wybitnych, jak wspomniany tu Iwaszkiewicz) w jego czasach żyło w komforcie w zamian za służalczość. Pisał więc w liście do Turowicza, wspominając o swoim modelarskim biznesie:

Ja natomiast przeszlę Panu coś bardziej ciekawego – ot po prostu trochę notatek, takich pisanych po mojemu, obecnie raczej ukradkiem, między skrzydłem a sterem, bo na porządne pisanie nie mam czasu i tylko od namiętności notowania nie mogę się uwolnić.

Dobrze, że ta „namiętność notowania” w autorze nie wygasła. Dobrze, że ocalały te listy.

Andrzej Bobkowski, Listy do Jerzego Turowicza 1947-1960, Biblioteka „Więzi”, Warszawa 2013.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz