niedziela, 22 marca 2009

Drewnianym uchem: Muzyczna medytacja na Wielki Post

Gdybym miał polecić jakąś płytę na wielkopostne medytacje, to wskazałbym tę. „TrenyMichała Jacaszka to przejmująco piękna i pięknie przejmująca muzyczna medytacja nad śmiercią, przemijaniem postaci tego świata, tymczasowością naszego ziemskiego bytowania oraz wiecznością. To żal po śmierci kogoś bliskiego oraz poszukiwanie nadziei, to rozpamiętywanie minionych chwil i ciężar smutku związanego z odejściem kogoś, kogo się kocha.

Gdybym miał wskazać muzykę, która sama sobą wyraża przemijanie, odchodzenie w przeszłość, a jednocześnie paradoksalnie mówi o wiecznym trwaniu („Rytm to nieśmiertelność”) to wybrałbym tę. Szumy, trzaski, różne pogłosy w połączeniu z pięknym wokalem Mai Siemińskiej, wiolonczelą i skrzypcami sprawiają wrażenie jakiegoś przesłania z przeszłości, jakby płynąc przez kosmos dotarła do nas wiadomość, w której pewne dźwięki się zacierają, inne nasilają, jedne są ledwo czytelne, inne brzmią czysto i klarownie (gdzieś słychać fragmenty jakiejś rozmowy czy wypowiadanych na głos myśli, gdzie indziej jakby odgłos skakanki, czyichś kroków); wiadomość, w której język nie jest do końca jasny czy zrozumiały, ale intuicyjnie czujemy, że wiemy, o co chodzi i jednoczymy się z nadawcą, z nim współ-odczuwamy. Takim przesłaniem, wiadomością w butelce wysłaną przez morze upływającego czasu są przecież „Treny” Jana Kochanowskiego, które stały się literacką inspiracją dla kompozycji Jacaszka.

Gdybym miał wybrać artystę, który w ostatnim czasie zrobił na mnie ogromne wrażenie, stał się dla mnie odkryciem, dostarczył niezwykłych muzycznych doznań, wprawił też w konsternację i zakłopotanie, jakie budzą zjawiska nie do końca zrozumiałe i nowe, to bez dwóch zdań oddałbym głos na tego właśnie. Jacaszek ma już zapewnioną pozycję zarówno jako innowator, jak i oryginalny głos i brzmienie w polskiej i chyba nie tylko polskiej muzyce. Paradoksalnie (albo z pozoru tylko paradoksalnie) jako twórca awangardowy nawiązuje do tradycji. Taniec na przykład, jakiś ułomny, kaleki walczyk (można by stworzyć kapitalny teledysk) pojawia się tutaj chyba nie przypadkowo i nieprzypadkowo nasuwa skojarzenia ze starym średniowiecznym motywem tańca śmierci (jedna z kompozycji jest zatytułowana właśnie „Taniec”, a inna „Walc”, ale motywu tego można również się dosłuchać w samej warstwie muzycznej innych utworów). Autor zdaje się także znajdywać natchnienie w poezji, literaturze. Bo przywołuje tutaj i wspomnianego już wyżej Kochanowskiego z jego „Trenami”, i Bolesława Leśmiana.

Niezwykła jest przestrzenność tej muzyki. Niesamowite jej bogactwo przy pozornej monotonni. Dobrze jest jej słuchać, wsłuchiwać się w nią, chłonąć ją na dobrym sprzęcie lub ze słuchawkami na uszach. Zdaje się, że Jacaszek odkrył zaletę, jaką może w muzyce być szum, ten szum, który nowoczesny sprzęt i studia nagraniowe eliminują z płyt, jakie później trafiają do naszych rąk. Młody kompozytor ten szum twórczo wykorzystuje, ubogacając przesłanie muzyczne swoich utworów, nadając im niespotykany gdzie indziej wymiar, głębię, charakterystyczną tylko dla jego kompozycji barwę.

„Treny” Michała Jacaszka to po prostu znakomita płyta na okres wyciszenia, zastanowienia i refleksji, pogłębienia swojej duchowości. To zwłaszcza niezwykłe doznania estetyczne i muzyczne. Warto znaleźć na nie czas.


Michał Jacaszek, Treny, gusstaff records, 2008.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz