piątek, 6 marca 2009

Opowieść z zamierzchłych dziejów

„Dawno, dawno temu...” – tak zazwyczaj zaczynają się baśnie. Tak też powinna chyba zaczynać się książka, której autorem jest Jerzy Strzemię Janowski, a która przez przypadek wpadła mi w ręce. Jednak, kiedy powstawała, pisarz pewnie nie zdawał sobie do końca sprawy, że opisuje świat, jaki już wkrótce zostanie zalany przez wody brunatnego i czerwonego potopu albo pogrąży się niczym mityczna Atlantyda pod falami oceanu. Gdyby tego się spodziewał, chyba poświęciłby więcej miejsca także swoim dwunożnym braciom i siostrom, a nie tylko czworonogom dużym i małym, nie wspominając już tych pierzastych na dwóch nogach też przecież chodzących, gdy nie posługują się skrzydłami, oraz pewnego małpiszona, jakże przypominającego niektóre okazy ludzkie.

Napisane z pokaźną dozą humoru i talentu opowiastki Janowskiego dotyczą albowiem głównie zwierząt. Poczesne miejsce zajmują wśród nich konie będące pasją autora „Karmazynów i żulików”. Osobną opowieść pisarz poświęca nawet Kasztance marszałka Piłsudskiego. Pomieszczone tu humoreski mogą kojarzyć się z najlepszymi fragmentami „Trzech panów w łódce, nie wspominając psa” lub też przywodzić na myśl szlacheckie gawędy. Jakże by inaczej! Toż to świat szlachecki, świat dawnych polskich i nie tylko polskich ziemian przebłyskuje pośród zabawnych obrazków i szkiców. Jest to świat przełomu epok, świat dawnego zaboru austriackiego, dawnych polskich kresów, świat współczesnym czytelnikom praktycznie nieznany, a nawet do pewnego stopnia obcy.

Czytając tę książkę nie mogłem uciec myślami od postawionej przez Ryszarda Legutkę w „Eseju o duszy polskiej” tezy o zerwanej ciągłości. O tej zerwanej ciągłości przypomina mi niemal codziennie Breslau, gdy patrzę na stare, odrapane poniemieckie kamienice przetykane brzydkimi PRL-owskimi blokami. O tej zerwanej ciągłości myślę, ilekroć zdarzy mi się pojechać na przykład do Krakowa i pośród jego dostojnych murów poczuć atmosferę nawarstwiających się wieków dawnej Rzeczpospolitej, której już nie ma. Bo nie ma też świata opisanego w „Karmazynach i żulikach”. To świat jak z baśni, świat jak z pradawnych wieków, po którym ocalały jedynie legendy.

Jerzy Strzemię Janowski, Karmazyny i żuliki czyli o zwierzętach dobrze i źle urodzonych, Warszawa 1995.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz